Dobry start na dychę
06.12.2014 r.
W Mikołajki rzutem na taśmę wystartowałem w biegu na 10 km w lesie kabackim w Warszawie.Zamiast treningu postanowiłem zmierzyć się na 10 km. Nie startowałem od sierpnia czyli ponad 3 m-ce. Sam byłem ostatnio ciekawy swojej formy. Mimo, że jakoś ochoty do starów nie przejawiałem w ostatnim czasie to teraz jakoś chciałem przejść test. Dlaczego test a to w związku z swoja formą. Na treningach nie schodziłem poniżej 4:55/km.
Dojechałem na miejsce, prawie na miejsce. W jednym z marketów było Biuro Zawodów. Odebrałem pakiet a w nim czapka mikołajowa, wielka czekolada, numer startowy oczywiście na agrafki (zardzewiałe), dwie świeczki w gwiazdki. Przebrałem się na miejscu i podreptałem w stronę strefy startu. Pobłądziłem trochę zanim dotarłem na polanę. Zrobiłem porządną rozgrzewkę i po zostawieniu rzeczy na raty to w busie organizatora to w namiocie.Wypiłem izotonik i oczekiwałem już tradycyjne 5 minut aby pójść na start.
Co ciekawe panie wystartowały 5 minut wcześniej przed Panami. Czułem moc. W Warszawie zawsze miałem dobre starty. Coś mi mówiło, że tym razem tez będzie dobrze. Przesunąłem się do przodu i stanąłem w czubie blisko 400 zawodników. Prawie wszyscy w czapeczkach mikołajkowych a nawet całych mikołajowych strojach. Gdzieś tutaj zaczepiłem z swoją faciatą
3,2,1 start ruszam z tłumem. Początek trasy chaotyczny i takie przetasowania. Bieg odbywa się po lesie. Są zamarznięte kałuże a podłoże twarde. Dobrze,że to las mi sprzyja. Zerkam na 1 km i o dziwo 4:18 i nie czuję ze to był kilometr. Spoglądam do kogo mogę się czepić. Padło na zawodnika w białej koszulce. Widzę,że grzeje dobrze. To ja za nim. na 2 km już widzę bardzo dobre tempo ten kilometr 4:15. Mój "zając" trzyma tempo. Powoli doganiamy pierwsze panie. Niestety robi się lekki korek i trzeba szarpać przy wymijaniu a i z drugiej strony po nawrocie wraca czołówka. Na 3 km widzę, że trzymam tempo 12:30. Ola la zasuwam dobrze i nie czuję tego. Zapewne ilość zawodników też robi swoje bo nie biegnę sam. Powoli zawodnik w białej koszulce widzę traci na tempie. Mijam go i szukam kolejnego. Jest następny ubraniu w zielone paski. 4 km mocno i widzę ze facet leci koło 4:10 na km. Teraz krok za krokiem biegnę za nim w odległości kilku metrów. Dobiegam do półmetka i lekka konsternacja bo mam 20:14 to bardzo mocno. Aby to utrzymać.
Lecę za upatrzonym biegaczem. Trasa nie jest zbyt krętą z długimi prostym i kilkoma małymi podbiegami oraz zbiegami. Już mijam więcej osób mając ciągle na widoku obiekt za którym gonię. W pewnym momencie chciałem go wyprzedzić, ale zastopowałem w obawie,że nie utrzymam. szok mnie dopadł gdy po 8 km zobaczyłem czas 33:01. To toż lecę na życiówkę. I wtedy stało co to odczuwałem od co najmniej 3 km a mianowicie pragnienie. Nie było punktu odżywczego. Tego mi teraz brakowało. Zacząłem oddychać głębiej i rozpaczliwie pytać zawodników o wodę. Zgrzałem już się porządnie. Cóż mam kryzys a kilka łyków bałoby mi sił. Przez 9 kilometr biegłem wolniej jak zerknąłem 5:05/km Z perspektyw biegu tragedia. Jak zobaczyłem ostatni to zorientowałem się ze mijają mnie masowo inni zawodnicy. Zmobilizowałem się i zacząłem walczyć do końca. Ostatni kilometr przycisnąłem nie tak szybko jak do 8 ale 4:10 wyszło z finiszem. Na ostatniej prostej nie dałem się nikomu wyprzedzić. Na mecie czekał na mnie mój najwierniejszy kibic -Asia. Dziękuję.
Na mecie mój stoper wskazał 42:27 to trzeci wynik na dychę jaki osiągnąłem odkąd biegam.
Dało mi to 44 miejsce na 397 zawodników, którzy ukończyli zawody. Oficjalne wyniki tutaj http://biegi.waw.pl/2014/12/bieg-mikolajkowy-2014-12-06-wyniki/#more-9532 Jak widać wyszło 42:29. Wygrał Radosław Helon z czasem 32:15
Nie zakładałem w ciemno nawet takiego rezultatu. Nie ma nawet niedosytu po tym słabym 9km. Dostałem ładny medal
potem rozciąganie i barszcz z uszkami, herbatka i jabłko.
Uważam, że jak potrenuję to będzie jeszcze lepiej. Teraz czas na treningi bo przebiegana zima to bardzo ważna rzecz.