Do III maratonu lubelskiego pozostało 12 dni . Zapisanych koło tysiąca a koło 600 opłaconych. 700 z kawałkiem powinno wystartować. Czas na ostatnie
wybieganie. Powyżej 30 km nazywam to wielka wycieczką biegową (kiedyś to było
powyżej 20 km hehe)
Wstaję rano przed godziną 5 jeszcze. Wschodzi słońce a ja na bosaka po trawie
chodzę. Wczesna rosa dobrze działa na nogi. Spożywam lekkie śniadanie. Dwie kromki chleba z ziarninami z dżemem
truskawkowymi plus banan. Jak przed długim biegiem czy startem bardzo ważne
jest opróżnienie. Każdy kto miał ten stan wie że podczas biegu ciało całe jest
w ruchu a żołądek skacze. Wiadomo chyba o co chodzi.
Szykuję
ubrania te w których już biegałem. Nie testuje nowych ciuchów póki co. Smaruję
sudokremem czułe miejsca i zaklejam plastrami na krzyż. Smaruję kremem stopy i
palce. Czekam aż wyschną. Potem zakładam skarpetki, buty i związuje dobrze
wkładając sznurówki w środek zawiązanych. Spodenki i koszulka o dziwo czarna na
ramiączkach. Kilka listków ręcznika papierowego na drogę też się przyda. W obawie
o kolano nawijam na nie bandaż elastyczny. Do tego czapka z daszkiem. Sprawdzając
jeszcze prognozę pokazało 24 stopnie o godz. 10 ula la. Co do jedzenia na trasę?
kroję banan a na 3 części, dwie kostki czekolady, krówka, bidon 0,7 wody i 0,7
woda cytryna miód które od wieczora stało w dzbanku i się przeżerało hehe.
Takie czynności zajęły mi ponad półtorej godziny. Cóż jeszcze zegarek na rękę i
telefon z endomondo które na wsi gubi zasięg lub nie widzi mnie czasami na
trasie i przerywa. Biorę dlatego, że mów mi czas poprzedniego kilometra i potem
szybko średnia mniej więcej wyliczy jak dobiegnę.
Zabieram
tez mus kubuś jabłko-truskawka to rzecz która odkryłem niedawno a daje mi kopa.
Lepszy jeszcze jest jabłko-banan.
Zresztą
kiedy bym nie zażywał na trasie to po spożyciu kolejny kilometr dwa mam speed.
Coś w tym jest. Nie wiem czy to efekt psychologiczny ale zacznę chyba na dychę
spożywać po 8 km hehe
To
chyba wszystko co miałem zabrać. Zamierzam biec cały czas koło 3 godzin 25
minut lub 35kmw tempie średnim 5:50/km do 5:55/km. Zobaczymy
Zanim
ruszyłem wyszła 7 godzina i już bardzo ciepło. Jeszcze rozgrzewka i
rozciąganie, ale nie długo. Na wybiegania czy start w maratonie to trwa to 5-10
minut.
Zaczynam
pierwszy kilometr luźny taki na dogrzanie jeszcze. Ponad 6 minut. Dalej mam
1,5km jedyne w tym treningu asfaltu to zdecydowanie szybciej. Próbuje wbić się
na właściwe tempo. jak to u mnie na 5:50 to potrwa to kilka kilometrów zanim
wyczuję. Łatwiej jest pod 5:00 wbić się. Biegnie mi się lekko i stanowczo za
szybko. Dopiero od 4 km mam 5:46 a więc tak już można zasuwać. Słońce
przygrzewa. Biegnę po polnych drogach w kierunku lasu. Po lewej stronie płynie
strumyk gdzie bobry porobiły tamy. Drzewa poobgryzane. Zając przemyka
drogę przeze mnie spłoszony a sarenki w oddali mnie obserwują. 5 i 6 km
utrzymuje to tempo. Po raz pierwszy biorę kilka łyków picia. Mam taka metodę ze
co 2km piję. Już tak się przyzwyczaiłem do długich biegów.
Wbiegam do lasu i trochę chłodniej. W lesie sporo korzeni i dołów. Jednak
fajnie się biegnie. Ten zapach i odgłosy wsi są super. W okolicach 10 km
natrętnie dzwoni telefon. Tracę trochę sekund na zwolnienie i wyciszenie go.
Wycigam banany a one już rozwalone. Trochę je temperatura zniszczyła. Zjadam
kawałek i mknę dalej. Wybiegam z lasu na piaszczystą drogę . Tutaj więcej niż
męka porozjeżdżana droga przez traktory. Miejscami grzęznę kilkaset metrów. Oj
trochę w kość dostałem, co odbiło się na 13 km 6:07. To poza pierwszym
kilometrem najwolniejszy w całym treningu. Potem wracam na normalne
tempo.
Biegnę wśród pól i skręcam gdzie wiaterek mnie chłodzi. Jest gorąco oblewam
twarz i głowę wodą co zabieram mi kilka sekund na 15 i 16 km. Biorę kostkę
czekolady. Ponownie wbiegam do lasu i mnie niesie. Niepotrzebnie przyspieszam.
Staram się zdyscyplinować i 18 km już w normie 5:48. na 20 km ponownie dobieram
się do bananów które niestety są do wyrzucenia. Udał się tylko kawałek ogryźć
bo temperatura je zabiła i zrobiła się maź. Dalej biegnę w drogę którą po raz
pierwszy pobiegnę i tam mam prostą kilak kilometrów. Mija 2 godziny biegu. Nie
czuję zmęczenia zbytnio. Coraz częściej piję. Dobiegam do szosy i zawracam. 24,
25 i 26 km słonce po plecach daje mocno. Na 27 km wcinam kubusia wsysam go i
oczywiście przyspieszyłem mimo woli do 5:37 i tak przez 3 km dobiegając do 30
km. Teraz będzie trudniej bo cały czas gorąco. Oblewam się wodą coraz częściej.
Kilometry na których wyciągam na przemian bidony czy jem biegnę nie co wolnej.
Powoli zbieram się do końca. Zapasy płynów i pożywienia kończą. Brnę ponownie w
piachu 31km co mnie osłabia a nie zwalniam. Teraz już ostatnie 4 km. Staram 32
km biec równo z poprzednim kilometrem ale na 33km już w gardle mi zasycha a w
bidonach sucho. Już nie forsuję tempa i schodzę na 6:00. Nie będę szalał. To ma
być tempo docelowe maratonu w Lublinie. Przebiegłem 35 km i dwa metry w 3:25:16
Uf opaliło mnie to słońce trochę. Buty i skarpetki w piachu. Biorę wodę i
maszeruje trochę. Kilka skłonów i wymachy robię. Kolano na samą myśl już boli. Ściągam bandaż i nogi wkładam do zimnej wody na kilka minut. Następnie smaruję maścią chłodzącą. Nie mam zakwasów, a kolka mnie nie dopadła.
Wybieganie mam za sobą. Biegłem ponad 3 godziny. Trochę okoliczności wpłynęły,
na to że nie miałem tempa +- 10 sekund. jestem trochę zmęczony ale nie
padnięty. Owszem taki dystans wymaga wysiłku. Jednak tak wolnego wybiegania
jeszcze nie robiłem a powinienem nawet grubo powyżej 6 minut. Popełniłem błąd
wcześniej, że trenowałem w tempie maratonu w jakim chciałem pobiec lub góra +20
sekund. Bo wybiegania po 5:10-5:30 przygotowujące do startu do maratonu
to były za mocne. Dostrzegam to z perspektywy czasu. To organizm ma
przyzwyczaić się do czasu biegu i wykonanego wysiłku w czasie. Tak myślę.
W Lublinie jeszcze trzeba dodać 50 minut do tego. Lecz tam tempo będzie od
początku wolniejsze i będzie asfalt, punkty odżywiania i nie będę musiał dzięki
temu targać wszystkiego z sobą. Nie będzie to na maraton na życiówkę tylko
w formie jakiej jeszcze nie startowałem.
Myślę, że atmosfera maratonu, adrenalina, dobre nawodnienie spowoduje, że ten
III Maraton Lubelski przebiegnę z uśmiechem na ustach. Dojdzie do tego współpraca
z drugim zającem na trasie. Będzie to zapewne najdłuższy czasowo mój bieg. Tak
więc czasu coraz mniej i tylko zrobię kilka wolnych treningów oraz jakąś szybką
piątkę.
Na ten mus od kubusia już jakiś czas temu zwróciłem uwagę, ale jeszcze nie miałem okazji go przetestować. Ale z tego co opisujesz wynika, że coś w nim musi być ;p Teraz to już na 100% przy następnym dłuższym wybieganiu będę musiał się zaopatrzyć i zobaczyć jakie da rezultaty :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)