Podobnie jak w ubiegłym roku podszedłem z
marszu do maratonu. Przez ostatnie miesięcy najwięcej biegałem 14 km
jednorazowo. Ostatni półmaraton przebiegłem w Wiązownej w końcu lutego
2024 roku. O ile w Koszycach rok temu miałem trochę więcej wybiegania to
w tym roku moje treningi ograniczały się do 2-3 razy w tygodniu
zwykłego szurania po 5"30/5:30 km z rzadkim urozmaiceniem czy
przyspieszeniem. Nie ćwiczyłem i nie urozmaicałem ostatnio aktywności
fizycznej. Tym razem padło na maraton do pobiegnięcia na Cyprze w Larnace. Skoro byłe tu służbowo to dlaczego by nie pobiec.
Dzień
wcześniej odebrałem pakiet startowy w którym była koszulka, worek na
buty, numer startowy z agrafkami, próbka maści oraz ulotki. Pojadłem
trochę makaronu. Dawnym zwyczajem nie biegałem 5 dni przed startem.
Start
był o7 rano. W nocy przeszła burza i mocno popadało co dobrze zrobiło
po upalnym czasie na Cyprze.
W Larnace start był umiejscowiony od hotelu
dosłownie 120 metrów. Atmosfera od rana udzielała się wszystkim
startującym zarówno na królewskim dystansie jak i w półmaratonie.
Ponad
800 osób ruszyło kilka minut po siódmej an ulice cypryjskiej Larnaki.
Plan na bieg był... a raczej go nie było. Jedynie co to usadowiłem się z
zającem na 4 godziny.
Wiedziałem,że to takie porywanie się ale chciałem
zrobić dobrą minę chociaż. Trasa po mieście typowo asflatowa. Punkty
odżywcze były co 2,5 km. Zabrałem 4 żele i jedne magnes w płynie.
Zacząłem powoli pierwszy km ponad 6 na km ze względu na tłum na starcie. Potem trochę się poluźniło i leciałem za zającem. Szarpał trochę bo stawał na punktach a później gnał. Raz 5:38/km raz 5:26 a inny km 5:27 przecież powinien lecieć tak po 5:40/km Nic jakoś się jego trzymałem. Po drodze ludzi sporo na trasie, którzy dopingowali. Pierwsze okrążenie miało 15 km i potem powrót na to samo.
Po 28 km skręciliśmy w kierunku lotniska i jeziora słonego. Jeszcze mała agrafka do meczetu. Do 32 km biegło mi się dobrze i w miarę równo po 5:35 i trochę byłem przed zającem. Pierwszy żel po 7 km potem na 15 pół żelu i 24km. Po 32 km jednak czułem,że nie będzie łatwo tego tempa utrzymać. Nie walczyłem zbyt mocno tylko zwolniłem do jakiś 6/km. Zając dopadł mnie i wyprzedził nie goniłem go. Spokojnie km po kilometrze dobiegłem do mety. Ani razu nie stawałam ani nie maszerowałem. Choć po 32 km na punktach sporo straciłem bo zwalniałem. Dałem radę i wbiegłem samolocikiem na metę.
Czas 4 godziny 8 minut nie jest jakiś powalający ale maraton przebiegnięty.Była radość i satysfakcja. Kilka osób z Klubu Biegacza Biała Biega pobiegło półmaraton i jedna ten maraton.
We wtorek robiłem już rozbieganie nad morze i było w porządku. Nogi nie bolały tak za bardzo. Samopoczucie było dobre więc taki maratonik nie wykończył mnie jakoś.
Nie skatowałem się na tyle abym nie dał rady chodzić. Wystarczy przepracować zimę i śmiało godzinę szybciej da rade pobiec maraton na wiosnę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz