W poniedziałek wybrałem się na bieganie tempa. Owszem bieganie było ale tempo to już marne.
Po regeneracji jaka rzekomo miała mnie wzmocnić nowy tydzień zacząłem od biegania na dystansie 14 km. Zaplanowałem sobie ambitniej pobiec w tempie sporo poniżej 5 minut/km
Słońce świeciło. Wiał lekki wiaterek ale ciepło tak bardzo nie było i stąd założyłem na dół ubranie termiczne. Na górę powędrowała koszulka biegowa i wiatrówka. Plecak oczywiście rzecz jasna ale tym razem zabrałem picie. Rozpuściłem dwie multiwitaminy. Nie był to dobry jak się potem okazało pomysł.
Ruszyłem ochoczo pierwszy kilometr po polnej drodze i wyszło 4:50 bardzo obiecująco. Jednak już na drugim dął mi się odczuć ból pleców. Drugi wszak szybciej 4:38 ale już sięgnąłem po rurkę i kilka łyków picia. Nie smakowało mi. Mogłem brać samą wodę. Zdecydowanie za szybko zacząłem. Następne kilometry 4:44 i już 4:57 więc było trudniej. Potem po asfalcie starałem się trzymać pod 4:50. łatwo nie było. Zaczęło wiać i mimo słońca to biegło się ciężko. Co jakiś czas popijałem tę multiwitaminę.
Nie mogłem się wbić na te 4:40 ani razu już. Jeszcze na 12 km 4:45 ale dalej już nie szło. Próbowałem jeszcze dobrze wykręcić na ostatnim km ale tez 4:45 i na więcej tego dnia nie było mnie stać. Trudno 14 km w 1 godzina 7 minut 59 sekund. Nie mam zdecydowanie poprawy. Wcześniej jakoś 4:45 wieczorem te 14 km poszło gładko. Cóż trudno to nie był mój dzień. Na koniec trochę rozciągania jeszcze się przydało. Mogłem lepiej zrobić rozbieganie niż próbować katować tempo. Gdzie te czasy kiedy to zimą biegałem takie dystanse spokojnie po 4:20. To już było.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz