Zagraniczne treningi
Podczas ośmiu dni wyjazdu do Gruzji trzy razy udało mi się pobiegać. Raz nawet wysoko w górach.
Trzeciego dnia rano wybrałem się skoro świt pobiegać. Trzeba było trochę zrzucić po takim jedzeniu. W spodenkach i wiatrówce poleciałem przed siebie kierując się bardziej za miasto. Mimo 7 godziny sklepu już pootwierano. Ekipy sprzątające uwijają się aby pozbierać śmieci. Biegnąc przez miasto ludzie pozdrawiają machają a wręcz dopingują. Co jakiś czas zwalniam i pstrykam fotki to gór a to rozwalonego wesołego miasteczka a to pociągu przejeżdżającego.
Po 6 km zawracam i biegłem po mieście wzbudzając zainteresowanie miejscowych. Przy głównej ulicy ktoś sprzedała prosto a auta z bagażnika rąbankę. Świniak poćwiartowany, można było kupić. Kończę swój trening na alei ... Kaczyńskiego i wracam do hotelu.
Jeszcze trochę rozciągania prysznic i można było jeść śniadanie.
Dzień przerwy i potem polatałem, w górach na ponad 2000 m.n.p.m.Z rana pobiegałem rzecz jasna po górach i wzniesieniach. łatwo nie było. W sumie to pierwszy raz na takiej wysokości biegałem.
Napotkałem krowy i konie chodzące samopas. Nie wiem co one tam jedzą ale wyglądały marnie.
Kolejny trening biegowy zrobiłem w Signagi. Z rana zerwałem się pobiegać po okolicy. Skoro świt przed wschodem słońca wyruszyłem w teren.
Towarzyszył mi miejscowy burek, który przebiegł ze mną ponad 10 km. Dla mnie łącznie wyszło 13 km.
Dobrze, że utrzymuję te trzy dni treningu w tygodniu. Z jakością treningów bywa marnie. Nie robię siły biegowej ani tempa nie ćwiczę. Cóż wystarcza ruch na powietrzu i systematyczne szuranie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz