czwartek, 4 maja 2017

Pierwsze zwycięstwo
Nigdy nie wygrałem indywidualnie żadnego biegu, nawet malutkiego ale do czasu. 3 maja 2017 roku po ponad 6 latach regularnych treningów udało się. 
Wybrałem się kilometr od siebie na bieg Dokudowska Katorga. Zapowiadane było 3 km z przeszkodami. Dla mnie to żaden dystans ale słowo katorga budziło lekki niepokój. Bieg terenowy taki jakie lubię ale z licznymi przeszkodami.
W zawodach miało wystartować około 30 osób.  Ze Studzianki zgłosiło się nas cztery osoby.
Rozgrzewkę zrobiłem w  deszczu. Przebiegłem kawałek trasy i porozciągałem się lekko. Do tego trochę skipów i kilka przebieżek. Przed startem jeszcze troche rozciągania.
W sumie nie bardzo wiedziałem jak pobiec taki dystans. Ustawiliśmy się na starcie.

Cóż poczekam jak uformuje się czołówka i kto szarpnie mocniej. Po twarzach sporo młodych ludzi. Kilku kojarzę. Ze dwóch myślę pobiegnie dobrze w tym Daniel ze Studzianki. Chłopak jest wybiegany. Start szybki jak zawsze 3-4 zawodników wyrwało mocno. ja za nimi. Nie wiem czy tak dam rade ale trasę trochę znałem. Przecież tutaj biegam bynajmniej po tej prostej co wystartowaliśmy.  Dobiegamy do pierwszej przeszkody zbieg na trawę i wbieg na drogę z powrotem. Dalej biegnę spokojnie około 3:50 wyjdzie pierwszy km. Wbiegamy na znajomy most. Tutaj trzeba było przeskoczyć linkę. Trzeba trzymać się pierwszej trójki. Zbiegamy z mostu i trochę szybciej już się biegnie. Kierujemy się na Studziankę po czym skręcamy w krzaki i młode sosenki. Tutaj dopinguje Daniela aby trzymał się mnie. Słyszę jak zawodnicy ciężko już oddychają a to znaczy, że muszę przyspieszyć aby trochę ich zmęczyć. W krzakach wyprzedzam go i w myk jestem drugi z młodym chłopakiem. Biegnę za nim zobaczymy kiedy przyspieszy. Pierwszy km 3:50. Wbiegamy w polną drogę tutaj zakręt i on dalej przewodzi stawce. Wbiegamy na łąkę. Przeskakujemy opony i teraz gaz zobaczę ile on wytrzyma. Przyspieszam dosyć mocno. Idę teraz jak rakieta. Myk na drogę i prosta podbieg na most. 
Już go zostawiłem i wysunąłem się na czoło. Na moście zbieg i wciąganie po linie. na most z powrotem . Lina była z supełkami to łatwizna a miałem rękawiczki to szybko poszło. Na moście punkt z wodą z którego nie korzystam. Biegnę dalej polna drogą i w łąkę. Dalej biegnę mocno. Kolejna przeszkoda dostaję worek trzeba skakać jakieś 15 metrów i z powrotem oddać worek. To mnie nie zaskoczyło ponieważ kiedyś w workach byłem dobry. swoim znanym sposobem wskakuję w niego i szybko pokonuje szusami ten dystans. na koniec jeszcze potknąłem się zanim z niego wyskoczyłem. Teraz dzida.

Pędzę dalej mocno przeskakuję sznurki i pajęczynę. Zerkam do tyłu i powiększyłem przewagę. Widzę jakby kolejny punkt z wodą czy jak. Tutaj okazało się ze mam wypić sok z cytryny i odpowiedzieć na pytanie pierwiastek z 144 pikuś odpowiadam 12 i grzeję dalej.  Do mety już kilkaset metrów. Teraz sprint i torpeda
Wbiegam pierwszy zerkam na zegarek 12:02 i trochę więcej niż 3 km. Od razu gonię po picie do samochodu i rozciąganie oraz trucht. Fajnie było choć miejscami na przeszkodach brakowało ludzi i objaśnień. Drugi zawodnik przybiegł jakąś minutę za mną a trzeci Daniel. Na trasie dzielnie radziła sobie Asia.
i tata Wiesław. Zawody ukończyło jak podali Organizatorzy 32 zawodników. Otrzymałem dyplom i puchar.
Rok temu po maratonie złamałem po raz pierwszy 40 minut na dychę.
Dobry start to efekt odpoczynku po maratonie i zrobionego planu treningowego, który zrobiłem do maratonu. W moim przypadku sprawdza się ta formuła bo w 2015 roku pobiegłem tydzień po maratonie Test Cooper i tam osiągnąłem najlepszy wynik.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz