niedziela, 24 listopada 2013

II terenowa Dycha do Maratonu w Lublinie

24.11.2013r.

Wykonaj pracę. Zrób analizę. Ale wczuj się w swój bieg. Poczuj radość z biegania (Kara Goucher)


W takcie treningów i przygotowań biegowych  coraz częściej bolą mnie plecy i kręgosłup. Na II Dychę do Maratonu do Lublina postanowiłem jechać z zamiarem pobiegnięcia bez szarży.
Na miejsce dojechaliśmy z biegaczami z Klubu Biała Biega http://bialabiega.pl/ busem po godzinie 9. W momencie wjazdu do Lublina zaczął padać deszcz. To źle wpływało na teren na którym mieliśmy rywalizować. W lesie Dąbrowa koło zalewu gdzie dużo piachu i dołów opady deszczu zrobią z trasy błotnisty szlak. Na miejscu przestało kropić. Udaliśmy się do biura zawodów po odbiór pakietów. Wolontariusze już byli i oczekiwali na zawodników
Jednocześnie inna grupa pomocników miała zebranie i omawianie planu wsparcia na trasie
Jak każdy organizowany bieg w Lublinie wszystko było dopięte na ostatni guzik. Wraz z Pawłem z Międzyrzeca skoczyliśmy po banany i coś słodkiego a potem z bratem poszliśmy rozgrzać się i potruchtać po lesie. Następnie rozciąganie i obowiązkowa kolejka do toi-toia. Szybko udałem się na start. Zaryzykowałem w spodenkach i krótkim rękawku. Na głowę założyłem czapkę z daszkiem i rękawiczki na ręce. Do tego przydała mi się opaska na rękę i stoper.  Organizatorzy trochę postraszyli karetkami, warunkami, zwichnięciami i złamaniami. Start był walką o pozycje i przesunięcia do przodu bo jak zapowiadali organizatorzy dalej miało być wąsko, O tutaj załapałem się na fotce przy starcie http://lublin.gazeta.pl/lublin/51,35644,15007721.html?i=3.

Foto Krzysztof Bielak biegowaprzygoda.pl 

 Ja zacząłem zgodnie z planem od 4:30/km. Dużo zawodników szybko mnie minęło i pogrzało o przodu. Po wbiegnięciu do lasu powstrzymałem się i nie szarżowałem. Okazało się, że błota, liści jest naprawdę dużo Niektórzy ślizgali się, inni wywracali a kolejni starali się biec na ile się dało. Zapaliła mi się lampka bezpieczeństwa i starałem się ostrożnie biec mijając kałuże, największe błota, gałęzie i przeszkody. Na tym traciłem sekundy. Na 2 km niestety jedna z gałęzi trafiła mnie w głowa i ze złości ją nagiąłem puszczając co nie było rozsądne i dostał ktoś z tyłu i przepraszam tego biegacza bardzo za ten incydent. Z każdym kilometrem bieg był szarpany tu skok, tam omijanie łukiem a gdzie indziej po prostu prosto przez błoto wzdłuż pola co uwidocznił na zdjęciach rewelacyjnie Pan Dariusz Budzyński i Krzysztof Bielak

                        Foto www.dariuszbudzynski.pl






                           Foto Krzysztof Bielak biegowaprzygoda.pl 

 Zaczepił mnie Krzysiek Majewski aby ciągnąć tempo za nim ja nie zareagowałem i nie pociągnąłem z nim. Doszedłem szybko do wniosku ze za szybko nie mogę teraz biec i biegnę swoim tempem. Krzysiek był ciągle potem w zasięgu mojego wzroku. Na 4 bodajże km w lesie stały konie z jeźdźcami. spoglądając na zawodników to nikt nie był czysty. Błoto na plecach,koszulkach i całe buty oblepione co na podbiegach mi przeszkadzało. Bywały miejsce gdzie trzeba było biec za kimś gęsiego lub tuptać często po podłożu.
                            Foto www.dariuszbudzynski.pl
 Na 5 km 22:29 więc  czas miałem wg planu. Czułem jednak, że te 5 km to na każdej setce biegło się innym tempem ze względu na warunki. Powoli odczuwałem potrzebę przyspieszenia i mijania zawodników. Warto podkreślić, że na zakrętach, skrętach i drogach dojazdowych do trasy byli wolontariusze. Dopingowali biegnących, uśmiechali się i robili zdjęcia. Kilka razy czułem poślizg i ratowałem się machaniem rąk aby nie dachować. Niektórzy nie mieli tego szczęścia i padali w błoto, krzaki lub na siebie. Gdzieś na między 6 a 7 km był punkt z wodą. Tam stal i wodę podawał sam szef lubelskiego maratonu Zaplatałem się trochę ze stoperem Aleksander Kurczewski


                     Foto Krzysztof Bielak biegowaprzygoda.pl

Wziąłem kubeczek trzy łyki i wtedy delikatnie przyspieszyłem mijając kilku zawodników. Spojrzałem przed siebie a Krzysiek Majewski był daleko. Zacząłem powoli odrabiać straty do niego. Szybko wyliczyłem, że go dopadnę przed metą. Na trasie zrobiło się już luźniej i można było biec bardziej odważniej. Momentami były podbiegi, zbiegi i leżące wzdłuż ścieżek drzewa. Na 8km mijam kolejnego zawodnika i coraz bliżej widzę Krzyśka. Na 9 km ruszyłem już mocno. To ostatni kilometr. Mój punkt gdzieś za zakrętem znikł. Nagle gwałtowny skręt w lewo przez dół i słychać już wrzawę mecie. Gonię już mocno. Czuję powiew wiatru i adrenalinę. To już końcówka, którą zawsze lubię pobiec szybko. Przebieram nogami i coraz szybciej rękami.  Prawie lecę  nad metę. Czuję lekkość oraz satysfakcję biegową
Foto www.dariuszbudzynski.pl
 Przede mną policja i ulica którą przecinam dopadam dwóch zawodników na zakręcie szybko ich mijam i jeszcze jeden na ostatniej prostej zagrzewa mnie do walki bodajże numer 531 i zaczyna się ze mną ścigać. Ja już finiszuję na sprincie i go odstawiam. Krzyśka już nie dogonię ale zmniejszam do 3 sekund stratę na mecie. Doping jest mocny i wszędzie słychać oklaski. Widzę czas zaskakująco dobry 43:23 co dało mi 53  miejsce na 735 którzy ukończyli.
                      
                                             foto Krzysztof Janiak

  Ktoś wykrzykuje moje imię i widzę błysk aparatu to znajoma Helcia z Międzyrzeca Podlaskiego cyka fotki

 Dostaję medal a potem przechodząc dalej izotonik od wolontariuszki Ani. W sumie nie było tak ciężko. Tak bardzo się nie zmęczyłem. Zerkam na czas ostatniego kilometra 3:34 chyba realne że od oznaczenia 9 km do mety był kilometr bo biegłem ostatni kilometr w szaleńczym tempie. Spokojnie schodzę ze strefy mety. Sporo czasu zajmuje mi wyjęcie chipa i wtedy powiało chłodem. Jak się uporałem z chipem szybko udałem się zobaczyć czy brat biegnie. Po kilku minutach gdy go nie dojrzałem ruszyłem do miejsca gdzie była gorąca grochówka i herbata. Jak zjadłem to już odpuściłem niestety rozciąganie. Szybko założyłem dres i polar.  Zrobiło się chłodno. Zapomniałem napisać bieg wygrał nie kto inny Przemek Dąbrowski (KS AZS-AWF BIAŁA PODLASKA) którego typowałem na zwycięzcę, a uzyskał czas 33:12 z przewagą ponad minuty nad drugim zawodnikiem. Oficjalne wyniki są tutaj:  www.maratonypolskie.pl/wyniki/2013/ddlub311.pdf Brat ostatecznie zrobił wynik 49:48.
Należy podkreślić, że furorę robili studenci służb mundurowych z ZWWF AWFu z Białej Podlaskiej których było kilkudziesięciu i pokonali tę trasę
Wynik lepszy uzyskałem niż zakładany w takich warunkach a jeszcze kilka dni wcześniej zamierzałem biec pod 50 minut. To był dobry i asekuracyjny bieg. bez szaleństwa. Zresztą w takim terenie nie leżało mi z bardzo gonić zawłaszcza na początku. To był ostatni start na Dychę w tym roku.  Jeszcze może pobiegnę piątkę w grudniu. Podczas dekoracji spotkałem znajomych z Międzyrzeca Podlaskiego w tym Yo Zue z którym przywitaliśmy się bardzo głośno. Po rozmowach czas było wracać. Jeszcze na koniec przed busem zrobiliśmy wspólne zdjęcie.

Foto Marek Janik

Dopiero po kilku godzinach po biegu gdy piszę te relację odczuwam ponownie ból pleców i kręgosłupa oraz kolana i uda. Zatem podejmuję decyzję do soboty nie biegam. Jedynie ćwiczenia rozciągające i pompki.



czwartek, 21 listopada 2013

Wieczorne zbyt mocne wybieganie
21.11.2013r.

“Potrzeba czasu żeby dokonać rzeczy trudnych. Aby dokonać rzeczy niemożliwych potrzeba trochę więcej czasu.”

Ze względu na start w Lublinie na Dychę trochę przestawiłem dni treningów. Trening tempowy zrobię właśnie w niedzielę pod startu a dzisiaj z niedzieli przesunąłem wybieganie. Obawiam się, że jak polecę tempo to do niedzieli mogę mieć problem z odbudowaniem szybkości której mi brakuje i tak. 
Zatem po rozgrzewce zabieram wszelkie akcesoria: latarka, światełko na tył czapki migające na czerwono, stoper i zakładam dres jest chłodno. Oczywiście rękawiczki też mi się [przydadzą. Pierwsze km na rozruch aby się dogrzać to po 4:45 ale od 3 km na asfalcie już wbijam się w tempo 5:00 i tych granicach plus minus 10 sekund pobiegnę do końca tak aby w 95 minut ukończyć. Niestety nie ma księżyca i jestem zmuszony trzymać ciągle latarkę w ręku. Jest to uciążliwe i przeszkadza. Bez oświetlenia i przy wzrastającej mgle nie widać dołów i błota. Dzisiaj po raz pierwszy biegnie ze mną pies ten który jeszcze ze mną nie biegał a mam go od czasu gdy za mną po jednym z treningów przyczłapał. Pomiarów dokonuje tylko po każdym 5 km. Biegnę w miarę równo i jak to na początku ciągnie mnie do przodu. Szybko się doprowadzam do porządku. Na treningach nie idzie jakoś bez rywalizacji jak biegam sam. Od czasu do czasu potrzebuję trochę się pościągać i dlatego spróbuję pobiec jednak normalnie w Lublinie. W ciemności wieczora dobiegam 5km koło 25minut. Dalej po piachu zamykam pierwsze kółko. Przede mną jeszcze dwa okrążenia. Mój towarzysz widzę nie nadąża i odpadnie zapewne niebawem. Kolejne 1,5km po asfalcie. Ruchu nie ma prawie wcale i jak się okaże miną mnie 4 samochody tylko przez cały trening. Na 8 km czuję się dobrze i biegnę z lekkością. Temperatura nie jest zbyt niska bo już odczuwam mokre plecy. Nie chciałem ryzykować w koszulce a z kolei w bluzie przegrzewam się. Trudno jakoś dam radę. Na 10 km 49 minut z kawałkiem. Teraz zaczynam coraz bardziej odczuwać trzymana w reku latarkę. Zmiana rąk na wiele się zdaje. W końcu zakupię latarkę czołową. Jest tyle na rynku i trzeba w końcu się zdecydować to zapewne ułatwi bieganie wieczorami. Pies odpadł gdzieś po 12km ode mnie. Widocznie znudziło mu się. Na kolejnych kilometrach tempo czuję jest takie samo i na 15 km mam lekko poniżej 1:15 co sprawia, że zmieszczę się w zakładanym czasie. Wybieganie jednak raczej za szybko robię. Powinienem raczej skupić się na wolniejszym biegu pod 5:20/km/ Stale mam z tym problemy aby biec wolno wybieganie. Jak już się zdyscyplinuje to zdecydowanie za wolno. Cóż na kolejne wybieganie ruszę z uporem aby nie było za szybko. Teraz będzie czas na kilometrówki i szybkość.
Cały dystans wyszedł 18,6km w czasie 1:33:08 co w przeciągu treningu daje 5:00/km ZA SZYBKO!!!! Co będzie przy 25km lub 30km takiego tempa mogę nie wytrzymać. Dopiero po rozciąganiu się zacząłem odczuwać zmęczenie nóg i całego organizmu.
Bieg na 1111km w Białej Podlaskiej ZAPROSZENIE
 21.11.2013r.

„Większość ludzi nie zdaje sobie sprawy ze skali bólu, jakiego doświadcza się w trakcie biegów długodystansowych. Niemal każdy człowiek ma mniejsze lub większe doświadczenie w bieganiu i wie, że to potrafi boleć. A ja mogę tylko przytaknąć i powiedzieć, że w miarę zwiększania dystansu ból wcale nie maleje. Wręcz przeciwnie” (Dean Karnazes )



Grupa sympatyków biegania wraz z Radą Samorządu Studenckiego WWFiS w Białej Podlaskiej przy współpracy Klubu „Biała Biega” organizuje w dniach 02.12.2013 - 05.12.2013 bieg sztafetowy na dystansie 1111 km. Zawodnicy będą podzieleni na dwie grupy. Jedna grupa będzie biegała 30 minut a druga 60 minut non-stop, dzień i noc. Do biegu zapraszamy również mieszkańców miasta Biała Podlaska i okolic którzy będą mogli przychodzić i biegać w dowolnie wybranych godzinach. Bieg jest nawiązaniem do tradycji sportowych  uczelni. Dużym zainteresowaniem cieszyły się biegi sztafetowe, które budziły podziw w różnych środowiskach. Warte przypomnienia są sztafety: Biała Podlaska – Monte Cassino, sztafety : 1111 km, 2222 km, 3333 km, 4444 km, 5555 km.  Celem sztafety jest nie tylko przebiegnięcie dystansu 1111 km, ale również popularyzowanie i upowszechnianie prozdrowotnych wzorców zachowań oraz propagowanie biegania jako najprostszej formy aktywności ruchowej. Materiał pochodzi z : www.awf-bp.edu.pl/bieg-sztafetowy.html



wtorek, 19 listopada 2013

Bieg z księżycem
19.11.2013r.

“Tam, gdzie nie ma walki, nie ma siły” (Oprah Winfrey)


 Kolejny trening jaki miałem w planie to tempo w granicach 4:30/km. Jak się okazało po pompowaniu dnia poprzedniego bardzo ciężko było mi się rozciągać.  Z drugiej strony najadłem się bułek wcześniej i nie nawodniłem to też przyczyna takiego stanu rzeczy. Może lepiej dorzucić kilka sekund do planowanego i zrobić 4:40/km Jednak odchodzę od tego plany czego będę potem żałował. Po rozgrzewce ruszam najwolniej jak się da trochę truchtu, skipów i rozruszania w tempie. W sumie tak wyszło 2 km w rozruchu po 5:46. Uważam, że to bardzo żółwie jak dla mnie tempo. Nawet wg Danielsa to poniżej easy.  Księżyc już wyjrzał i oświeca dobrze drogę. Jest jasno i  nie muszę zapalać latarki. Trochę wstrzymywałem się z przyspieszeniem i dopiero od 3km wg planu przyspieszam zdecydowanie. O ile po asfalcie dobrze się biegło to już na prostej było pod wiatr i tu zaczęło się ciężko. Po jednym km nie było tak źle ale na kolejnym i trzecim nie utrzymałem 4:30. Dopiero z wiatrem mknąłem jak strzała i wydawało mi się , ze to w granicach 4:20 a było 4:14. Zdyscyplinowałem się tak aby nie szarpać i kolejne km były 4:28 do 4:32. Gdy wróciłem po okrążeniu pod wiatr znowu trwała walka. Aura mnie pokonała i nie udało się otrzymać tempa. Trzeba było mi robić po 4:35 a tak wyszło 4:37 średnio z tych 8km. Jestem nie zadowolony z tego. Dalej zrobiłem kilka setek maksymalnym sprintem tak aby wyładować się. Z tym te przebieżki po 100m były z wiatrem. Na koniec 1km spokojnego biegu dla schłodzenia. Rozciąganie i ćwiczenia gimnastyczne około 15 minut. Na treningu zrobiłem 13,2 km w czasie 1:04:28
Nie wiem czy to wina diety którą ostatnio trochę zaniedbałem, czy przesilenie ale ponownie nie mam szybkości. Kolejny trening to wybieganie ze względu na to,że w niedzielę będzie start na 10km. Nie mam pewności jeszcze jak pobiec taktycznie. Jak narazie obstaję przy taktyce spokojnego biegu w terenie pod 48-50 minut. Jednak pomyślę czy może jednak sprawdzić się i pościgać się. Wszak dychy szybko nie będzie w zawodach. To ostatnia w tym roku.

niedziela, 17 listopada 2013

Wieczorny lekki trening 
17.11.2013

"Dawać z siebie mniej niż to, co najlepsze to marnowanie talentu" (Steve Prefontaine)



Trening wypadł z różnych wyjazdowych względów w niedzielny wieczór. W założeniach spokojne 10 km w tempie bardzo wolnym. Jak wolnym? Dla mnie 5:00 to tempo nudne ale teraz zdyscyplinowałem się aby biegać raz w tygodniu w tempie koło 5:10-5:00 nie ma co km ciskać. Za tydieiń start w II Dyszce do Maratonu w Lublinie raczej bardzo spokojnie. Po lekkiej rozgrzewce zakładam czapkę, rękawiczki i ruszam. Jest godzina 20ta 5 stopni na plusie i miarę widno bo księżyc przyświeca przez chmury.
Zaczynam 5:20 na 1km po drodze gruntowej. Na drugim lekko przyspieszam po asfalcie. Ruchu o tej porze nie ma więc mogę biec po całości drogi. Wszechogarniającą ciszę przerywają tylko szczekania psów z zagród koło których przebiegam. Biegnę swobodnie i bez kontroli czasu co km. Na 5km 23:28 to jest w miarę. Może by tak pobiec za tydzień?Zacząć tempem powyżej 5 /km i obserwować jak biegną inni. Nigdy nie widziałem końca biegu i jak to wygląda. Zawsze Dychy biegałem poniżej 46 minut więc ruszałem z tempem w okolicach 4:40. Biegnę dalej i nie potrzebuję wyciągać latarki. Drogę dobrze widać. Nie czuję nawet potu ani zmęczenia a to już 6 km kusi aby przyspieszyć. Staram się hamować i się przyspieszać. Jednak czuję, że w porównaniu do pierwszej piątki biegnę na pewno szybciej. Jeszcze 700 metrów po asfalcie i ponownie an drogę gruntową wskakuję. Następnie lecę przez las. Gdzieś słychać szmer w lesie i trzask łamanych patyków to zwierzyna leśna buszuje i nasłuchuje kto o tej porze biega. Wybiegam z lasu w kierunku mostu i robię nawrót przed asfaltem aby mieć jeszcze 1km. W sumie wyszło 10,2km w czasie 51:28. Jutro zaczynam na dobre operację  Smashing Pąpkins. Czyli Pąpujemy na Everest szczegóły tutaj: http://run-bo.blogspot.com/2013/11/smashing-papkins-czyli-papujemy-na.html Czas urozmaicać treningi i popracować nad siłą rąk i wytrzymałością.


czwartek, 14 listopada 2013

 Wieczorne tempo


"Jeśli masz czas na Facebooka, to masz też czas, aby iść pobiegać!" (Grzegorz Więcław)


Nie, nie po pracy nie siadam na facebooka, idę lepiej pobiegać. Od siedzenia będę wyglądał jak ten kot powyżej hehhe-) Dzisiejszy trening przeznaczyłem na wytrzymałość jednakowego tempa przez cały dystans. W założeniach 12km. Zakładam dres, czapkę, rękawiczki które wiem ze będą po kilku km przeszkadzać ale lepiej je mieć. O godz. 18 jest 5 stopni tylko i lekko wieje.  Po rozgrzewce wyruszam jak często 1km po drodze polnej który traktuję jako lekki rozruch. Jest ciemno i niestety latarka w ręku mi ciąży ale jest niezbędna. Dopiero na asflacie zaczynam wkraczać w planowane tempo 4:40. Takie trochę poruszone tempo. W ostatniej chwili decyduję się nie biec dalej po drogach polnych bo dziury, ciemno, kałuże i bardzo przez to zwalniam i mój bieg jest wtedy nieregularny. Zatem biegnę po szocie do sąsiedniej miejscowości gdzie palą się latarnie i nie muszę trzymać w ręku latarki. Swoją droga trzeba będzie raczej zainwestować w latarkę czołową. Ktoś praktykował?jak się sprawdza czy polecacie na jesienne i zimowe bieganie?Na trasie nie ma kałuż i błota ale są samochody i spory ruch. Niektórzy trąbią i migają światłami to zapewne większość z nich mnie zna. Na stoper zerkam po 5km i jest 23:31 więc tempo dobre. Dobiegam na popularne krzyżówki i robię nawrót. Z powrotem biegnie mi się zdecydowanie lepiej. Nie sprawdzam czasu na poszczególnych km. Nie chcę ani zwalniać ani przyspieszać tylko biec swoje. Nie zabrałem niestety nic do picia. Odczuwam, z każdym kilometrem brak nawodnienia. Dobiegam i wyszło dobrze. Zrobiłem równo 13km w czasie 1:00:05. Dzisiaj poświęcam więcej czasu na gimnastykę i rozciągania. Po 20 minutach robię jeszcze kilka serii pompek. Oj ręce mi zmiękły. Dawno nie pompowałem, więc trzeba do tego wrócić.

wtorek, 12 listopada 2013

Spokojna ósemka
12.11.2013r.

„Biegnij, aż już nie będziesz mógł. A potem pobiegnij jeszcze trochę. Znajdź nowe źródło energii i woli. I biegnij jeszcze szybciej” (Scott Jurek)




Spoglądając na plan treningowy dotarłem do tygodnia w którym treningi są spokojne. Tym razem miałem do pokonania 8km w spokojnym tempie. Rozgrzewka trochę dłużej niż zazwyczaj. Na dworze już ciemno i chłodno 5 stopni. Dobrze,że świeci księżyc to widać drogę. Mimo to zabieram latarkę, kamizelkę odblaskową i czapkę. Pierwszy kilometr po drodze gruntowej 5:01. Jest mi zimno a zatem przyspieszam trochę na 1,5km odcinku asfaltu. Dalej cały czas polne drogi. Czuć jeszcze jesienne zapachy nawożenia i orki pół. Nie wszystkie kałuże powysychały i jest momentami błoto. Zwiększam trochę ponownie prędkość bo nadal czuje chłód. Biegnę w granicach 4:40/km i to tempo będę trzymał. Na 5 km poniżej 25 minut co jest zazwyczaj moją normą. Księżyc niestety schował się za chmury i nie chce już mi towarzyszyć. Zatem pokonuję kolejne kilometry w tym samym tempie. Na zakończenie jeszcze lekkie schłodzenie i trucht przed rozciąganiem. Zrobiłem 8km w 37:28 co dało średnią 4:41. Rozkład moich dotychczasowych treningów znajduje sie tutaj: http://run-log.com/calendar/Napoleone/2013/11

poniedziałek, 11 listopada 2013

Wybieganie
10.11.2013r.

"Najpotężniejszy jest ten, kto panuje nad sobą" Lucjusz Seneka

Nadszedł czas jesieni i co za tym idzie chłodniejszych dni. Oznacza to, że teraz biegam już w dresach i co za tym idzie zaczynam przygotowania do nowego sezonu. Po spokojnym październiku i regeneracji ruszam z nowym planem. Już od 2 tygodni go realizuję. Zakłada on przygotowanie w 180 dni do maratonu na wiosnę tylko jeszcze na dobre nie mam pewności do którego.  Teraz będę budował formę. Starty potraktuje raczej ulgowo skupiając się na technice biegu  i systematyczności. Przebieganie zimy będzie bardzo ważne.
 Przyszła niedziela a co za tym idzie długie wybieganie.  Wcześniej rowerem przejechałem kilka km aby rozruszać się. W planach około 19km w okolicy 5:05. Po rozgrzewce spokojnie  ruszam pierwszy kilometr po polnej drodze. Pogoda jest dobra 10 stopni  lekkie zachmurzenie tylko po opadach deszczu jest trochę błota i kałuż, a więc trzeb będzie skakać, omijać i uważać. Będę starał się unikać asfaltu i dlatego po 1,5km takiej nawierzchni wskakuje na piachy i błota. Takie tempo jest mi bardzo łatwo utrzymać. Nie szarżuję tylko delektuję zapachem jesieni oraz rytmicznymi krokami. Na 5km 25:01 to dobry czas na rozbieganiu. Na kolejnych kilometrach wody i błota jest więcej co wymusza nie zbyt regularne kroki.



Przez drogę przebiegają sarny a kilkaset metrów dalej zające, które przepłoszyłem swoją obecnoscią wbiegając na ich teren.Poza zabudowaniami już jestem ubabrany mocno w błocie i nie zwracam uwagi na nie pruję do przodu. Dobiegam na 10 km i mam czas 50:24


 Obiegam Studziankę zbliżając się do mostu na rzecze Grabarka. Pasące się krowy jakoś dziwnie na mnie zareagowały i ruszyły pędem przed mną. Napotkały przeszkodę w postaci prowizorycznego pastucha który porwały i pognały w drugą stronę.

 Na 12 km miałem ponad godzinę. Gdzieś w oddali wynurzyły się promienie słońca. Teraz kierowałem się w stronę ulicy po której miałem do pokonania 5km. Gdy nawróciłem na 17km zza chmur przebiło się słońce.


 Promienie słoneczne dodały radości i pobudziły do lekkiego przyspieszenia. W sumie zrobiłem 19km 400m w czasie 1:37:34





niedziela, 10 listopada 2013

Trening szybkościowy
08.11.2013r.

"To, co przychodzi nam zbyt łatwo, nisko cenimy" (Thomas Paine)


Tym razem po raz pierwszy trening odbyłem podczas zjazdu w Warszawie. Po zajęciach wskoczyłem w biegowe ciuchy, porozciągałem się i 3 km zrobiłem takiego rozbiegania. W planach założeniem były dystanse po wyżej 1km ale każdy km poniżej 4 minut. Pobiegłem na Agrykolę i do Łazienek Królewskich. Tam upatrzyłem wcześniej dystans 1400m. Biegało dużo osób a pora była jak na miasto wczesna bo 19 z minutami. Pierwsze 1400 w 5 minut bardzo mocno i starałem się trzymać tempo cały dystans choć to nie łatwe. Następnie w truchcie powróciłem i powtórzyłem 1400m  w szybkim tempie. Teraz odczuwałem, że to już blisko maksymalnej możliwości.Ponownie zrobiłem w 5 minut tak samo. Po trzecim razie już nie wyszło tak szybko bo prawie 6 minut. Potruchtałem jeszcze trochę a 4 razu nie było dane  mi zrobić bo zamykano Łazienki. Zatem pobiegłem pod znany podbieg na Agrykoli około 550 metrów a następnie wzdłuż Alei Ujazdowskich. Po nawrocie ten dystans zrobiłem w 2 minuty i kilka sekund. Zbiegłem z górki i porozciągałem się. Następnie w truchcie lekkie schłodzenie i wyszło razem 11km. Ten trening szybkościowy dał mi trochę w kość. Rzadko biegam takie dystanse i chyba pozostanę przy pełnych kilometrach przy których lepiej się czuję i jestem w stanie zrobić więcej powtórzeń w mocnym tempie.
Kolejny trening w niedzielę i będzie to długie wybieganie w Studziance.

wtorek, 5 listopada 2013

Wieczorny trening w deszczu

Najlepszy czas na działanie jest teraz!(Mark Fisher)



Dzisiaj zastanawiałem się czy rozsądne jest pobiec w deszczu. Póki padał mały zastanawiałem się.Jak rozpadało się na dobre porozciągałem się i wyszedłem biegać. Polne drogi rozmiękły i sporo kałuż. Po 18tej na wsi to ciemno a zatem wyruszyłem na asfalt i tam gdzie coś będzie widać. Trening dzisiaj był lekki. Rozpocząłem 2km rozgrzewkowo bez pośpiechu. Potem swoim zwykłym spokojnym tempem. Momentami nie biegłem tylko kicałem przez kałuże i w kałuże. W końcu jeden kilometr lekko przyspieszyłem pod 4:40 i dalej spokojnie 5:06/km. Wróciłem oczywiście mokry jak kura. Jednak dobrze tak w innej aurze pobiec. Zrobiłem 6km bo tak też zakładałem i w czasie 30:41. Na koniec ćwiczenia rozciągające i gimnastyczne.

niedziela, 3 listopada 2013

Listopadowe wybieganie
03.11.2013r.

Tu jest start, tam jest meta. Miedzy nimi trzeba biec (E. Zatopek)



Kolejny ładny dzień i czas na wybieganie. Wg mojego planu czas to 17km średnio 5:10/km. Zabieram ze sobą picie bo to spory kawałek. Po rozgrzewce i rozciąganiu startuję polną drogą ponad kilometr. Pierwszy zdecydowanie za szybko 4:47 muszę zwolnić. Dalsza trasa to asfaltowa droga blisko 11km. Mimo dobrej pogody biegnie mi się ciężko. Niestety jak na poprzednim treningu tak i teraz wychodzi ostatnie moje jedzenie. Na 5 km poniżej 25 minut i tak trzymam tempo około 4:55/km wydaje mi się to bardzo wolno. Płyny uzupełniam co 5km. Ruch samochodowy jak na południe jest nie wielki więc można spokojnie biec. na 10 km 48 minut z kawałkiem. Dalej skręcam w polną drogę i 5,5km kusi mnie aby przyspieszyć. 15km 1:14 i już tylko 2 km i końcówka lekko. Wyszło dokładnie 16 km 800 m w czasie 1:24:48 gdzie ostatni kilometr  5:14 to było totalnym rozluźnieniem.
Listopadowe bieganie

 01.11.2013r.


Marzenia same w sobie nie motywują nas do ich osiągnięcia. To wiara w to, że możemy je osiągnąć 



Pierwszego listopada pogoda przecudna. Słoneczko ładnie przyświeca a więc po kilku dniach laby czas na trening. Plan na dzisiaj pierwsze dwa spokojnie a dalej 8 km w tempie 4:30 do 4:40 i dwa do trzech km na spokojnie. Rozgrzeweczka i rozciągania jak zawsze są stałym punktem treningu i ruszam lekko pierwszy kilometr po polnej drodze, a następnie kolejny po asfalcie już przyspieszam nieznacznie do 4:46. Dalej wkręcam się na większe obroty i już 4:25 trochę za szybko i na kolejnym kilometrze nieznacznie zwalniam. Teraz wiatr mam w twarz który strasznie przeszkadza. Walczę z nim około 1,5km i skręcam gdzie wieje już z boku. Spokojnie wskakuję na 5km z czasem 23:43. Dalej już walczę z piachem i samochodami jeżdzącymi jak nigdy wszak to pierwszy listopada

 
Wbiegam na asfalt i tradycyjnie 1,5km tempo lekko mi spada do 4:40/km oj te 5 dni bez treningu robi swoje, Wychodzi folgowanie z jedzeniem i inne sporty. 8 i 9 km walczę z tempem i utrzymuję 4:35/km ale na 9 km już tak dobrze nie było. Na 10 ponownie wiatr przeszkadza i dychę robię w 46:15. Następnie jeszcze jeden km walczę i przyspieszam na 11 km mocniej 4:04
 Ostatni 13 km to już na schłodzenie i rozluźnienie. 13km w ciągu 1 godzina 3 minuty 30 sekund ze zmiennym tempem. Te które starałem się trzymać to od 3 do 11 km wyszło średnio 4:35/km