sobota, 29 stycznia 2022

Trzydziestka o poranku


Siła charakteru - wstać o 4:44 dnia 29 miesiąca i przebiec na spokojnie 29  aj równo 30 km w ramach wycieczki biegowej po okolicy. Bieganie z rana i mina na cały dzień uradowana. Starczyło sił jeszcze na rozciąganie.  

Budzik dzwoni 4:44 dla wielu o magicznej godzinie. Po 5 godzinach niespokojnego snu kilkukrotnie przerwanego wstaję prawą nogą. Na początek toaleta i zrzucenie wczorajszych trzech obiadów. Kolacji nie było. Tak, tak jem dużo aby mieć siły, energię na pomysły.

Zastanawiam się jak ubrać. Sprawdzam pogodę -2 ale w nocy bardzo wiało. Ostatnio zagrzałem się za bardzo to teraz pobiegnę na krótki bynajmniej dół. Ważne że zaplanowałem trening 29.km bo dzisiaj jest 29 miesiąca. W tym tygodniu robiłem trochę akcentów. Odpuściłem saunę i morsowanie oraz crossfit a za to byłem na basenie. Nie zamierzałem zbyt przemęczać się widząc że czeka mnie w weekend spory dystans.

Ryzykuję i zakładam od góry: koszulka biegowa biała, na dole tylko same spodenki.  Czytając ktoś pomyśli zwariował. Jednak ja dogrzewamy się przez pierwsze kilometry. Potem włączy się ścigaczka i będzie gorąco. Wcześniej smaruję się sudokremem w miejscach najbardziej wrażliwych na obtarcia oraz stopy i palce u nóg. Zakładam w dalszej kolejności skarpety biegowe za kostki i kompresy usztywniające od kostek pod kolana. Bluza z długimi rękawami ja koszulkę. 

Na śniadanie pochłaniam szklankę wody z miodem i cytryną przygotowaną przed snem. Zjadam jednego gofra na sucho. Do tego zasuwam mus owocowy Kubuś który wpada jak .woda.w Niagarze. Dalej wypijam szklankę wody z sokiem malinowym. Na koniec jeszcze kawa mielona z dwóch czubatych łyżek bez cukru. Jednak czas leci tu już po 5tej a kawa gorąca. To co wystawiam za okno na parapet.  Parę minut i wystygnie. Dalej zjadam jednego banana. Biorę szklankę samej wody i rozpuszczam pastylkę multiwitaminy. Wypijam i  zerkam na kawę. Można już pić. W między czasie bukłak zalewam trzema szklankami wody z sokiem. To picie na drogę do plecaka. Gdy będzie potrzeba to w trakcie biegu zasysam przez rurkę. Połowę szklanki kawy wypijam. Na koniec jeszcze raz toaleta. Zakładam i wiąże buty taka aby sznurówki nie latały. Obuwie dzisiaj typowe na twarde nawierzchnie będą że mną. Zakładam na szyję buff, a czapkę termiczną na głowę. Biorę też latarkę czołówkę. Plecak zakładam i na niego jeszcze kamizelkę odblaskową. Jeszcze kilka skłonów, wypadów i rozciąganie.  W końcu wygramoliłem się po blisko 45 minutach przygotowań.

Brr..od razu wiatr w twarz mocno zawiał. Powoli ruszam nogą za nogą. Wokoło ciemno tylko gwiazdy widać na niebie. Kieruje się z konieczności w dniu dzisiejszym po asfalcie. Jest trochę ślisko. 1 km w okolicy 6 minut na pobudzenie. Na drugim spotykam człowieka. Ba kobietę z sąsiedniej miejscowości koleżankę której wczoraj pisałem że rano pobiegnę ale nie sądziłem że wstanie tak rano. Jednak wykazała się niezłym chartem ducha. Nie marudzi że za rano. Nikt raczej normalny nie wstaje o tej porze aby pobiegać. Świetnie niech się wdraża w bieganie bo dopiero przed nią debiut na 5 km. 

Biegniemy bardzo spokojnie 6 minut kilometr. Trzymam jej tempo co mi na początek odpowiada.  Po 2 km.zdecydydowała zawrócić. Słusznie nie ma co się forsować. To i tak bardzo podziwiam że wyszła na jogging.

W okolicy miejscowego zabytkowego kościoła dostrzegam po mojej prawej półksiężyc i jasne gwiazdy. Teraz trochę żwawiej już biegnę na czwartym km 5:16/km. Dalej mija mnie kilka samochodów. Wszak godzina 6 dochodzi i ludzie jadą do pracy. Kolejny km też 5:16 i następny także jak w mordę strzelił mimo wiatru w twarz trzymam się. Siódmy km także 5:16 jestem już za rzeką w kolejnej miejscowości. Wybiegam na długą ponad 4km prostą. Póki co raz po 5 km sięgnąłem profilaktycznie po kilka łyków picia zasysając mocno rurkę którą mam wygodnie zamocowaną pod brodą. Piję bo 5 km.

I tak km za km w blasku poranka jestem w miejscowości Dokudòw. To już 11 km trasy. Zaczyna robić się coraz jaśniej. Mój półksiężyc nadal jest ze mną i nie traci blasku. 

Delikatnie przyspieszam do 5:09 a na 17 km tak się zagalopowałem rozmyślając że było już 4:52. To za szybko nie takie były założenia. Lekko zwalniam kolejny 18-ty do 4:59.a 19-ty na 5:02. Ustabilizowałem te rwanie. Zależało bardziej abyś zrobić ten trening lekko ale nie.wolniej jak że średnią ok. 5:30/km. To nie jest jeszcze moment na szybsze wybiegania jak to.miewalem po 4:40 na km. Na to przyjdzie czas.

Półmaraton osiągam w 1:50 nawet nawet wyszło. Choć 22km znowu poniżej 5 na km. 23 i 24 lekko ponad 5/km . Nogi dobrze szły. Było mi ciepło. Wiatr jakby ustał a przymrozek był niewielki.

Wracam powoli w drogę powrotną. Na 25km jadące samochody znajomych migają światłami lub trąbią. Jest po 7ej grubo a ja nadal na trasie. To już ponad 2 godizny jak biegnę. Czuję się świetnie. Korci nawet podkręcić tempo. Hamuje się.a nawet trochę zwalniam choć 5:08 czy 5:09 trzymam. Ostatnia prosta 2 km to zaczynam luzować i swobodnie biec. 29.km.wypowiedziala aplikacja a tu został jeszcze jeden. To fajnie bo dobiegłem i wyszło 30km. W fajnym tempie 5:16/km a ogólnie 2 godziny 37 minut.




Dawno tyle nie latałem. Jak sięgam pamięcią to chyba było to 10 miesięcy temu w marcu na cross.martaonie u Janka w Kodniu.

Robię jeszcze skłony i wymachy.



 Na koniec parę fotek i zaczynamy coś działać w tę styczniową sobotę.


czwartek, 27 stycznia 2022

Dycha z akcentami


Kolejny trening przypadł późnym wieczorem. Z konieczności na roztopy oraz przypadający szybszy trening ponownie wybrałem się na asfalt.

Jak zawsze lekkie rozciąganie, szklanka wody z cytryną, dobór ciuchów, aplikacja i w drogę. Początek to takie dogrzanie się i wbicie w rytm. Dzisiaj po każdym km 30 sekund przyspieszenia i powrót do rytmu. Po pierwszy najwolniejszym km żwawa półminutowa przebieżka. Lekko popadujący śnieg z deszczem i zacinający wiatr z prawego boku trochę przeszkadzał. Na chodniku było ślisko więc przemieściłem się na szos póki świecą latarnie. Po wybiegnięciu z wioski 2km z przyspieszeniem i powoli łapię tempo. Jest ono dalekie od takiego jakie miałem trenując w pełni formy. Lekko ponad 5 minut na km. Na trzecim wiatr wzmógł się i było trochę trudniej. Akcent robię szybciej i już mam poniżej 5/km.

Wbiegam w obszar zabudowany. Nigdzie żywego ducha. Jest 22 w oknach tu i ówdzie są jeszcze zapalone choinki. W większości domów migają telewizory. Ludzie odpoczywają. Zaczynam delikatnie przyspieszać. Na 5 km już jest 4:53/km. Po 6 jest coraz lepiej 4:43 gdzie przyspieszenie lepsze. Kolejne km 7,8 i 9 równo po 4:42 jak w mordę strzelił. Ostatni przyspieszam cały i 4:19 wyszło. 

Rewelacji nie ma ale jakiś malutki progres już jest. Powoli powinno być lepiej z każdym kolejnym tygodniem.

wtorek, 25 stycznia 2022

Bieganie po lodzie


We wtorkowy wieczór grubi po 21-ej znalazłem trochę czasu aby pobiegać. Wybrałem kółeczko 14 km głównie po asfalcie i chodniku z racji roztopów. Pomysł nie był zbyt dobry. Ubrałem się za ciepło. Zrezygnowałem z krótkich spodenek i to był błąd.

Na początek dwie szklanki wody z cytryną i szklanka...pepsi coli tak aby trochę cukru zażyć. Picia na drogę nie planowałem zabierać. Trening miał  być spokojny.  Kilka skłonów i rozciąganie na początek zrobiłem. Dalej sudokremem smaruję najczulsze miejsca i wskakuję w termiczne spodnie. Koszulka biegowa ląduje szybko na mnie i lekka bluza. na to jeszcze wiatrówka, plecak i  kamizelka odblaskowa. Biorę buty na asfalt adidasy zdarte już trochę ale jeszcze dają radę. Sznorówki zawijam tak aby nie majtały się. Zakładam czołówkę na głowę i dzida.

Ruszam po polnej oblodzonej drogę. Nogi jeżdżą jak na lodowisku. Z jednego na drugi bok przebiegam a raczej człapię. Staram się stąpać mocno i twardo aby nie upaść. Po kilkuset metrach takiego hycania już czuję plecy. To niestety waga robi swoje. Sporo masy nabrałem i ta 8 z przodu to potęguje.

1 km ciężko i asekuracyjnie 5:31/km. Drugi zaś to męczarnia w lesie jeszcze większa gołoledź. walczę jakoś i na 3 km jestem już na asfalcie i tu już zdecydowanie stabilniej choć sporo kałuż. Co jakiś czas trafiam w taką. Kolejne kilometry już ustabilizowane w granicach 5:10-5:15/km.

Co jakiś czas z monotonii tempa wybudza mnie wpadnięcie w kałuże tam gdzie nie ma latarni lu oślepi z naprzeciwka jadące a jakże na długich światła aut,. Jest ciemno przed 22 cisza spokój. To czas na analizę i wszelkie przemyślenia minionego dnia. To moment aby planować nowe wyzwania i układać sobie wszelkie myśli.  Czasami te rozmyślania przerywa szczekanie psów lub kilometraż odzywająca się aplikacja mówiąca o pokonaniu kolejnego kilometra. Do tego to ciepłąo. Nieudanie ubrałem się i zaczynałem się grzać zwłaszcza w nogi. 

Gdy wbiegam do kolejnej miejscowości na rondzie gasną światła i zapada ciemność.  Na chodniku jest oblodzenie i pononwna męka prawie 4km co zbiegną na szos to chlup kałuża lub jedzie samochód.

W końcu na ostatniej prostej 1,5km wbiegam na środek jedzeni i spokojnie kończę trening.

14 km w 1 godzinę 14 minut i 5 sekund to bardzo marny czas  ale 1365 kalorii zbitych co jest ważnym elementem treningu. Zgrzałem się bardzo. Prawie ugotowałem się. Źle dobrałem ubranie do temperatury.

poniedziałek, 24 stycznia 2022

Wieczorna dycha


W niedzielę wieczorem ruszyłem zrobić żwawszą dychę. Nie na szybkość tylko tak aby lekko poniżej 5 minut na km wyszło. Zrezygnowałem z samych spodenki bo jednak było sporo na minusie. Po lekkim rozciąganiu ruszyłem z wolna. Pierwszy kilometr bardzo zachowawczo bo sporo lodu na drodze. Potem z każdym kolejnym udawało się trochę przyspieszyć. Nie wiało, nie padało. Biegło się bardzo komfortowo i co ważne spokojniej. Oddech był stabilny.

4:52 potem 4:59 a dalej nawet


 4:47. W końcówce lekko podkręciłem tempo ale tylko aby urozmaicić bieg.

Wyszło średnio dycha po 4:53/km

Dzień wcześniej korzystając z pobytu w lesie odbiegłem trasę Zimowej Tatarskiej Piątki. Miejscami doły i po lesie. Do tego powyrastały badyle. Kilka powalonych drzewek i zróżnicowanie terenu. 



Jakoś przeczłapalem w te ponad 28 minut.

Bieg już 6 lutego. Zapisy trwają https://dostartu.pl/zimowa-tatarska-piatka-v6795



piątek, 21 stycznia 2022

Dycha późnym wieczorem


 Na trening wybrałem się przed 22. Dawno tak późno nie biegałem. Cóż dzień był bardzo napięty i gdzieś ten trening trzeba było wcisnąć. To dobry czas na przemyślenia i wszelkie analizy.

Tym razem założyłem buty crossowe. Do tego spodnie termiczne, bluzę i wiatrówkę. Na to plecak i narzutkę odblaskową. Lekkie rozciąganie i w drogę. Wiatr wiał dosyć mocny a i śnieg też popadywał. Początek lekko z boku wiało. Pierwszy km najwolniejszy 5:30 dalej szło zdecydowanie lepiej bo było z wiatrem. Nie forsowałem tempa. Po wtorkowym treningu jeszcze czułem w nogach dystans 18 km. Droga niestety piaszczysta i momentami rozjeżdżona przez auta oraz traktory. Przymarznięte koleiny powodowały nierówności i trzeba było uważać aby nie skręcić nogi. 

Kolejne kilometry z wiatrem były spokojne. Mimo wsparcia w plecy to nie rozwijałem prędkości. Księżyc co raz wyglądał ukradkiem zza chmur i oświetlał drogę. Zresztą lekko pokryta ziemia śniegiem powodowała, że było dobrze widać drogę.

Gdy minąłem 5 km skręciłem i wiatr dawał się we znaki mocno z boku. Potem po 6km już było tylko pod wiatr. Łatwo nie było i należało dobrze przebierać nogami aby utrzymać średnio 5:25/km.  Po raz kolejny nie wziąłem picia i to pragnienie było odczuwalne.   

Jakoś dobiegłem 10,5km w 56 minut. Nie ma tragedii ale wielkich powodów do radości też nie ma. W dawnych czasach posiadania formy te kółeczko łykałem w 49 minut na swobodzie. Cóż trzeba cieszyć się tym, że biegam coraz bardziej regularnie a wyniki póki co cieszą te osiągane kiedyś. 

wtorek, 18 stycznia 2022

Wieczorne bieganie w blasku księżyca


Dawno nie pisałem ponieważ bardzo nie ma o czym. Staram się biegać 3 razy  tygodniu. Powróciłem po raz eh kolejny do biegania.  O grudnia jest poprawa. Trzy razy w tygodniu wychodzę trochę poczłapać. Powrót do formy o ile wyjdzie będzie długi i mozolny. Poza bieganiem sauna i morsowanie raz w tygodniu a ostatnio doszedł crossfit. 

Kilka tygodni temu utrzymanie dychy w tempie 5:30 było ciężkie ale z każdym treningiem to się poprawia. Najwięcej 14 km i basta. Jednak dwa tygodnie temu w niedzielę już przeczłapałem z sąsiadem 23 km wprawdzie z językiem na brodzie ale jest postęp. Ważne aby zrzucić wagę. Masy przybyło i to kilkanaście kg. Teraz potrzebuję to zbić do magicznej 6 z przodu. Póki co waha się 8 czasami zejdzie tylko na 7 z przodu. Motywacja jest na Nowy Rok. Skoro wystartowałem 1 stycznia w zawodach na 5 km to rok powinien być biegowy. 

We wtorek wieczorem dosyć późno koło 21 wybrałem się na żwawy trening. Skoro 18ty dzień miesiąca to przydałoby się 18km. Powietrze -2 stopnie a że wieczorami poza bieganiem po lasach latam tam gdzie jest oświetlenie to zaplanowałem trasę po sąsiednich wioskach. Nie zakładam żadnej bielizny tylko same spodenki na dół. Palce, uda i inne wrażliwe miejsca smaruję sudokremem jak zazwyczaj. Wypijam szklankę samej wody. Koszulka biegowa i bluza na górę. Buty wybieram rzecz jasna na twarda powierzchnię. Skarpetki biegowe uciskające i kompresy na nogi do kolan. Trochę może wiać ale po paru km będe się grzać. Na górę jeszcze wiatrówka, buff i czapka. Do tego plecak biegowy do którego wrzucam... tylko telefon z aplikacją. Picia nie biorę. Na głowę idzie czołówka i kamizelka odblaskowa na plecy. Buty sznoruję jak zawsze na kokardkę  pod sznurówki tak aby nie rozwiązały się i nie stanowiły kłopotu. 

Robię lekkie rozciąganie i kilka skłonów. Ruszam powoli po oblodzonej drodze. Buty dobre się trzymają. Nogi nie jeżdżą, choć biegnę pierwszy kilometr bardzo asekuracyjnie. Księżyc oświeca mi tak drogę, że nie trzeba palić latarki. Jest pełnia a więc jasno. Powoli wbijam się w rytm biegu. Pierwszy km jak zazwyczaj jest najwolniejszy na pobudzenie i rozruch. 
Jest rzeźko i oddycha się bardzo dobrze. Lekki wiaterek od boku tylko będzie mnie ochładzać. Na drugim kilometrze już czuje zmianę rytmu bo robię go 4:59 i tak zamierzam trzymać cały dystans bez szarpania. Noga za nogą w osiągniętym rytmie 3km także 4:59/km. Księżyc łobuz chowa się czasami między chmury tracąc swój blask. Wbiegłem z drogi polnej na asfalt w sąsiedniej już gminie. Na 3 km uspokajam trochę tempo na 5:07 ale to chwilowe zachwianie tempa. Dalej szło już poniżej 5:00/km. Po paru km ponowni eplna droga. Tu i ówdzie odzywają się miejscowe azory. Gieroje za płotami dziawkają. W jenynm miejscu jednemu udało się wyskoczyć, próbował mnie dopaść. Kilka gwizdów i okrzyków. Odpuścił. 

10 km posżło lekko poniżej 50 minut i git. Do końca już tylko po asfalcie i kostce leciałem. Miejscami było mocno slizko ale wtedy twardą stawiam sope i jest dobrze. 

Ogólnie 18km przeleciałem 1 godzinę 29 minut 36 sekund. 

Ba kiedyś to tak półmaraton treningowo biegałem. Cóż daleko do tego jeszcze. Dobrze poszło. Zmachałem się nawet i lekko zagrzałem. To był wartościowy trening.