Po maratonie w Hamburgu był Dzień Dziecka i podjadłem trochę więcej. W końcu kiełbasa i zimne piwko oraz trochę słodyczy. Nie planowałem póki co dalszych planów biegowych i startów. W tym roku 2 pokaźne życiówki mi wystarczają.Zresztą poprzeczkę zawiesiłem sobie już wyskoko.
Gdy wróciłem do Polski to wybrałem się na kajaki popływać. Na początek 10 km. Rozruch biegowy zrobiłem w czwartek 6,5km z ran a w południe popłynąłem19 km kajakiem.
Dopiero w niedzielę zrobiłem dyszkę bardzo spokojnie po 5 minut.
Teraz regenerowałem się i starałem się odpoczywać od biegania. Ponownie wskoczyłem w kajak we wtorek i piątek.
Przed startem w Maratonie Lubelskim w piątek przebiegłem małe kółeczko 6,5km z rana bardzo spokojnie powyżej 5 min/km.
Po tak mocnym panie treningowymi dobrych wiosennych startach byłem w biegowej euforii. Start jako zając na 4 godziny w Lublinie zapowiadał się zatem mega zabawą. Tempo 5:40/km to bardzo wolne dla mnie. w tym roku jeszcze tak wolno nawet rozruchu nie robiłem. Pogoda zapowiadała się bardzo dobra ponad 20 stopni a więc czekała mnie kolejne fajna przygoda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz