Teraz dopiero prawdziwe treningi mi się zaczynają. czas podkręcić tempo i najbliższe 3 tygodnie mocno potrenować. W niedzielny poranek czas na wybieganie. Pierwsze 30 km od maja ubiegłego roku. Zakładam dwa pasy. Jeden to dwa bidony i kawałek ciasta też zmieściłem a w drugim telefon i mandarynki. Do bidonów wlewam izotonik tj. woda, cytryna i szczypta soli. W drugim sama woda.
Wieje i kropi a więc zakładam spodnie i bluzę. Do tego buff na głowę czapka i obowiązkowo rękawiczki. Rozgrzewkę ograniczam do minimum.
Pierwsze dwa kilometry ponad 5:30. Wbiegam w polne zabłocone drogi. Co 2,3 km popijam płyny. Dopiero na 5km 4:55 ale nie przyspieszam tylko jeszcze asekuruję tempo. Tempo z całości zakładam pod 5:00. Jest to dość odważny krok ale trzeba się sprawdzić.
Wbiegam po 7 km na asfalt i teraz ponad 20 km po takim podłożu będę biegł. Jest pełen luz mimo,że wiej mi z boku a momentami w twarz. Po 10 km wcinam pierwszą mandarynkę. Na 15km czuję się bardzo dobrze. Po 17 km przyspieszam lekko. Pełna kontrola tempa i nawadniania.
Połówka w 1:46 czyli dobrze jest. Od 22km już nie schodzę powyżej 5 minut. Na 26 km czuję ze biegnę jeszcze podkręcam tempo. To jest trening aż chce się biec 4:49, 4:40 a ja chcę jeszcze. No to 29 km w gaz 4:18 i mało. Ostatni zatem 4:06. REWELACJAAAA 30 km w 2 godziny 29 minut 1 sekund.
Pierwsze 30-tka od blisko 11 m-cy wyszła doskonale. Wszystko zagrało nawodnienie, ubranie i tempo i buty już zbiegane a funkcjonują. Teraz dzień całkowitego odpoczynku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz