środa, 27 listopada 2024

Maraton w Larnace na Cyprze


Podobnie jak w ubiegłym roku podszedłem z marszu do maratonu. Przez ostatnie miesięcy najwięcej biegałem 14 km jednorazowo. Ostatni półmaraton przebiegłem w Wiązownej w końcu lutego 2024 roku. O ile w Koszycach rok temu miałem trochę więcej wybiegania to w tym roku moje treningi ograniczały się do 2-3 razy w tygodniu zwykłego szurania po 5"30/5:30 km z rzadkim urozmaiceniem czy przyspieszeniem. Nie ćwiczyłem i nie urozmaicałem ostatnio aktywności fizycznej. Tym razem padło na maraton do pobiegnięcia na Cyprze w Larnace. Skoro byłe tu służbowo to dlaczego by nie pobiec.


Dzień wcześniej odebrałem pakiet startowy w którym była koszulka, worek na buty, numer startowy z agrafkami, próbka maści oraz ulotki. Pojadłem trochę makaronu. Dawnym zwyczajem nie biegałem 5 dni przed startem.

Start był o7 rano. W nocy przeszła burza i mocno popadało co dobrze zrobiło po upalnym czasie na Cyprze. 


W Larnace start był umiejscowiony od hotelu dosłownie 120 metrów.  Atmosfera od rana udzielała się wszystkim startującym zarówno na królewskim dystansie jak i w półmaratonie.

Ponad 800 osób ruszyło kilka minut po siódmej an ulice cypryjskiej Larnaki. Plan na bieg był... a raczej go nie było. Jedynie co to usadowiłem się z zającem na 4 godziny. 

 

Wiedziałem,że to takie porywanie się ale chciałem zrobić dobrą minę chociaż. Trasa po mieście typowo asflatowa. Punkty odżywcze były co 2,5 km. Zabrałem 4 żele i jedne magnes w płynie.


Zacząłem powoli pierwszy km ponad 6 na km ze względu na tłum na starcie. Potem trochę się poluźniło i leciałem za zającem. Szarpał trochę bo stawał na punktach a później gnał. Raz 5:38/km raz 5:26 a inny km 5:27 przecież powinien lecieć tak po 5:40/km Nic jakoś się jego trzymałem. Po drodze ludzi sporo na trasie, którzy dopingowali. Pierwsze okrążenie miało 15 km i potem powrót na to samo. 

Po 28 km skręciliśmy w kierunku lotniska i jeziora słonego. Jeszcze mała agrafka do meczetu. Do 32 km biegło mi się dobrze i w miarę równo po 5:35 i trochę byłem przed zającem. Pierwszy żel po 7 km potem na 15 pół żelu i 24km. Po 32 km jednak czułem,że nie będzie łatwo tego tempa utrzymać. Nie walczyłem zbyt mocno tylko zwolniłem do jakiś 6/km. Zając dopadł mnie i wyprzedził nie goniłem go. Spokojnie km po kilometrze dobiegłem do mety. Ani razu nie stawałam ani nie maszerowałem. Choć po 32 km na punktach sporo straciłem bo zwalniałem. Dałem radę i wbiegłem samolocikiem na metę. 
 
 
Czas 4 godziny 8 minut nie jest jakiś powalający ale maraton przebiegnięty.Była radość i satysfakcja. Kilka osób z Klubu Biegacza Biała Biega pobiegło półmaraton i jedna ten maraton.
 
 
We wtorek robiłem już rozbieganie nad morze i było w porządku. Nogi nie bolały tak za bardzo. Samopoczucie było dobre więc taki maratonik nie wykończył mnie jakoś.



Nie skatowałem się na tyle abym nie dał rady chodzić.  Wystarczy przepracować zimę i śmiało godzinę szybciej da rade pobiec maraton na wiosnę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz