Niedziela to w kalendarzu treningowym oczywiście czas abym zrobił
wybieganie. Obawiałem się trochę o nie bo w tym tygodniu trochę
nabiegałem się. Był to pierwszy tydzień mocniejszych treningów.
Postanowiłem sprawę załatwić z rana. Aura temu sprzyjała bo tylko -2 i
śnieg był jeszcze nie roztopiony. W planie 18-19km od rozgrzania po
mocne ostatnie 3 km. Zanim zacząłem wypiłem kawę i zjadłem snikersa. Dla
mnie to niebywałe bo przez rok wypijam może 5 kaw. Nie jestem
zwolennikiem kawy ale teraz postanowiłem przetestować ją i sprawdzić jak
będzie się biegło. Kawa podnosi ciśnienie a to u mnie niskie zresztą
jak u większości długodystansowców. Zjadam jeszcze banana.
Po
rozciąganiu ruszam pierwszy kilometr. Trasa wiedzie po polnych ale
śliskich drogach. Początek 5:35 bardzo asekuracyjnie. Tempo do celowe to
pod 5 a średnią oby wyciągnąć na 5:00-5:10. Gdy wybiegam z lasu to
wieje. Oj będą różnice w kilometrach bo dzisiaj pokręcę się po drogach i
ścieżkach. Drugi kilometr 5:25 pod wiatr. Kolejny już 5:01 i dalej
jest szybciej bo wbiegam do lasu. Wśród drzew cisza i spokój. Tu
spłoszone sarny uciekają a tam lis przemyka. Gdy opuszczam las mam
kolejny kilometr już 4:50. Tak to niesie bo dalej wiatr w plecy.
Endomondo po 2 km zaczęło normalnie funkcjonować i mierzyć kilometry.
Jednak dla pewności zawsze zbieram stoper na rękę. Poszczególne
kilometry dobrze znam więc tylko co km zerkam. Po 5 km 25 minut z sporym
kawałkiem. Po pijam teraz izotonik. Niestety to chemia ale trzeba czymś
się wzmacniać na trasie bo pić trzeba choć trochę. Po zmianie kierunku
biegu mam ponownie pod wiatr. Tutaj tempo spada i to mocno 5:10. Oj 20
sekund różnicy nawet to sporo. Muszę się pozbierać i zredukować to do
min. 10. Kręcę się po drogach i kolejne kilometry mijają. Dychę robię w
50:08. Ponownie nawracam i kieruję się do lasu. Tutaj trudniej 5:10 i 5
14 ale nie będę się szarpał. W lesie ponownie spokój i większe chęci do
biegu. Przebiegam obok miejsca gdzie widziałem latem wilki. Od tamtej
pory nie byłem tutaj. Rozglądam się bacznie naokoło i mimochodem
przyspieszyłem. Jednak żadnego nie było.
Kolejne
kilometry z wiatrem to 4:40, 4:35 i nadal przyspieszam najbardziej
między czasem 1:22 a 1:28 do 4:14 i co dobre 4:11 gdy wiatr miałem z
boku. Tuż przy końcu 17 km poślizgnąłem się ale nie upadłem. Trochę
prawe kolano mi skręciło. Zaczęło boleć. Momentalnie zwalniam i tak już
miało być schłodzenie. 19 i 20 km grubo powyżej 5 minut/km.
Ogólnie
wyszło sporo bo 20 km w 1 godzinę 38 minut. Nie rozciągam się bo boli
mnie kolano. Od razu zakładam stabilizator. Wychodzę parę km rowerem
rozluźnić nogi. Potem zdejmuję stabilizator i roluję bolące mięśnie nóg.
Przyznam
po kawie biegło się żwawiej. Po 5 km dopiero zaczęła działać i być może
spróbuję jeszcze kiedyś. Do testów pozostały mi jeszcze żele których
dotąd nie stosowałem.
Wybieganie zmęczyło mnie. Teraz jeden dzień odpoczynku od biegania i tylko ćwiczenia na kręgosłup.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz