Jeszcze tydzień temu biegłem w Kodniu na biegu Sapiehów, a teraz wybrałem się po raz kolejny 14 sierpnia biegiem do Kodnia. Tym razem miałem po drodze mieć towarzyszy.
Specjalnie nie nawadniałem się ani nie przygotowałem do tego wybieganie. Wiedziałem,że od maja nie pokonałem więcej niż 15 km na treningach czy zawodach. Jednak forma nie spała.
Zapakowałem bidon i izotonik, banana, telefon i pas. Ubrałem się na krótko. Przed 10 rano wyruszyłem spokojnie w drogę.
Pierwszy kilometr 5:30 i spokojnie szło. Wbiegłam z polnej drogi na asfalt. Teraz miałem mieć tylko takie podłoże. Z każdym kilometrem czułem się coraz lepiej. Co dwa popijałem po kilak łyków.
W Ortelu na krzyżówkach nie było jeszcze chłopaków a więc postanowiłem po nich podbiec. po około 2 km ukazało się dwóch kolegów z klubu Krzysztof i Rafał, którzy biegli z Białej Podlaskiej.
Obaj osprzętowali porządnie na ten bieg.
Obaj osprzętowali porządnie na ten bieg.
Teraz tempo mi zdecydowanie spadło bo umówiliśmy się, że biegniemy wolno pod Krzyśka. Około 5:50 nawet po 6:10 tak było. Pierwsza dycha wyszła niecałą godzinkę.
Potem kilometry mijały szybko. Swobodnie rozmawialiśmy.
ani razu na całej trasie nie robiliśmy postoju. Mijaliśmy dwie pielgrzymki i Krzysztof parę razy musiał pomaszerować. złapały go skurcze.
Ostatecznie w 3 godziny 45 minut wyszło mi 36 km 760 metrów a chłopakom ponad 40km. Rafał to zrobił dobry maraton.
Dałem rady jeszcze wokoło ołtarza na kolanach przejść.
Wycieczka biegowa nie była trudna. Fakt zmęczenie było bo nie codziennie biega się ponad 30 km.
Uważam, że raz na 3-4 tygodnie taki bieg jest potrzebny nie tylko dla psychiki, ale i dla sprawdzenia wytrzymałości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz