poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Zaskakujący rekord na 10 km
Na czwartą Dychę do Lublina jechałem z ciekawością o swoja formę. Co zostało z planu treningowego do półmaratonu?Jak zareaguje organizm na szybki bieg po kilku tygodniach luzu. Tydzień poprzedzający to taki ostatni w roztrenowaniu. Start ten miał mi odpowiedzieć co dalej. W jakiej jestem dyspozycji? Odpowiedzi na te pytania ukierunkują moje dalsze treningi po maratonie lubelskim.
Wraz z Asią i kolegą Leszkiem wybraliśmy się razem do Lublina. Na miejscu byliśmy w czasie gdy miejsca parkingowe były do wyboru i do koloru. Szybko odebrany pakiet i od razu do rozgrzewki. Wprawdzie miałem godzinę ale postanowiłem porządnie się rozgrzać. Na początek sporo truchtu jakieś 3 km zanim zacząłem się rozciągać. Wykonałem wszystkie mi znane ćwiczenia bez powtórzeń co zajęło pół godziny. Na bieg zdecydowałem się ruszyć na krótko. Jak najmniej zbędnych rzeczy. Po rozgrzewce już wiedziałem, że będzie momentami wiało . 
Na starcie stanęło około 1300 zawodników. Plan był taki aby pobiec pierwszy raz na atestowanej trasie miedzy 40 a 41 minut i 3 sekundy. Jak dotąd na trasach crossowych w Warszawie czy Międzyrzecu schodziłem poniżej 40 minut ale nie było atestu. Tym razem nie oglądałem ani nie analizowałem profilu trasy. Zanim ruszyliśmy minuta ciszy po zmarły biegaczy i wolontariusza Lubelskiego maratonu. Zaciągam buffa na kark i twarz bo już na początku wbieg na wiadukt. Wiatr powiewa. Czuje się dobrze rozgrzany i gotowy do walki. wprawdzie z nawadnianiem nie było tak dobrze w ostatnich dniach ale to 10 km. Nagle trach prach adrenalina uderza. Jakbym dostał zastrzyk energii. Poczułem ducha dościgania się. Ruszamy i ku zdziwieniu ludzie wywracają się w tym tłoku. Ciężko jest wbić się w rytm jak jest kilka zawali dróg. Ludzie ustawiają się w połowie strefy 30-45 minut a biegną co najmniej na 50. Pierwszy kilometr 4:13 a więc efekt startu. Na drugim mamy od razu podbieg jeden i drugi. Dalej powoli mijam zawodników przesuwając się do przodu. Drugi km zdecydowanie lepiej 4:08. Szybko wskakuje na obroty. Skoncentrowałem się na biegu. Jedynie zerkam na czas gdy mijamy poszczególne punkty pomiaru kilometrów. Trzeci jeszcze lepiej 4:05. Dalej mnie niesie. Wokoło słyszę co jakiś czas doping kibiców. Mijam cały czas zawodników. Na 4 km 3:56 o żesz ale ogień. To mnie jeszcze bardzie podbudowało i w tym momencie postanowiłem to utrzymać już nie przyspieszając. Były jeszcze 2 może 3 podbiegi do 5 km. Na piątce pokazało 20:26 to daje w drugiej części pole do popisu. Ten element biegu czyli druga część trasy mam mocniejszą. Szybko przez głowę kalkulacja utrzymać tempo poniżej 4 na km. Obieram daleko zawodnika w czerwonej koszulce V-max Adamów to będzie mój punkt. wiem,że biega poniżej 40 minut bo nie raz tylko widywałem go na początku i potem na liście wyników. Łapię wodę na punkcie 3-4 łyki i koncentracja. Widzę obok kolegę z klubu Dominika. Pytam szybko jak ale on nie chce odpowiadać. Zrozumiałem,że leci ze mną. Mijamy kolejnych biegaczy. Tempo trochę wzrasta do 3:55. Więcej nie podkręcę, bo mogę mu skopać bieg. Był 6 km i to już bliżej jak dalej. Pokazywałem aby trzymał się w moim tempie nie przyspieszał. Zawodnik obok mówi ze nie wytrzymuje i nie da rady a mnie to jeszcze bardziej zmobilizowało. Zresztą co kilometr mu to sygnalizowałem. 7 km ponownie 3:54 i lecimy już na złamanie 40 minut. Zawodnik którego upatrzyłem jest już bliżej mnie.Będzie to realne pod warunkiem utrzymania tempa a nawet przyspieszenia w końcówce.  Jednak przez głowę przechodzi myśl to przecież Lublin mogą być niespodzianki. 8 km jednak szybszy 3:52 i dalej prujemy przyspieszając. Mobilizuje jeszcze jednego biegacza i drugiego. Mój obiekt  jest jeszcze bliżej. Po 9 który wyszedł 3:49 pokazuje mu w pewnym momencie aby odszedł i próbował jeszcze przyspieszyć. Mi już się nie spieszy bo wystarczyło utrzymać 4:00. Już słychać metę i doping jeszcze nie przyspieszam. Dominik oddala się ale nie idę zanim. Czekam na ostatnie 300 metrów które widziałem na rozgrzewce jest zaznaczone na asfalcie. 
Dopiero teraz jak widzę 300 metrów uderzam. Do zawodnika którego na 6 km ledwo widziałem mam stratę kilkunastu metrów. Przyspieszam gonię go. Przebieram nogami konkretnie i na ostatnim zakręcie krzyczę do niego" Mam Cię wreszcie... i prosta na sprincie. Widzę cyferkę 39 i jest 39:56 a netto wyszło 39:44. JESTTTT pierwszy raz łamię 40 minut na atestowanej trasie. Jest radość z Dominikiem który wykręcił jeszcze w końcówce kilka sekund. Ostatni km miałem 3:35. Odbieram medal.

Nie czuję zbyt wielkiego zmęczenia. 



Z Leszkiem który też wykręcił życiówkę 38 minut idziemy potruchtać i porozciągać się. Bieg wygrał Kamil Młynarz 33:05. Oto wyniki: tutaj
jestem bardzo zadowolony z biegu i wyniku. W tygodniu było ciężko i styrałem się. Jednak 11 dni snu z piątku na sobotę zrobiło swoje. Odpocząłem, zregenerowałem się. Wytrenowany organizm nie zatracił swojej wytrzymałości.  Najbardziej znaczącym elementem był zakup butów które niosą. Pisałem o tym przy okazji rekordowego półmaratonu i to się sprawdziło. Na dobrą sprawę rozbiegałem je zapewne już dobrze. Teraz czas na trochę przygotowań do maratonu lubelskiego, który będzie długim wybieganiem a nawet wolniej. Jednak nie można lekceważyć i na niecały miesiąc przed należy trochę podnieść poziom treningów po względem wybiegania km.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz