Maraton bez przygotowania, czyli jak pobiegłem w Koszycach poniżej 4 godzin
W tym roku nie zamierzałem już biec maratonu. Owszem jechałem do Koszyc ale z zamieram przebiegnięcia jednego okrążenia czyli półmaraton. Od zimy nie zrobiłem żadnego ale to żadnego wybiegania powyżej 20 km. Ostatnio to był półmaraton w Wiązownej. Nawet buty nowe na asfalt kupiłem dwa dni przed wyjazdem.
Jak pisałem ruszam się ale to max było raz 15 km a tak 10 czy 12 km 2-3 razy w tygodniu. Wesołym autobusem pojechaliśmy do Koszyc na Słowację. Ponad 30 osób głównie członkowie Klubu Biegacza Biała Biega oraz sympatycy. W piątek byliśmy na Słowacji gdzie zakwaterowaliśmy się w dwóch lokalizacjach. Po 21 już byliśmy w łóżkach. Trzeba było odpoczywać.
W sobotę udaliśmy się do Koszyc po odbiór pakietów startowych. Exspo zbytnio nie zachwyciło ale spotkaliśmy faworytów z Kenii i Etiopii oraz Roberta Korzeniowskiego naszego mistrza w chodzie.
Mogliśmy z nim pogadać, zrobić fotki i otrzymaliśmy od niego zdjęcia z autografem.
Potem lekki rekonesans trasy i trochę zwiedzania.
Pomnik maratończyka
Ekspozycja medali z 100. lat maratonu innych biegów w Koszycach.
Bazylika św. Elżbiety
Jeden z publicznych szaletów za 50 eurocentów.
W między czasie wystartował mini maraton gdzie biegło na bodajże 4 km kilka tysięcy osób.
Nawadniałem się cały czas od piątku.
W sobotę zjadłem tez z kg makaronu i dużo piłem. Spać udałem się tez szybko wraz z kurami.
W niedzielę z rana już była ekscytacja biegiem, choć nadal chciałem biec tylko jedno okrążenie. dojechaliśmy w pobliże statu około 7:30. Powędrowaliśmy do depozytu. Przebrałem się w toalecie w ubrania biegowe. Oczywiście buty wziąłem stare bo nie chciałem ryzykować. Nasmarowałem stopy i palce sudokremem. Trochę plastrów pokleiłem. Postanowiłem pobiec na krótko bo było ciepło i zapowiadana prognoza około 17 stopni. Zabrałem placek z piciem i i wszystkimi tymi asortymentami.
Lekki trucht rozciąganie i do strefy startu. tam swoje odczekałem. Ustawiłem się za zającem na 3:45 bo tam mnie wepchano. Albo poniżej 1:50 półmaraton albo poniżej 4j
3..2..1.. start i spokojnie ruszyłem. Był ścisk na początku. Początkowo punkty żywieniowe mijałem. Mnóstwo ludzi na trasie. Czułem się dobrze a więc poleciałem i drugie kółko.
Trochę zawodnicy półmaratonu zwolnili nas maratończyków na drugim okrążen ::iu. Na trasie punkty co 2,5km, pełno kibiców dopingujących w tym sporo dzieci. Często muzyka i ten doping " x: ":Put, put, put, put!!!
Do 31 km leciałem na 3:45-3:48 może nawet a potem jednak nie wystarczyło już tyle sił i zwolniłem. Jednak ani razu nie maszerowałem ani nie stanąłem. Nie szarpałem się. Nie za wszelką cenę. Wiedziałem że te 4 godziny nie będę biegł i w sumie ta 3 będzie z przodu, więc te ostatnie 10 km. Bardziej zwiedzałem już miasto i rozglądałem się. Przybijałem piątki. Dotrwałem w spokojnym tempie 5:50- czasami 6:00 na km do końca. Dzięki temu nie było dramatu ani bólu.
Wynik 3:52:27 bez przygotowania to dobry czas. Piękny medal 100.Maratou zawisł na mojej szyi.
Nie było ściany ani zwątpienia. Obeszło się bez cierpienia. Wszystko było w głowie i w pamięci mięśniowej. Chociaż wiem,że jakbym się przygotował to wynik byłby dużo lepszy. Może innym razem.
Po wszystkim były pamiątkowe fotki i celebracja pokonania dystansu maratonu. Sporo fajnych fotek zrobiliśmy i dużo się uśmialiśmy.
Na drugi dzień po maratonie trzeba było już wracać.
Zmęczenie bardzo nie było także dzień odpoczynku i trzeba lekko potruchtać.