wtorek, 18 stycznia 2022

Wieczorne bieganie w blasku księżyca


Dawno nie pisałem ponieważ bardzo nie ma o czym. Staram się biegać 3 razy  tygodniu. Powróciłem po raz eh kolejny do biegania.  O grudnia jest poprawa. Trzy razy w tygodniu wychodzę trochę poczłapać. Powrót do formy o ile wyjdzie będzie długi i mozolny. Poza bieganiem sauna i morsowanie raz w tygodniu a ostatnio doszedł crossfit. 

Kilka tygodni temu utrzymanie dychy w tempie 5:30 było ciężkie ale z każdym treningiem to się poprawia. Najwięcej 14 km i basta. Jednak dwa tygodnie temu w niedzielę już przeczłapałem z sąsiadem 23 km wprawdzie z językiem na brodzie ale jest postęp. Ważne aby zrzucić wagę. Masy przybyło i to kilkanaście kg. Teraz potrzebuję to zbić do magicznej 6 z przodu. Póki co waha się 8 czasami zejdzie tylko na 7 z przodu. Motywacja jest na Nowy Rok. Skoro wystartowałem 1 stycznia w zawodach na 5 km to rok powinien być biegowy. 

We wtorek wieczorem dosyć późno koło 21 wybrałem się na żwawy trening. Skoro 18ty dzień miesiąca to przydałoby się 18km. Powietrze -2 stopnie a że wieczorami poza bieganiem po lasach latam tam gdzie jest oświetlenie to zaplanowałem trasę po sąsiednich wioskach. Nie zakładam żadnej bielizny tylko same spodenki na dół. Palce, uda i inne wrażliwe miejsca smaruję sudokremem jak zazwyczaj. Wypijam szklankę samej wody. Koszulka biegowa i bluza na górę. Buty wybieram rzecz jasna na twarda powierzchnię. Skarpetki biegowe uciskające i kompresy na nogi do kolan. Trochę może wiać ale po paru km będe się grzać. Na górę jeszcze wiatrówka, buff i czapka. Do tego plecak biegowy do którego wrzucam... tylko telefon z aplikacją. Picia nie biorę. Na głowę idzie czołówka i kamizelka odblaskowa na plecy. Buty sznoruję jak zawsze na kokardkę  pod sznurówki tak aby nie rozwiązały się i nie stanowiły kłopotu. 

Robię lekkie rozciąganie i kilka skłonów. Ruszam powoli po oblodzonej drodze. Buty dobre się trzymają. Nogi nie jeżdżą, choć biegnę pierwszy kilometr bardzo asekuracyjnie. Księżyc oświeca mi tak drogę, że nie trzeba palić latarki. Jest pełnia a więc jasno. Powoli wbijam się w rytm biegu. Pierwszy km jak zazwyczaj jest najwolniejszy na pobudzenie i rozruch. 
Jest rzeźko i oddycha się bardzo dobrze. Lekki wiaterek od boku tylko będzie mnie ochładzać. Na drugim kilometrze już czuje zmianę rytmu bo robię go 4:59 i tak zamierzam trzymać cały dystans bez szarpania. Noga za nogą w osiągniętym rytmie 3km także 4:59/km. Księżyc łobuz chowa się czasami między chmury tracąc swój blask. Wbiegłem z drogi polnej na asfalt w sąsiedniej już gminie. Na 3 km uspokajam trochę tempo na 5:07 ale to chwilowe zachwianie tempa. Dalej szło już poniżej 5:00/km. Po paru km ponowni eplna droga. Tu i ówdzie odzywają się miejscowe azory. Gieroje za płotami dziawkają. W jenynm miejscu jednemu udało się wyskoczyć, próbował mnie dopaść. Kilka gwizdów i okrzyków. Odpuścił. 

10 km posżło lekko poniżej 50 minut i git. Do końca już tylko po asfalcie i kostce leciałem. Miejscami było mocno slizko ale wtedy twardą stawiam sope i jest dobrze. 

Ogólnie 18km przeleciałem 1 godzinę 29 minut 36 sekund. 

Ba kiedyś to tak półmaraton treningowo biegałem. Cóż daleko do tego jeszcze. Dobrze poszło. Zmachałem się nawet i lekko zagrzałem. To był wartościowy trening.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz