wtorek, 29 marca 2016

Wielkanocna aktywność

Święta to dla niektórych nie tylko czas jedzenia i siedzenia za stołem. W wielkanocny poniedziałek z rana wyruszyłem po krótkiej rozgrzewce na przebieżkę. Tak w miarę dobrze mi się biegło i było cieplutko. Nie forsowałem zbyt tempa. W okolicy ponad 5 minut/km. Jeszcze za wcześnie na szybsze bieganie. Nie czuję się zresztą na siłach aby szybciej biegać. Może jakiś plan mi się urodzi w głowie. Póki co mam jeszcze w nogach jeszcze ostatni maraton i ze dwa tygodnie musi minąć na roztrenowanie. Tym razem 6,6km czyli małe kółko. w 34 minuty

Potem był spacerek około 5 km i jazda 14 km rowerem. To tytułem uzupełnienia aktywności.


poniedziałek, 28 marca 2016

Truchcik

W Wielką Sobotę bez zegarka i zbyt długiej rozgrzewki potruchtałem na spokojnie. Czas roztrenowania jest trochę  trudny bo zmuszam się do powolnego biegania. Do tego nie ma obciążeń treningowych. Zresztą nie wiem jakie będą kolejne. Po prostu wychodzę i biegnę na luzie.
Pobiegłem swoje małe kółeczko 6,6km z pieskiem bardzo wolno. Około 40 minut ten dystans biegłem. Potem było rozciągania sporo. Taki stan potrwa jeszcze kilka dni do zwiększania kilometrów na treningach.

środa, 23 marca 2016

Powolny trucht z rana


Dzwoni budzik od razu wstaję. Zegar pokazuje godzinę 4:49. Biorę kilka łyków wody mineralnej niegazowanej. Za oknem już widno. Jeszcze 3 łyki wody. Zakładam skarpetki, ubranie biegowe  i sznuruje buty. Kolejne kilka łyków wody niegazowanej. Wychodzę na powietrze. Zbyt długo nie poświęcam czasu na rozgrzewkę. Dzień wcześniej zrobiłem spore rozciąganie i ćwiczenia gimnastyczne. Dzisiaj truchtam więc nie potrzebuję zbyt dużej intensywności rozruchu. Nie zabieram ani telefonu ani zegarka. Księżyc wielki jak balia chowa się za lasem. Po przeciwnej stronie będzie za kilka minut słonce. Wyruszam powoli, ślamazarnie i mozolnie krok za krokiem po twardej polnej drodze, która zaatakował w nocy mróz. temperatura -3. 
Wciągam świeże powietrze lasu. Przemieszczam się powoli. Wybiegam na otwarta przestrzeń wśród pól. 5 sarenek pasie się w zbożu. Zbytnio nie przejmują się moją obecnością. gdy na nie spojrzałem podniosły głowy i wpatrywały się we mnie. Byłem jakieś 15 metrów od nich. Czyżby mnie poznały, bo często widuję sarny w takiej ilości. Dalej zza lasu wychodzi słoneczko. wstaje nowy dzień, pełen aktywności i nowych możliwości. Nigdy nie wiadomo co  się wydarzy. Czy zaplanowane z rana działania powiodą się i jakie niespodzianki niesie los. Układam w głowie plan dnia który będzie jak zawsze długi i intensywny, ale robię to co lubię. Mijam kilometr za kilometrem. W sumie w ponad 40 minut 65,6km i rozciąganie na koncie. Poczułem się bardzo dobrze bo wysiłek z rana i mina na cały dzień uradowana.
Teraz mam czas regeneracji i odpoczynku. Po kilku miesiącach treningów i startów organizm potrzebuje jak pisałem trochę luzu. Ciekawy artykuł akurat o tym: tutaj Do porządnego biegania i trenowania wrócę na początku kwietnia.Drastycznie nie przerywam aktywności ale potrzebuję trochę zmiany. Wny jest sen a staram się spać między 6 a 8 godzin na dobę.

wtorek, 22 marca 2016

Wydłużony maraton dla mamy
    Jeszcze kilka dni przed IV Cross Maratonem miałem nie biec. Pomysłodawcą i głównym motorem tego biegu jest Jan Kulbaczyński z Kodnia. Nie trenowałem pod maraton a i wybiegań więcej niż 25 km nie robiłem od września. Sporo pracy papierkowej było przy organizacji. Odczuwałem też zmęczenie przygotowaniami do wcześniejszego startu.  Ostatecznie zaryzykowałem pobiec głową. W sobotę z rana z tatą pojechaliśmy zobaczyć trasę. W nocy pomroziło i zapowiadało się dobrze. Wiadomo w ciągu dnia to rozmięknie i będzie błoto.  W Połoskach gm. Piszczac byliśmy przed 8. Jak zawsze zjeżdżają znajomi. rozmowy o startach, trasach i  bieganiu. 
Odebrałem numer startowy i ruszam potruchtać. Odrzuciłem od razu bieg na krótko. Decyduję się na założenie butów w których biegłem kilka razy ale już raczej je rozbiegałem. Rezygnuję z pasa z piciem. Mam nadzieję ze jakoś poradzę sobie. Punkty mają być co 5 km i liczę na kolegę Darka któremu dałem bidon. Po 30 km picie będzie bardzo potrzebne.
Po przebiegnięciu  około 1,5 km i wracam na rozciąganie. Rozmawiam z policją i osobą która będzie na rowerze prowadziła bieg. Dzwonię upewnić się czy karetka przyjedzie na czas. Pytam sędziów czy są gotowi. Jeszcze wywiad dla telewizji http://pulsmiasta.tv/artykul,80-zawodnikow-na-starcie-iv-cross-maraton,793




i koncentruję się na linii startu. Do zawodów zgłosiło się około 70 zawodników z całej Polski. To kameralny maraton jak co roku i jedyny w naszym szeroko rozumianym regionie. Najbliższy chyba jest dopiero w Lublinie (oddalonym o około 150 km). Biegnę go dla mamy która urodziła się w Kodniu.
Na starcie staję w pierwszej linii. 



Dojechała karetka. Krótkie przemówienia Wójtów gmin Piszczac i Kodeń oraz organizatora. Zebrała się grupka kibiców. Trochę wieje i jest chłodno w okolicy - 1. Jeszcze ksiądz biegacz pokropił.


Wystrzał i ruszamy. Na początek bardzo spokojnie. Biegnę leciutko droga asfaltową i po około 800 metrach skręcamy w polny trakt. Tuta mimo ze twardo to miejscami jest są zamarznięte kałuże które pękają pod biegaczami. Już na 1 km lekko zmoczyłem buty wpadając w błoto. Nie ma oznaczeń co kilometr a zatem trzeba zerkać na zegarek. Wiatr daje się odczuwalny w plecy to z powrotem będzie trudniej. Dwóch zawodników wydarło do przodu jakieś 50 metrów. Za nimi 3 kolejnych i ja. Wbiegamy do miejscowości Trojanów i tutaj zmiana nawierzchni na asfalt. Luzie wychodzą z domów. Nie ma co się dziwić bo po raz pierwszy bieg zagości do nich. Fala biegaczy wlewa się na drogę główną przez wieś. To 3 km trasy. Pierwsze dwa poszły w 9:45 zbyt szybko jak na maraton. W sumie zakładałem 3:30 zrobić. Po prawej stronie drogi dojazdowej pilnuje patrol policji. Słychać na asfalcie echo kroków zawodników, które niesie się po okolicy. Powoli łapie rytm 4:40 to szybciej niż w maratonie do którego się ostatnio szykowałem. Muszę się do kogoś doczepić bo będzie jak dwa poprzednie razy bieg samotny. Biegnie obok chłopak który utrzymuje stałe tempo i dzięki temu jesteśmy jakby nie było w czołówce 5 i 6, bo widać przed nami prowadzących. Wbiegam w las. Tutaj jest trochę miękko i błotnisto. Powiewające korony drzew są naszymi sprzymierzeńcami. Nie widać żadnej zwierzyny. Dobiegamy do rozstajów dróg i o dziwo zamiast prosto skręcamy w... lewo. Co jest? Wg planu trasy który rysowałem do pozwoleń powinniśmy biec prosto. Cóż lecę za prowadzącymi. Coś jest nie tak. Dojeżdża samochodem Darek i mówi, że jakoś nie grają oznaczenia. Faktycznie taśmy są poprzyczepiane, ale gdzie strzałki. To już 5 km. Zaczynam się niecierpliwić. Na 6 km już wiem ze pomyliliśmy trasę. Prowadzący na rowerze i drugi na koniu zakręcili się.  Dobiegamy do drogi i widze jak czołowi gubią się nie wiedzą gdzie biec. Dochodzimy do nich i stajemy jak wmurowani. Nie ma dalej drogi tylko łąka, krzaki zawracamy i wbiegamy w drugą drogę. Jedzie i trąbi Darek mamy zawracać. Jasny szlak musimy do 5 km wrócić. Było nas 7 i jeszcze kilku dobiegło, wracamy. W tym momencie  nie cytuję jakie tam padły ostre epitety. Jestem wściekły. Zastanawiam się czy nie zrezygnować. Reszta pobiegła prawidłowo. Rzucamy się w szaleńczą pogoń do powrotu na trasę. Tempo wzrosło do 4:30. To szaleństwo ale ryzykuję. Ktoś pobiegł przez las. Widzimy kolejnych którzy zawrócili. Jakby nie było mają nad nami przewagę tych ponad 3 km. Wściekłem się bardzo. W tym momencie powinienem odpuścić cóż pomyłka niedopatrzenie błąd ludzki. W ferworze złości podjąłem ryzykowną decyzję aby nadgonić. Gdy wbiegamy na właściwą trasę mamy zamiast 5 km blisko 9 za sobą. Tutaj jest więcej zawodników bo dobiegają kolejni ci co nie uczestniczyli w całym zamieszaniu. Wybiegamy z lasu i widzimy jak hen daleko spor grupa pobiegła. Krzyczałem aby dla nas skrócili nawrót tym których źle pokierowano.
Po 9 km pierwszy punkt odżywczy to fatalnie. Już żałuję, że nie wziąłem pasa z bidonami. Odwodnię się, to pewne. Odrzucam te myśli biorę w locie kubek i biegniemy. Na 10 km rozmawiam z biegaczem z którym następne 20 km będę biegł. Okazuje się, że jest debiutantem. Walczymy wśród pól kierując się do lasu. Nogi się rozjeżdżają w błocie. Mijamy zawodników jednego za drugim. Biorę mus owocowy i go zjadam. Są trochę zdziwieni skąd my tutaj. Dalej kolejnych w lesie wyprzedzamy. Od kilku kilometrów wychodzi nam tempo 4:25-4:28 to głupota. Już nie ma odwrotu albo będzie nawrót dla nas skrócony albo nie. Mamy kolejny punkt odżywczy na 14 km to po ponad godzinie biegu.
Tutaj mam pretensję bo stoją kubeczki i nikt nie podaje, robi się zamieszanie i ostatecznie ledwo ze stolika wyrwałem ostatni kubek z wodą. Tutaj minus dla Jana Kulbaczyńskiego, którego jak na zawołanie mijam za kilkaset metrów. 
Wybiegamy z lasu i widzimy sanktuarium w Kodniu. Biegniemy mając po jednej i drugiej stronie pola zazielenione od krótko rosnącego zboża. Droga jest piaszczysta i utrudnia to utrzymanie rytmu. Mijamy kolejnych zawodników. W porównaniu do pierwszych kilometrów przyspieszyłem o 20 sekund na każdym kilometrze co po 10 km dało ponad 3 minuty odrobienia mnożąc przez 40 trochę odbijemy jak dotrwamy. Wbiegamy do Kodnia i tutaj droga asfaltowa oraz kostka na chodniku. Z naprzeciwka leci czołówka jakieś 800 metrów nie więcej. Ten co prowadził i dobiegł do niego kolejny korzystając z zamieszania. Dalej są kolejni trzej z nadkilometrowych, jeden który nie był z nami i my. Kierujemy się w okolice rynku gdzie mamy 19 km a powinien być 15. Wbijamy się w alejkę zakręcamy koło sanktuarium. Jest kilku kibiców i telewizja.
Tutaj punkt zrobił Darek z rodziną. Biorę kilka łyków wygazowanej coli oraz mus na zapas.
Dalej pędzimy po asfalcie. Dzieci zza płota nas dopingują i klaszczą. Wybiegamy na polną drogę z Kodnia. Tutaj mamy za laskiem wiatr który przeszkadza. Kolega trzyma się ze mną i mkiemy dalej 4:25-4:28/km strasznie mocno. Nie myślę o tym tylko skupiam się na biegu. Na połówce wyszło 1:36 co za tempo. Do rzeczywistego nawrotu jeszcze daleko. Mamy kolejny punkt odżywczy, łapię tylko wodę bo obsługujący trochę są zdezorientowani. Nie zatrzymuję się zazwyczaj tylko biorę w biegu. Pędzimy dalej do Elżbiecina. Tam powinien być nawrót gdzie on jest? Nie przesunęli szlak by trafił.  Mamy kolejny punkt o dziwo po 3 km od poprzedniego. Wybiegamy na prostą na której będzie zapewne planowany nawrót. Tak też było jak zobaczyłem czołówkę. Mijamy pierwszą z pań na trasie. Na nawrocie 25 km czyli dodając 21 wyjdzie 46 ojej. 
Patrzę na czas dalej 4:35 trzymamy to już od 16 km. Oj mocno bardzo mocno. Wracamy teraz już mniej kilometrów. Widzę mój towarzysz trochę słabnie. Stara się zwolnic 10 sekund ale on mówi, że coraz trudniej mu biec. Dogania nas pani i mówi ze ma 24,8 km za sobą a my 28km. Na punkcie zwalniam biorę picie i kawałek pomarańczy. Biegnę za nią. Tak kilka kilometrów w drodze powrotnej przez Kodeń 30, 31 km patrzę na tempo  zmalało. 32 i 33 km idzie jeszcze dobrze. Nie decyduję się biec za ta zawodniczką. Spokojnie biegnę swoje i tak widzę, że zbliżam się do 5 zawodnika, którym jest pan Wacław. Dwa lata z rzędu dał mi w kość wyprzedzając na trasie po 30km. Teraz zobaczymy jak będzie czy go dopadnę.  34 km to niewielki podbieg ale w piachu. Biegnę go w tempie 4:55 i mamy las. To droga powrotna i niedługo będzie punkt odżywczy. Niestety czuję jak mi się chce pić. zjadam ostatni mus  ale pragnienie nadal postępuje. Zaczyna się maraton choć do mety 8 km a raczej 12km. Na punkcie staję muszę się napić. Jeden, drugi i trzeci kubeczek w miarę powoli piję, już wiem, że to koniec dobrego biegu. Biorę pomarańcza i ruszam dalej. Oglądam się nikogo przede mną pani odeszła. Straciłem z minutę na punkcie. Przez las biegnę sam. uderza mnie, że jeszcze 10 km a nie 6. Moje tempo 4:55 na 35 km a na 36 też zbliżone 4:59. Może dotrwam, choć głowa nakręca nogi to znowu picia mi brakuje. Nie położę się przecież. Biegnę i widzę zawodniczkę i pana Wacka w zasięgu. Tymczasem wyłania się horyzont to oznacza, że 40 km blisko a tam będzie punkt odżywczy. Dobiega do mnie zawodnik i mnie mija. Droga teraz błotnista i wiatr wieje. Nogi jeżdżą w błocie. Niestety szok.....5:50 ten kilometr klapa wysiadam. Zerkam jak z lasu wyłaniają się zawodnicy jeden za drugim to jakiś kilometr za mną ale mnie dojdą jak będę się tak guzdrał. ten kilometr zwolniłem o... minutę. Szlak by trafił. Dobiega kolega Leszek próbuje mnie mobilizować ale jest mi ciężko tylko pić chcę. Mówię mu aby cisnął to złapie kategorię wiekową. Patrzę na zegarek 3 godziny i 14 minut biegu za mną i 40,5 km jejku to powinien być koniec. Gdzie meta? Do końca ponad 5 km bo jest ostatni punkt. Szlak by trafił miałbym około 3:20 bo ostatni kilometr nie byłoby, że boli poderwałbym się. Tak Wpadam na punkt chwiejąc się na nogach.

 Ponownie stają robię skłon i piję,


 piję

piję. Kolejni dobiegają i mnie mijają.


 Biorę pomarańczę jedna drugą i popijam dalej.

To już koniec jako takiej rywalizacji dla mnie. 5 km to pół godziny nie wyjęte. Jakoś się zbieram i po może minucie lub 1,5 ruszam dalej. Jakoś lepiej się poczułem. Czuję zmęczenie psychiczne po co ja tak goniłem?
Zbieram się i wskakuję na tempo 5:10 o dziwo ten punkt postawił mnie na nogi. Mijam jednego zawodnika to mnie podnosi trochę. Wbiegam do Trojanowa na asfalt i ponownie jest ciężko. Dojeżdża Darek i namawia mnie abym przeszedł do marszu. Nic z tego już dwa razy zatrzymałem się, doczłapie jakoś. Minęło mnie dwóch zawodników. Nie rwę za nimi tylko swoje biegnę a raczej włóczę nogami. Zerkam na zegarek 5:14 kilometr i 43 km za mną ojejku ileż można jeszcze. Po drodze kilka osób zagrzewa do wysiłku. zbiegamy w polna drogę. Już widać szkolę i tam będzie meta jeszcze 2 km. Ponownie jak rok temu mija  mnie marek z Lublina też na końcówce. Odżywam i trzyma się. Już nie dam się nikomu wyprzedzić. Jest błoto i trochę wody a mi się chce bardzo pić.  Jakoś pokonuje ten moment i wybiegam na asfalt. Jeszcze 800 metrów. am przed sobą na 100 metach 3 zawodników. Jednak nie decyduję się przyspieszać już spokojnie biegnę. Normalnie byłbym w stanie ich wyprzedzić nie po 45 km. Odpuszczam i biegnę powoli do mety. Przed końcem zachwiało mnie na bok.

Dobiegłem siłą woli i tuż za metę padłem. Zimno mi i trzęsie.

 Czuję jak jestem zmęczony. Mam skurcze nóg i ręki. Ktoś woła ratowników. Podnoszę mnie na folię.  


Jest tato który próbuje do mnie dotrzeć i daje ciepły polar.. Ostatecznie zrobiłem 3 godziny 47 minut te 45,6 km a dało mi to 15 miejsce na 59 zawodników. Oto wyniki kto jak dobiegł wg kolejności przekraczania mety: tutaj
Dla kilku zawodników ten bieg był czymś innym niż maratonem, a mianowicie przekroczeniem granicy 42 kmPo kilku minutach leżenia podnoszą mnie i wstaję. Uff mamo to dla Ciebie ten maraton. Kolejny ładny medal w kolekcji dedykowany mamie Marii.

Było jak było i minęło. Pozostaje tylko pewien niedosyt bo można było nie nadrabiać. Po prysznicu i obiedzie można było zrobić pamiątkową fotkę.
Cóż maraton nie wybacza. Jak za szybko zaczniesz to potem bardzo boli. Ten maraton pokonałem, bo nie przebiegłem. Trzy razy przeszedłem do marszu, dwa razy zatrzymując się. Kiedyś to tempo które dzisiaj narzuciłem wierzę,że wytrzymam. Taki bieg pokazuje mi to jak ważne jest przygotowanie nawet na więcej niż 42 km i strategia której w porównaniu do wrześniowego maratonu nie miałem. Swoje trzeba wybiegać i wytrenować. Cóż kolejny maraton już w maju w Lublinie. Teraz regeneracja i kilka dni roztrenowania oraz odpoczynku do końca marca. Jedynie będą ćwiczenia i trochę truchtu parę km nie więcej.



środa, 16 marca 2016

Bieganie o świcie
Dzwoni budzik 4:49, otwieram oczy przeciągam się jak ciepło nie chce się normalnemu człowiekowi wstawać prawie w środku nocy. Jednak czeka mnie bardzoooo długi ciężki dzień. Idę pobiegać. Kilka łyków wody z miodem i cytryną. Zakładam skarpetki biegow y i wykonuję skłony, wymachy i przysiady. Za oknem rozwidnia się. Dalej narzucam ubranie biegowe i sznuruję buty. Jeszcze wcinam banana. Na powietrzu rzeźko, ptaszki już koncertują. Odczepiam psa i zabieram go ze sobą. O godzinie 5:15 jestem już na polnej drodze w lesie, którą powoli biegnę. Mój towarzysz dzisiejszego trening wyraźnie daje znaki zadowolenia i przed mną wyrwał się po krzakach. Biegnę spokojnie wolno pierwszy kilometr 5:30, to taka próba dogrzania. Dalej polnymi drogami obserwuję biegające sarenki w grupach. Piesek mimo usilnych starań ich dogonienia nie daje razy ani jednej, drugiej czy trzeciej grupie zwierzaków. na drodze dalej spotykam zajączka, który na widok psa zmykał w rów.
Słonce już zaczyna wschodzić i robi się cieplej. Powiew wiosny jest tuż tuż. radość z bieganie jest ogromna. Przestrzeń Studzianki nastraja mnie pozytywną energią.
Obserwując przyrodę budząca się do życia mijam  2 i 3 km. Z rana zawsze dobrze się biega. Nie za szybko tak na rozbudzenie świeże powietrze na wsi nastraja i doładowuje. Kolejne km już lekko przyspieszam do 5:15 nawet. Ogólnie w 35 minut zrobiłem 6,6 km bez zmęczenia. Taki luźny bieg pozytywnie nastraja przed nowym dniem, pełnym możliwości oraz wyzwań.

poniedziałek, 14 marca 2016

Rozbieganie

W niedzielę po południu zrobiłem rozbieganie. Tym razem po polnych drogach. Po lekkiej rozgrzewce poczłapałem o zachodzie słońca w kierunku lasu. Niebo zrobiło się czerwone. Bliżej wieczora to i zwierzyny więcej w dwóch miejscach napotkałem grupy po 5 saren i pojedyncze zające. Tempo biegu utrzymywałem w granicach 5:10 na spokojnie przebiegłem w 53 minuty 10,5km i było mi ciężko. Oczywiście szybki start dzień wcześniej tez swoje zrobił.
 Niestety buty które kupiłem do biegów crossowych bardzo zbierają błoto i wodę. Po kilku kilometrach biegnie się bardzo ciężko. Nadal nie wiem co dalej. Jeszcze nie wiem jaki kierunek obrać. Myślę, że po przepracowanej zimie czas na odpoczynek. W sumie odpoczynku dłuższego nie miałem a z tydzień można byłoby odetchnąć. Zapewne jeżeli pobiegnę w sobotę cross maraton to zrobię potem wyluzuję do końca marca. Tak po Wiązownej zwolniłem do 3 treningów w tygodniu i teraz zapewne zminimalizuję do dwóch i może tylko jednego przed świętami. Zgubiłem kilogramy i jakoś trzeba nadgonić te braki bo na horyzoncie wagi 6 z przodu może się pojawić a była przecież 8.

niedziela, 13 marca 2016

Niesamowite 19:12 na piątkę i to bez problemu



To,że jestem w formie to wiem. Nie wiem tylko na ile ona wystarczy po treningach do połówki od której minęło już 2 tygodnie. Ostatnio trochę zwolniłem aby odpocząć. Nie do końca leniuchowałem. W tym tygodniu tylko 3 razy biegałem i to krótkie dystanse. 
W sobotę pojechaliśmy z Asią i tatą na klubową piątkę. Trasa trochę inna niż zazwyczaj ale po twardym tj. kostce i asfalcie. Po raz pierwszy miałem okazję sprawdzić się w nowych bucikach. 
Do zawodów zapisało sie około 70 zawodników a więc pierwsza ósemka jest w moim zakresie. Brakowało jednak 3-4 zawodników z którymi mógłby, pobiec i podciągnąć wynik.
Na rozgrzewkę zrobiłem dwa km tak szybciej po 5 minut. Do tego było sporo rozciągania i przebieżek, skipów oraz truchtu. Zgrzałem się bardzo w ciągu 30 minut. Było około 4-5 stopni i postanowiłem pobiec na krótko w spodenkach i podkoszulku. To był dobry wybór. Z ciepłego wyszedłem na linię startu. Zrzuciłem bluzę i byłem gotowy do walki.


Faworyt pod nieobecność kolegi Marka był jeden Damian Świerdzewski to chłopak który 16 zrobi spokojnie. 3,2,1 i ruszamy.

W założeniu pierwszy kilometr 3:55 miał być. Wystartowałem swoim tempem i nie zwracałem uwagi na nic innego jak na pełnym skoncentrowaniu się na biegu. Wyprzedziło mnie 3 zawodników którzy zaczęli odchodzić. Nie ruszyłem za nimi tylko spokojnie kontrolowałem swoje tempo. Poczułem powiew wiatru gdy po małym podbiegu znaleźliśmy się na ścieżce rowerowej. Czołówka szybko się wykształciła i każdy biegł samotnie jak palec. Patrzyłem na trasę i przed siebie. Przez ramię katem oka zobaczyłem, że za mną są zawodnicy. Na 1 km 3:53 czyli założenia w normie i tak postanowiłem biec dalej. Z naprzeciwka powoli widać było maszerujących NW. Na czele któż by inny jak Paweł Jagieło, dla którego to będzie dobry sezon. 
Nie zwracałem dalej uwagi kto idzie tylko skupiłem się już maksymalnie na tempie. Rytm biegowy miałem dobry. Już na 2 km brakowało mi kogoś z kim mógłbym biec nawet jakieś 5 sekund szybciej. Ten km 3:51 a więc delikatnie szybciej. Zbliżałem się do nawrotu. Pierwszy już wraca za nim jakieś 150 metrów drugi i trzeci około 200 metrów przede mną.  Dobiegam i zawracam. Teraz łyk dwa picia by się przydało. Cóż nie ma więc tylko ślinę mogę przełknąć. Teraz ci za mną będą biec i mnie widzieć. Czy gonić trzeciego? Kiedyś bym tak zaryzykował. Teraz mam więcej pokory. Póki co nie za duża strata a nie biegnę na złamanie karku tylko aby utrzymać to tempo to będzie w okolicy życiówki. Zobaczę jak będzie dalej. Na 3 km 3:50 czyli urywam sekundę. Widzę, że trzeci obraca się często co kilkaset metrów czyżby słabł? z tego co pamiętam ten chłopak biega po 18 minut z kawałkiem więc nie ryzykuję bo to już 4 km się zbliża. Tam 3:50 ponownie.  Czy przyspieszyć czy tylko trzymać? Nie szaleję zmniejszam jak widzę dystans do trzeciego. Czyżby słabł, bo ponownie się ogląda. To jakieś 120 metrów. Jakby to była dycha to bym go dopadł. Tak to będzie innym razem okazja. Zbiegam swobodnie z ścieżki i już widać metę i zegar na którym się pali 18. 





Jeden zakręt i lekko podkręcam na finiszu bo widzę, że złamię 19:20 i tak się stało. 



Osiągnąłem 19:12 to o 8 sekund lepiej od życiówki. Do trzeciego straciłem 8 sekund to jakieś 60 metrów. Nie czuję się zbyt skonany ani zmęczony. Jestem zadowolony,że pobiegłem głową, chociaż mogłem ten ostatni kilometr zrobić jeszcze szybciej. Zająłem 4 miejsce na 63 zawodników. Lokata któej nikt nie lubi ale to nie był cel tylko sprawdzenie się. Zawody wygrał Damian 16:06 co jest nowym rekordem trasy. Oto wyniki tutaj
Trochę rozciągania i idę potruchtać z Damianem tak z kilometr przy okazji podbiegnę pod Asię, która jeszcze jest na trasie. Pobiegła spokojnie poniżej 30 minut. Jak przystało na Dzień Kobiet każda kobieta utrzymała kwiatek. Organizacja biegu z każdego na kolejny bardzo dobra, co by nie powiedzieć wyśmienita z elektronicznym pomiarem czasu, zapleczem i obsługa rewelacja
Za foto dziękuję dla Przemek Treska Radio BiPeR

czwartek, 10 marca 2016

Trening bez biegania


Odpuściłem bieg na rzecz treningu siłowego i ćwiczeń gimnastycznych. Skoro jestem w okresie roztrenowania to mogę sobie poeksperymentować.  Czy jeden dzień w tygodniu zamiast biegu to będzie dobra zamiana czy nie? to się okaże. Raz można spróbować. Przekonam się zresztą czy jest to dobre rozwiązanie czy jednak bieg jest nie do zastąpienia. Porozciągałem się i zrobiłem kilka serii pompek. Do tego dorzuciłem rozciąganie. Trochę się umęczyłem przez te pół godziny. 

wtorek, 8 marca 2016

Swobodny trening

Odpocząłem dwa dni po ostatnim nieudanym wybieganiu i jest lepiej. W poniedziałek było sporo ćwiczeń rozciągających, brzuszki i plank. We wtorek pod wieczór wybrałem się na trening, Lekka rozgrzewka i w kilka minut byłem na trasie. Początkowo po błotnistych polnych drogach by wyskoczyć aasfalt. Miałem przed sobą około 5 km asfaltu. Jednak biegłem w większości poboczem. Droga dobrze oświetlona przez latarnie na przeważającej długości. Nie forsowałem tempa ale tez nie ślimaczyłem się. Po drodze towarzyszyło mi ujadanie psów, które denerwowały się zza płotów,że swobodnie biegnę a one mają ograniczone pole do manewru. Po raz kolejny mijałem dwie panie na kijkach. Chyba codziennie maszerują bo idzie im bardzo dobrze. Zabrałem stoper jednak kilometry zmierzyłem po biegu. Po prostu na wyczucie pobiegłem. Zakładałem w granicy 4:45/km biec ostatecznie wyszła średnia 4:44. Zrobiłem 11,57 w 54 minuty i 48 sekund. |Jest coraz cieplej i w trzech warstwach plus narzutkach jest za gorąco. Po biegu obowiązkowo wykonuję rozciąganie. 
      Dalej zastanawiam się czy biec cross maraton w następna sobotę. z jednej strony nie jestem zbytnio przygotowany. Z drugiej jest to jedyny maraton w okolicy ponad 100km. Trenować już pod niego nie ma kiedy. Ostatecznie mogę przetestować jedzenie i sprawdzić jak to jest biec siła woli.

niedziela, 6 marca 2016

Przerwane wybieganie

W sobotę założyłem sobie ponad 25 km wybiegania. Niestety po 16,8km czyli godzinie i 28 minut odpuściłem. Mimo zrobionej rozgrzewki i spokojnego początku z każdym kilometrze od 8 biegło mi się już ciężko. Po 10 zwalniałem. Średnia wyszła 5:14 ale bardzo ciężko uzyskana. Być może wybieganie 5:10- 5:15 to za mocne i trzeba zejść do 5:30-5:45. 
Odczuwałem też zmęczenie z półmaratonu. Minęło 6 dni ale jednak jeszcze nie do końca się zregenerowałem aby pobiec dłuższy dystans. Być może wpływ maja tez na to buty które kupiłem na crosowe trasy. Strasznie zbierają błoto i piach. To powoduje, że jakoś ciężko mi się biegło. Cóż okres roztrenowania powinien trwać dłużej niż kilka dni. W związku z tym odpocznę jeszcze trochę. Nie ruszam jeszcze ćwiczeń. Zobaczymy jak będę się czuł w tygodniu. 
W sumie po takim wyniku i wysiłku w półmaratonie nie wiem czy warto  startować w cross maratonie. Nie biegałem w tym roku ani razu 30 km i nie wiem czy jest sens biec maraton bez przygotowania. W styczniu raz 20 km i 25 km raz oraz 25 km w lutym to stanowczo za mało. Z drugiej strony mogę go potraktować jako długie wybieganie.

czwartek, 3 marca 2016

Dycha z rana

Poranny wstaje świt a ja ponownie na nogach od godziny 5. Przede mną nowy dzień, dzień pełen nowych możliwości, spełniania się i satysfakcji z wykonywanych czynności. Na początek szklanka chłodnej wody mineralnej i rozciąganie potem banan i rozgrzewka. Zakładam ubranie i wyruszam na powietrze. Wychodzę z domu i widzę półksiężyc, który skrada się za drzewami. Włączam stoper i zaczynam. Poranny bieg dzisiaj trochę szybciej. Za trasę obieram polne drogi wśród pól i lasów. Oczywiście nie brakuje zwierzyny leśnej, która rano spaceruje w najlepsze. Pierwszy kilometr i drugi na dogrzanie oraz rozruch. dalej wskakuję na 4:40/km i przemierzam kolejne kilometry. W tym czasie układam cały plan jakże aktywnego dnia. Notuje sobie w głowie jakie mam spotkania i gdzie wykonać telefony oraz wysłać emaile. Wtem drogę przecina mi 5 sarenek, które spłoszone oddalają się i po kilkuset metrach zatrzymują obserwując mnie. Potem napotykam zajączka biegnącego w oddali przede mną. Na zakręcie czmychnął w krzaki
Jakież było moje zdziwienie gdy na 5 km spotykam panią z kijkami. O godzinie 6 jeszcze nie napotkałem jak dotąd nikogo na w tej okolicy kto by trenował. Wymieniliśmy kilka słów. Po 26 minutach robię nawrót i wracam mijając 2 raz maszerującą.
Teraz przyspieszyłem tak aby zmieścić się ta dycha w 50 minut. Droga powrotna szybko zleciała ponieważ biegło się znacznie lepiej. 
Zrobiłem 10,3 km w 50 minut 10 sekund. Jeszcze rozciąganie, śniadanie i mogę zacząć działać.

wtorek, 1 marca 2016

Rozbieganie po starcie i podsumowanie lutego.


Po niedzielnym starcie już ochłonąłem. Zdjęcie powyżej na mecie pokazuje moją radość a to poniżej wskok na metę.
I co dalej.  Hm... planów jako takich nie mam. Oczywiście będę biegał nadal 3-4 razy w tygodniu, może pomyślę o jakimś starcie docelowym aby do niego się przygotować za kilka miesięcy. Wystartuję w cross maratonie w marcu o ile dam radę. Może Orlen Maraton dla sprawdzenia się, kto wie i ale IV-go Maratonu Lubelskiego to raczej nie odpuszczę.

Półmaraton jak pisałem dobrze rozplanowałem i nie ukończyłem go z językiem na brodzie.
Jeszcze wieczorem zrobiłem rozciąganie. Trochę bolały uda. W poniedziałek porolowałem wałkiem mięśnie i uda a we wtorek rozbieganie. Wstałem 5:15 lekkie bardzo rozciąganie, kilka skłonów i wymachów. Po woli rozwidniało się i siąpił deszczyk. Ruszyłem truchtem bez zbytniego rwania coś kolo 6 minut/km. Przebiegłem tak 3 km oddając się zadumie nad otoczeniem. Tutaj sarny tam zające przebiegające czyli sielanka biegania na wsi. Po 4 km jakoś lekko przyspieszyłem może do 5:40. Z rana biega się bardzo dobrze. W sumie to człowiek nakręca się na cały ciężki dzień. Przebiegłem w 40 minut niecałe 7 km.  Na  zakończenie trochę rozciągania i podliczanie lutego.

W drugim miesiącu tego roku nie biegałem zbyt dużo. 4 treningi opuściłem całkiem, a trzy zmodyfikowałem. Poprawiłem szybkość


Liczba założonych treningów: 20
Liczna wykonanych treningów: 15
Liczba treningów tygodniowo: 4,3,5,2
Liczba treningów siłowych: 1 x w tygodniu
Liczba startów w zawodach: 1
Życiówki: 1 półmaraton 1:27:44
Ogólna liczba kilometrów w lutym 2016: 166,40 km
Liczba km w 2016 roku: 402 km
Inna aktywności:   przebieżki
Średnia liczba km na treningu: 11,06km
Średnia na kilometr: 4:42
Liczba godzin spędzonych na bieganiu: 13,05
Średnia prędkość 12,72 km/h

Osiągnąłem wynik w połówce więc czego chcieć więcej. Mimo asekuracji i obaw w ostatnim tygodniu odpoczynek wyszedł na dobre.