Zającowanie w Lublinie na połówce
Do Lublina na 1. Lotto Półmaraton zgłosiłem się na początkowo zapisów ale w miedzy czasie odezwał się Dyrektor Biegu Piotr Kitliński czy bym nie poprowadził jakiejś grupy to na 1:5 się zadeklarowałem. Tak miałem robić wybieganie po 5:00 powyżej 20km to czemu by nie pobiec przy okazji na zawodach.
Na nowy stadion lekkoatletycznych dotarłem z Tomkiem i Asią po godz. 8. Odebrałem numer koszulkę i powędrowałem wskoczyć w ciuchy "zająca". Dosłownie.
Miałem biec z kolegą Markiem, z którym debiutowałem jako pacemaker na maratonie. W miarę szybko odbyła się odprawa zająców i już w różowym stroju zająca paradowałem po stadionie przy al. Piłsudskiego notabene nowo wyremontowanym. Marek odważył się na strój jednorożca.
Miałem biec z kolegą Markiem, z którym debiutowałem jako pacemaker na maratonie. W miarę szybko odbyła się odprawa zająców i już w różowym stroju zająca paradowałem po stadionie przy al. Piłsudskiego notabene nowo wyremontowanym. Marek odważył się na strój jednorożca.
Lekka rozgrzewka, wywiad do TVP gdzie zmienili mi nazwisko i odpowiedzi na pytania potencjalnie zainteresowanych biegaczy chcących zrobić 1:45.
Wspólne zdjęcie zająców było na początku.
Plan zakładał pobiec po 4:59 tak aby zmieścić się w zakładanym czasie. na starcie stanęło ponad 1000 biegaczy. W relacji nie będzie dramaturgi ani analizy psychiki biegacza. Taki bieg na luzie, bardziej happeningowo. Dzień wcześniej była impreza a więc szybko i tak by nie było. Początek oczywiście brawurowy i wielką radością.
Śmiechu i zabawy było co nie miara. Co do samego biegu staraliśmy się trzymać od początku 5:00-5:05. Jak dla mnie to tempo to bardzo luźne. Na zbiegach było szybciej i potem należało trochę korygować.
Pogoda była dobra do biegania, 9 stopni tylko miejscami trochę wiało. Co do trasy miejscami było za wąsko zwłaszcza na ścieżkach rowerowych i między blokami ale cóż nie można mieć płaskiego półmaratonu bez mankamentów..zwłaszcza w Lublinie.
Na trasie trochę ludzi było i dopingowało. Mieliśmy dosyć liczebną grupę która leciała z nami.Na 10 km mieliśmy 50 minut i 30 sekund a więc planowo.
Potem niektórzy odrywali sie do przodu a inni zostawał w tyle. na 15 km dawałem już sygnały aby kto może przycisnął. Potem z każdym kilometrem do mety biegło się jeszcze raniej. Niektórych biegaczy dopingowaliśmy aby nie wymiękali. Na koniec nie przyspieszyłem tylko jeszcze na ostatnim zachęcałem innych do wytrzymania i walki. Ostatecznie wbiegliśmy 1:45 z kawałkiem.
Fajna zabawa i takie wybieganie w spokojnym tempie. Mankamentem był na pewno depozyt do którego stałem godzinę ale cóż wypadek przy pracy. Ciesze się ze mogłem być pacemakerem tego biegu. sporo osób potem dziękowało za życiówki. Ogólnie bieg sprawił mi wielka frajdę a ile się uśmiałem. Jednak po imprezie mimo skończonej przed północą nie polecam biegać zawodów na drugi dzień, jezeli ktoś nie jest dobrze wybiegany.
Musze podkreślić życiówkę Tomka Krywczuka ze Studzianki który pobił ją o 5 minut i zrobił połówkę w 1:25.Szwagier postawiłeś wysoko poprzeczkę ale spokojnie jest co zbijać. Masz potencjał na szybciej.
Wspólne zdjęcie zająców było na początku.
Plan zakładał pobiec po 4:59 tak aby zmieścić się w zakładanym czasie. na starcie stanęło ponad 1000 biegaczy. W relacji nie będzie dramaturgi ani analizy psychiki biegacza. Taki bieg na luzie, bardziej happeningowo. Dzień wcześniej była impreza a więc szybko i tak by nie było. Początek oczywiście brawurowy i wielką radością.
Śmiechu i zabawy było co nie miara. Co do samego biegu staraliśmy się trzymać od początku 5:00-5:05. Jak dla mnie to tempo to bardzo luźne. Na zbiegach było szybciej i potem należało trochę korygować.
Pogoda była dobra do biegania, 9 stopni tylko miejscami trochę wiało. Co do trasy miejscami było za wąsko zwłaszcza na ścieżkach rowerowych i między blokami ale cóż nie można mieć płaskiego półmaratonu bez mankamentów..zwłaszcza w Lublinie.
Na trasie trochę ludzi było i dopingowało. Mieliśmy dosyć liczebną grupę która leciała z nami.Na 10 km mieliśmy 50 minut i 30 sekund a więc planowo.
Potem niektórzy odrywali sie do przodu a inni zostawał w tyle. na 15 km dawałem już sygnały aby kto może przycisnął. Potem z każdym kilometrem do mety biegło się jeszcze raniej. Niektórych biegaczy dopingowaliśmy aby nie wymiękali. Na koniec nie przyspieszyłem tylko jeszcze na ostatnim zachęcałem innych do wytrzymania i walki. Ostatecznie wbiegliśmy 1:45 z kawałkiem.
Fajna zabawa i takie wybieganie w spokojnym tempie. Mankamentem był na pewno depozyt do którego stałem godzinę ale cóż wypadek przy pracy. Ciesze się ze mogłem być pacemakerem tego biegu. sporo osób potem dziękowało za życiówki. Ogólnie bieg sprawił mi wielka frajdę a ile się uśmiałem. Jednak po imprezie mimo skończonej przed północą nie polecam biegać zawodów na drugi dzień, jezeli ktoś nie jest dobrze wybiegany.
Musze podkreślić życiówkę Tomka Krywczuka ze Studzianki który pobił ją o 5 minut i zrobił połówkę w 1:25.Szwagier postawiłeś wysoko poprzeczkę ale spokojnie jest co zbijać. Masz potencjał na szybciej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz