Ten trening wyszedł tak jak planowałem. Spokojna rozgrzewka i lekkie rozciąganie. Nie poświęcam już zbyt wiele czasu na gimnastykę. Mam nadzieję, że kilka minut przed treningiem i po w zupełności wystarczy. Zaczynam lekko i spokojnie po piaszczystej drodze. Towarzyszy mi Asia na rowerze, która odpoczywa trochę od przebierania nogami preferując pedałowanie-:).
Jest pełnia lata i godziny przed wieczorem. Powietrze wydaje się wiszące jak przed burzą. Biegnę pierwszy kilometr z lekkością 5:20. Na tym kółku mam każdy kilometr rozklepany. Wiem kiedy jest który i jak się nawadniać. Oczywiście monitoruję czas biegu na bieżąco. Akurat na małe kółko nie wziąłem picia. Musze wzmocnić nawodnienie przed najbliższym startem na...15 km. Tak w sobotę planuje pobiec piekielną piętnastkę Kodniu, czyli bieg Sapiehów. Nie mam pojęcia w jakiej jestem formie na taki dystans. Dawno tylu km nie przebiegłem. Wszystko okaże się w praktyce. Czy forma zbudowana wiosną jeszcze jest, czy już nie ma po niej śladu?
Wracając do treningu to kolejny kilometr już deko szybciej 5:12 i tak z każdym rozpędzam się. Tak na dobre po 4-5 km dopiero wkręcam się na właściwe obroty. Z każdym kilometrem czuje piach wpadający w buty i skarpetki. Nie jest to za łatwa trasa. Jednak ostatnimi czasy na niej biegam.
Trzeci km blisko 5:00, a czwarty już 4:55 i tak do końca coraz szybciej. Ostatni wyszedł 4:44. Zrobiłem swoje 6,6km w 31 minut z kawałkiem.
Na koniec trochę rozciągania. Trenuję tylko po piaszczystych drogach i to jest spory atut w utrzymaniu aktywności biegowej. Oby jeszcze tak regularnie to byłoby dobrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz