Niestety poranny trening w czwartek z rana jeszcze przed wschodem słońca zakończy się szybciej niż zaplanowałem. Po wstaniu o 4:44 i krótkim rozciąganiu ruszyłem na trasę z zamiarem 2km rozruchu a dalej szybie odcinki po 30 sekund o każdym kolejnym kilometrze.
Po 2 km i szybkiej wręcz sprinterskiej 30sekindówce poczułem ból w łydce z tyłu lewej nogi. Zwolniłem a nawet przeszedłem do marszu. Dalej próbowałem ruszyć ale bolało tak że kulałem. Postanowiłem zawrócić. Ne wiem przemęczenie? za szybki akcent czy naderwanie mięśni? Powoli kusztykając w truchcie a trochę w marszu przy blasku wschodzącego słońca wróciłem zły jak osa.
Coś się stało. Fakt nie wyspałem się bo 5godzin z kilkoma przerwami to nie sen i żadna regeneracja. Może to efekt jeszcze biegania po asfalcie i niedzielnej piątki? hm....
Cóż zacząłem się rolować i smarować maścią chłodzącą. Trochę mniej boli. Zobaczymy co będzie za kilka dni. Może w niedzielę spróbuję wyjść potruchtać. Póki co pauza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz