Życiówka na piętnastkę tylko czy oby na pewno ??
Relacja z III Karczewskiego Biegu Szlakami Mazowieckiego Parku Krajobrazowego
Do Karczewa k. Warszawy pojechałem bo byłem rok temu na Dychę. Wiedziałem, ze trasa po lesie, z podbiegami i piachem jak na wydmach. To mi odpowiadało bo w piachu przecież trenuję. Przed startem czułem w powietrzu, że będzie dobrze. Zakładałem spokojnie 1:10 może 1:08 o dam radę.
Z Asią wybraliśmy się z rana. Po dojechaniu autobusem do Karczewa czekał nas jeszcze spacer ponad 2 km aby dotrzeć na miejsce. Chmury stale krążyły i padał z nich to grad to deszcz. Temperatura w granicach 5 stopni. Po odebraniu numeru oczekiwałem czasu rozgrzewki. Potruchtałem i gdy wracałem poznałem Piotrka gadatliwego biegacza który szukał kompan aby biec 4:00 każdy kilometr. Ja nie przystałem na takie zabójcze tempo to nie 5 km tylko cross i na początku będzie kilka kilometrów po piachu góra dół. Jak się okazało nie zabrałem stopera więc będę biegł na czuja i pytał zawodników.
Ku mojemu zdziwieniu zawodników było koło 50 może na starcie. Przesunąłem się do pierwszej linii.
Zatem podobno po maratonie i dobrej regeneracji przychodzą życiówki. Coś w tym jest bo rok temu pobiłem na Dychę. Teraz 15-tka zobaczymy.
3,2,1
Ruszam zachowawczo i czekam aż trochę ruszy czołówka. Wyrwało kilku zawodników i ten z rozgrzewki. Spokojnie nie dam się ponieść. Pierwszy kilometr na przeczekanie myślę koło 5 minut był. Na 2 już zaczynały się piachu i to nie takie jak w Studziance. Nogi grzęzły tak ze momentami butów nie ma. Zaczął padać grad. Tutaj już kilka osób minąłem i po piachu łapałem tempo. W lesie co 2,5km były oznaczenia. Dobiegłem do zawodnika w niebieskiej koszulce pytam po 2,5km o czas to było u niego średnio 4:30 tylko, że on wydarł wcześniej. Postanowiłem, trzymać się z nim. 3 km był pod spora górkę i to mocny dosyć podbieg. Nim się zorientowałem z przodu zawodnicy 3-4 uciekło, bo wytraciłem zresztą swoje tempo. Biegliśmy równo 4 i 5 km na którym podał mi ze tempo po 5 km wychodzi 4:34 to jakoś. Nic po połówce odłączę się. Póki co biegłem z nim. Na 6 km widzę, że przyspieszyliśmy a współtowarzysz już za moimi plecami. Śłysze tylko piknięcia jego telefonu.
Trasa wiodła nadal przez las z tym ze nie było już piachów a normalne leśne ścieżki. Gdzieś mignęli zawodnicy przodu dwóch było ale spory kawałek może z pół km.
Po 7.,5km podziękowałem zawodnikowi i ruszyłem mocniej. A tu bach piach znowu lecz tylko kilkaset metrów. Dalej już gnałem aby dogonić kogoś. Rozpędziłem się i nakręciłem się na walkę. Zakręt za zakrętem ale nie widać nikogo. Na punkcie z woda powiedziano mi ze jestem 7. WOW to mnie zdopingowało. W końcu dojrzałem zawodnika przed sobą na prostej. To ten Piotrek wysiadł chyba trochę. Dopadnę go. Goniłem go i widzę jak zbliżam się do niego. Gdzież na 11 km byłem za nim. Ku mojemu zdziwieniu gość zatrzymał się chyba przeszarżował. Teraz biegliśmy obaj. Daleko biała koszulka kolejnego zawodnika, ale strata spora. Trochę rozmawialiśmy narzekając na podłoże bo teraz był droga zbita z kamykami jakby ktoś porozrzucał je celowo.
Do mety było jeszcze trochę. Starałem się jeszcze przyśpieszać aby go zgubić. Jednak trzymał się. Minęliśmy oznaczenie 12,5km a więc to już blisko. Tempo trzymałem cały czas nawet przyspieszyłem jeszcze i kompan już zostawał co raz dobiegał do mnie i zostawał. W końcu jakieś 1,5km przed metą zacząłem już robić końcówkę. Nawet dojrzałem kolejnego zawodnika był 350-400 metrów przede mną. Teraz to już będzie z kilometr a to ostatni więc cała naprzód. Tempo już koło 4 minut było. Zdejmuje czapkę bo za gorąco i gnam. szybciej szybciej dopinguję się bo to musi być rekord życiowy jak nic. Ten z przodu zorientował się i zmobilizował w końcówce. Jeszcze mocniej biegłem. Nie dopadłem go. Na metę wbiegłem uradowany
Wyświetlił się wynik 1:02:40. Jeeeee 6 miejsce na 44 po taki terenie. Asia podaje mi 1:03:08 coś nie tak. Otrzymuje medali trochę rozciągam się, truchtam. Pytam organizatora a on twierdzi ze 15,1km było. Potem innych zawodników i nie było 15 km. Jedni mówią brakowało 300 metrów 500 metrów. aż sprawdzę.
Okazało się, że brakowało 400 metrów wg mapy jaką znalazłem i wymierzyłem na runninmap. Zatem przekalkulowałem średni czas i wyszłoby 1:04:56. Zatem nie wiem czy to życiówka na niepełnej piętnastce? jednak jestem przekonany, że 1:05 bym dzisiaj złamał. Być może nie mogę uwierzyć a było rzeczywiście tam 15 km. Dobry start, a biegło mi się rewelacyjnie jak w Studziance. Co się na to złozyło:
-dobre nawodnienie,
-treningi z którymi nieprzesadziłem
-warunki pogodowe
-spokojny strat i zdecydowane przyspieszenie w drugiej części dystansu
Czyżby był to najlepszy start tej wiosny?Na to się zanosi
Pięknie! Taki czas na 15km po leśnych piaszczystych duktach, to naprawdę świetny wynik! No i medal też niczego sobie. A jak tam się zającowało na Maratonie Lubelskim?
OdpowiedzUsuń