Poranny trening
13.12.2014 r..
Na sobotni trening
ruszyłem lekko przeziębiony. Obym się nie dorobił. Ciężko wstaje się z ciepłego
łóżeczka ale charakter trzeba kształtowa. Wiało z rana a zatem rozgrzałem się i
porozciągałem w domu. Zaplanowałem trasę do Łomaz i z powrotem. Początek jak
zawsze pierwszy kilometr po drodze z nierównościami. Z rana w lesie miejscami
jeszcze podłoże oblodzone i w sportowych butach ślizgawka. Miejscami slalom
między kałużami. Wybiegłem na asfalt i pognałem pod wiatr. Ubrać nie ubrałem
się z a ciepło. Jaka zawsze liczyłem na hart ducha i ciepło biegowe.
Po 3 km
wiatr był uciążliwy i dawał w twarz. Biegłem równo ponad 5 minut na km. Z każdym kolejnym było trudniej.
Po pierwsze sam fakt przebierania nogami po asfalcie źle na mnie wpływa. Jeżeli
biegnie kilka osób lub na zawodach to owszem jest fajnie. Indywidualnie to nie
koniecznie. Jakoś trudno było mi zebrać myśli do rozważań. Skupiałem się
bardziej na kilometrach. Muszę sobie wybić z głowy dystans bo to zaczyna mi
przeszkadzać. Lepiej będzie biegać w określonym czasie od 40 minut do 2 godzin na wybieganie.
Koło
cmentarza w Łomazach zrobiłem nawrót i połowa dystansu za mną. Teraz z wiatrem
miało być lepiej i tylko miało. Ciężko mi się biegło. Może dlatego, że
przemarzłem na początku i zaczęło mnie w biegu telepać. Dawno nie chorowałem.
Zerwałem się trochę i przyspieszyłem. Zdało się to tylko na jakiś kilometr
ponieważ od 8 km już człapałem. Męczył mnie katar. Jakoś te dwa kilometry
dobiegłem i wyszła dycha w 53:30 słaba dycha ale zawsze dycha. Nie miałem nawet
siły na rozciąganie. Złapały mnie bóle brzucha. Z rana też nie piłem nic a ni
nie jadłem tutaj też była przyczyna. Cóż odchoruję ten trening zapewne miało
być inaczej. Ponowne zatraciłem rytm treningowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz