W piątek wieczorem ruszyłem zrobić dyszkę. Po lekkim rozciąganiu tj. wymachy, skłony zakładam czołówkę i w drogę. Tylko wyruszyłem i gleba, dachowanie od razu zaliczone. Trochę zabolało, ale wstaję szybko i biegnę dalej. Pierwszy km 5:14 a dalej już tylko lepiej. Dobijam do 5 i nawet poniżej.
Kilometr za kilometrem rozkręcałem się. Mimo, że nie dało się biec tak na pełnym odbiciu. Ślisko jak diabli i starałem się poboczami gnać. Po 5 km dogrzałem się na dobre. Leciałem tak 4:55 średnio. Rwało mnie do przyspieszenia ale nie to było celem. Póki co biegam spokojnie bez szaleństwa. Bieganie i rozbieganie i tak kilka treningów. Potem pomyśle o zabawie biegowej, przebieżkach i kilometrówkach.
Przebiegłem 10 km w 49:38.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz