Na trening wybrałem się przed 22. Dawno tak późno nie biegałem. Cóż dzień był bardzo napięty i gdzieś ten trening trzeba było wcisnąć. To dobry czas na przemyślenia i wszelkie analizy.
Tym razem założyłem buty crossowe. Do tego spodnie termiczne, bluzę i wiatrówkę. Na to plecak i narzutkę odblaskową. Lekkie rozciąganie i w drogę. Wiatr wiał dosyć mocny a i śnieg też popadywał. Początek lekko z boku wiało. Pierwszy km najwolniejszy 5:30 dalej szło zdecydowanie lepiej bo było z wiatrem. Nie forsowałem tempa. Po wtorkowym treningu jeszcze czułem w nogach dystans 18 km. Droga niestety piaszczysta i momentami rozjeżdżona przez auta oraz traktory. Przymarznięte koleiny powodowały nierówności i trzeba było uważać aby nie skręcić nogi.
Kolejne kilometry z wiatrem były spokojne. Mimo wsparcia w plecy to nie rozwijałem prędkości. Księżyc co raz wyglądał ukradkiem zza chmur i oświetlał drogę. Zresztą lekko pokryta ziemia śniegiem powodowała, że było dobrze widać drogę.
Gdy minąłem 5 km skręciłem i wiatr dawał się we znaki mocno z boku. Potem po 6km już było tylko pod wiatr. Łatwo nie było i należało dobrze przebierać nogami aby utrzymać średnio 5:25/km. Po raz kolejny nie wziąłem picia i to pragnienie było odczuwalne.
Jakoś dobiegłem 10,5km w 56 minut. Nie ma tragedii ale wielkich powodów do radości też nie ma. W dawnych czasach posiadania formy te kółeczko łykałem w 49 minut na swobodzie. Cóż trzeba cieszyć się tym, że biegam coraz bardziej regularnie a wyniki póki co cieszą te osiągane kiedyś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz