Poniedziałek to dobry dzień na szybsze bieganie. Zakładam buty startowe i po rozgrzewce wyruszam aby pobiegać kilometrówki. Na początek 2 km w tempie około 4:50. Na 3 rozpędzam się dość mocno. Staram się trzymać rytm i jeszcze w końcówce przyspieszyć. Po prostej piaszczystej drodze 3:45. Jestem dobrze. Zmęczyłem się jednak trochę. Przechodzę do truchtu ale nie tak bardzo wolnego. Uzupełniam płyny i tak dwa km spokojnie przebieram nogami. Gdy wbiegam na szos zaczynam kolejny kilometr. Ten już tak łatwo nie przychodzi. To efekt zbyt słabej rozgrzewki. Nie zrobiłem skipów alni przebieżek. Ten 4:10. Jednak dopiero po 5km zaczynam się rozkręcać. Kolejne dwa około 5 minut i następny już wracam na właściwy tor 3:48. To zdecydowanie lepiej. Dwa km w spokojnym biegu i po piachu rwę 4 km pędzę lekko pod wiatr i tym razem 3:45 wychodzi gładko. Po 10 km odczuwam zmęczenie i na koniec jeszcze jeden robię 3:45. wyszło sporo km ale nie chciałem jeszcze ryzykować kilometr szybki kilometr schłodzenia.
Poczułem ten trening w nogach. Szybko to znaczy łatwo o jakiś uraz. Jednak posmarowałem się maścią chłodzącą tzw. końską i jest lepiej. Łącznie nabiegałem pond 12 km w 55 minut.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz