wtorek, 28 kwietnia 2015

Wielka wycieczka biegowa

      Do III maratonu lubelskiego pozostało 12 dni . Zapisanych koło tysiąca a koło 600 opłaconych. 700 z kawałkiem powinno wystartować. Czas na ostatnie wybieganie. Powyżej 30 km nazywam to wielka wycieczką biegową (kiedyś to było powyżej 20 km hehe)

     Wstaję rano przed godziną 5 jeszcze. Wschodzi słońce a ja na bosaka po trawie chodzę. Wczesna rosa dobrze działa na nogi.  Spożywam lekkie śniadanie. Dwie kromki chleba z ziarninami z dżemem truskawkowymi plus  banan. Jak przed długim biegiem czy startem bardzo ważne jest opróżnienie. Każdy kto miał ten stan wie że podczas biegu ciało całe jest w ruchu a żołądek skacze. Wiadomo chyba o co chodzi. 

Szykuję ubrania te w których już biegałem. Nie testuje nowych ciuchów póki co. Smaruję sudokremem czułe miejsca i zaklejam plastrami na krzyż. Smaruję kremem stopy i palce. Czekam aż wyschną. Potem zakładam skarpetki, buty i związuje dobrze wkładając sznurówki w środek zawiązanych. Spodenki i koszulka o dziwo czarna na ramiączkach. Kilka listków ręcznika papierowego na drogę też się przyda. W obawie o kolano nawijam na nie bandaż elastyczny. Do tego czapka z daszkiem. Sprawdzając jeszcze prognozę pokazało 24 stopnie  o godz. 10 ula la. Co do jedzenia na trasę? kroję banan a na 3 części, dwie kostki czekolady, krówka, bidon 0,7 wody i 0,7 woda cytryna miód które od wieczora stało w dzbanku i się przeżerało hehe. Takie czynności zajęły mi ponad półtorej godziny. Cóż jeszcze zegarek na rękę i telefon z endomondo które na wsi gubi zasięg lub nie widzi mnie czasami na trasie i przerywa. Biorę dlatego, że mów mi czas poprzedniego kilometra i potem szybko średnia mniej więcej wyliczy jak dobiegnę.
Zabieram tez mus kubuś jabłko-truskawka to rzecz która odkryłem niedawno a daje mi kopa. Lepszy jeszcze jest jabłko-banan.

Zresztą kiedy bym nie zażywał na trasie to po spożyciu kolejny kilometr dwa mam speed. Coś w tym jest. Nie wiem czy to efekt psychologiczny ale zacznę chyba na dychę spożywać po 8 km hehe

To chyba wszystko co miałem zabrać. Zamierzam biec cały czas koło 3 godzin 25 minut lub 35kmw tempie średnim 5:50/km do 5:55/km. Zobaczymy
Zanim ruszyłem wyszła 7 godzina i już bardzo ciepło. Jeszcze rozgrzewka i rozciąganie, ale nie długo. Na wybiegania czy start w maratonie to trwa to 5-10 minut.
Zaczynam pierwszy kilometr luźny taki na dogrzanie jeszcze. Ponad 6 minut. Dalej mam 1,5km jedyne w tym treningu asfaltu to zdecydowanie szybciej. Próbuje wbić się na właściwe tempo. jak to u mnie na 5:50 to potrwa to kilka kilometrów zanim wyczuję. Łatwiej jest pod 5:00 wbić się. Biegnie mi się lekko i stanowczo za szybko. Dopiero od 4 km mam 5:46 a więc tak już można zasuwać. Słońce przygrzewa. Biegnę po polnych drogach w kierunku lasu. Po lewej stronie płynie strumyk gdzie bobry porobiły tamy. Drzewa poobgryzane.  Zając przemyka drogę przeze mnie spłoszony a sarenki w oddali mnie obserwują. 5 i 6 km utrzymuje to tempo. Po raz pierwszy biorę kilka łyków picia. Mam taka metodę ze co 2km piję. Już tak się przyzwyczaiłem do długich biegów.

    Wbiegam do lasu i trochę chłodniej. W lesie sporo korzeni i dołów. Jednak fajnie się biegnie. Ten zapach i odgłosy wsi są super. W okolicach 10 km natrętnie dzwoni telefon. Tracę trochę sekund na zwolnienie i wyciszenie go. Wycigam banany a one już rozwalone. Trochę je temperatura zniszczyła. Zjadam kawałek i mknę dalej. Wybiegam z lasu na piaszczystą drogę . Tutaj więcej niż męka porozjeżdżana droga przez traktory. Miejscami grzęznę kilkaset metrów. Oj trochę w kość dostałem, co odbiło się na 13 km 6:07. To poza pierwszym kilometrem najwolniejszy w całym treningu. Potem wracam na normalne tempo. 

     Biegnę wśród pól i skręcam gdzie wiaterek mnie chłodzi. Jest gorąco oblewam twarz i głowę wodą co zabieram mi kilka sekund na 15 i 16 km. Biorę kostkę czekolady. Ponownie wbiegam do lasu i mnie niesie. Niepotrzebnie przyspieszam. Staram się zdyscyplinować i 18 km już w normie 5:48. na 20 km ponownie dobieram się do bananów które niestety są do wyrzucenia. Udał się tylko kawałek ogryźć bo temperatura je zabiła i zrobiła się maź. Dalej biegnę w drogę którą po raz pierwszy pobiegnę i tam mam prostą kilak kilometrów. Mija 2 godziny biegu. Nie czuję zmęczenia zbytnio. Coraz częściej piję. Dobiegam do szosy i zawracam. 24, 25 i 26 km słonce po plecach daje mocno. Na 27 km wcinam kubusia wsysam go i oczywiście przyspieszyłem mimo woli do 5:37 i tak przez 3 km dobiegając do 30 km. Teraz będzie trudniej bo cały czas gorąco. Oblewam się wodą coraz częściej. Kilometry na których wyciągam na przemian bidony czy jem biegnę nie co wolnej. Powoli zbieram się do końca. Zapasy płynów i pożywienia kończą. Brnę ponownie w piachu 31km co mnie osłabia a nie zwalniam. Teraz już ostatnie 4 km. Staram 32 km biec równo z poprzednim kilometrem ale na 33km już w gardle mi zasycha a w bidonach sucho. Już nie forsuję tempa i schodzę na 6:00. Nie będę szalał. To ma być tempo docelowe maratonu w Lublinie. Przebiegłem 35 km i dwa metry w 3:25:16 Uf opaliło mnie to słońce trochę. Buty i skarpetki w piachu. Biorę wodę i maszeruje trochę. Kilka skłonów i wymachy robię. Kolano na samą myśl już boli. Ściągam bandaż i nogi wkładam do zimnej wody na kilka minut. Następnie smaruję maścią chłodzącą. Nie mam zakwasów, a kolka mnie nie dopadła.

     Wybieganie mam za sobą. Biegłem ponad 3 godziny. Trochę okoliczności wpłynęły, na to że nie miałem tempa +- 10 sekund. jestem trochę zmęczony ale nie padnięty. Owszem taki dystans wymaga wysiłku. Jednak tak wolnego wybiegania jeszcze nie robiłem a powinienem nawet grubo powyżej 6 minut. Popełniłem błąd wcześniej, że trenowałem w tempie maratonu w jakim chciałem pobiec lub góra +20 sekund. Bo wybiegania po 5:10-5:30 przygotowujące do startu do maratonu to  były za mocne. Dostrzegam to z perspektywy czasu. To organizm ma przyzwyczaić się do czasu biegu i wykonanego wysiłku w czasie. Tak myślę. 

     W Lublinie jeszcze trzeba dodać 50 minut do tego. Lecz tam tempo będzie od początku wolniejsze i będzie asfalt, punkty odżywiania i nie będę musiał dzięki temu targać wszystkiego z sobą. Nie będzie to na maraton na życiówkę tylko w  formie jakiej jeszcze nie startowałem. 

    Myślę, że atmosfera maratonu, adrenalina, dobre nawodnienie spowoduje, że ten III Maraton Lubelski przebiegnę z uśmiechem na ustach. Dojdzie do tego współpraca z drugim zającem na trasie. Będzie to zapewne najdłuższy czasowo mój bieg. Tak więc czasu coraz mniej i tylko zrobię kilka wolnych treningów oraz jakąś szybką piątkę.

1 komentarz:

  1. Na ten mus od kubusia już jakiś czas temu zwróciłem uwagę, ale jeszcze nie miałem okazji go przetestować. Ale z tego co opisujesz wynika, że coś w nim musi być ;p Teraz to już na 100% przy następnym dłuższym wybieganiu będę musiał się zaopatrzyć i zobaczyć jakie da rezultaty :D
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń