Poranne bieganie wchodzi w krew. Budzik dzwoni 4:44 choć spać położyłem się tylko przez zerową. Wczoraj był dzień pizzy a więc nie obyło się bez konsumpcji. Sporo pojadłem i popiłem złocistym gazowanym napojem. Oj ciężko było z rana bardzo ciężko.
Robię kilka skłonów, wymachów i wykroków. Szklanka multiwitaminy rozpuszczonej to jedyne nawodnienie. Nie jem nic. Ubieram się w ciuchy termiczne a jak się potem okazała za grubo.
Zakładam cały zestaw od czołówki, poprzez plecak po buty. 5 rano tylko gdzie nie gdzie pieski szczekają. Jest cisza, spokój. Zaczynam bardzo ślamazarnie i leniwie. Noga za nogą pokonuje pierwszy kilometr. Dalej będzie żwawiej bo zaplanowałem akcenty po 2 km. Każdy kilometr dalej biegnę w tempie pod 5:15 ale ostatnie jakiś 150-160 metrów czyli 30 sekund zdecydowanie przyspieszam na 70% w granicach 4:00/km takie odcinki. Zaczynam rzecz jasna wolniej i wraz z kolejnymi kilometrami robię je szybciej.
Jest ciepło. W trakcie treningu zdejmuję rękawiczki i rozsuwam wiatrówkę. Mimo,że trochę wieje wiatr to biegnie się coraz lepiej. Po 7 km już jest świetnie. Każde 30 sekund po kilometrze jest teraz szybsze nawet pod 80 % możliwości poniżej 4 minut na km. Wytrzymać tak kilka kilometrów byłoby bardzo ciężko. Jednak taki trening z akcentami stosuję zazwyczaj raz w tygodniu. Póki co treningi utrzymuje regularnie choć kilometraż nie jest zbyt obfity.
Te 10 km i 100 metrów przebiegłem w 51 minut i 9 sekund. Po bieganiu jeszcze rozciąganie i można zaczynać dzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz