niedziela, 28 lutego 2016

Fantastyczny bieg z mega życiówką, czyli jak rozmieniłem 1:30 w połówce.
    Pierwszy poważny start w tym sezonie do którego szykowałem się od grudnia 2015 roku był nie lada wyzwaniem. Postawiłem sobie złamać w półmaratonie 1:30. To pierwsze podejście do tego celu.
W okresie treningów przebiegłem z zakładanych 500 km coś około 430. Opuściłem 3 wybiegania (22, 24, 25km) raz tempo maratońskie i kilometrówki tempem na dychę. W dwóch wypadkach było to spowodowane przeciążeniem a reszta po prostu w ostatnich 2 tygodniach zwolniłem. Ostatnie 5 dni nawet nie rozciągałem się obawiając, że coś zepsuję. Musiałem tez wypocząć i zregenerować się.
Nawadniałem się od czwartku. W sobotę wyspałem się potem jadłem makaron. zrobiłem też krótki spacerek i ponownie spałem. W niedzielę z rana makaron, banan i co testowałem Coca-Cola. Tak jak przeciwnik śmieciowego jedzenia i gazowanych napojów zdecydowałem się na colę ponieważ nie słodzę i w ostatnim czasie zero słodyczy. 3 tygodnie żadnego ciasteczka, czekolady, cukierka nie mówiąc o piwie czy czymś mocniejszym po prostu całkowite odłożenie. Jedynie woda z cytryna miodem, a nawet w czwartek glukoza wsypana do półtoralitrowej butelki pozwolił trochę osłodzić organizm uzupełniając cukry. To spowodowało ze w ostatnich tygodniach przed startem schudłem parą kg. Jadłem jak szalony ulubione żeberka 4 razy w tygodniu poprzedzającym start, swojska wędlina, kiełki, banany, zupy i kotlety.
W niedzielę rano z Asią ruszyliśmy do Wiązownej k. Warszawy - ja po raz 3 dni a ona pierwszy raz na 5tkę.
Na miejscu organizacja jak eis patrzy wszystko sprawnie i czytelnie. Odbieramy numery i koszuli. Przebieram się na sali do pierwszej rozgrzewki. Zakładam bluzę, dres, czapkę, rękawiczki i ruszam na trasę potruchtać. Wybieram około 2 km. Asia zostaje na trochę sama w atmosferze przedstartowej.
Dobiegam do miejsca gdzie jest flaga 1 km i 20 psychicznie spoglądam i widzi mi się być tutaj po 1,25 biegu było by fantastycznie. Musze to dobrze i strategicznie rozegrać.
Wracam do sali pakujemy się i wychodzę na drugą rozgrzewkę intensywniejsza, trochę skipów, przebieżki i dużo rozciągania około 20 minut. 

Potem zrzucam bluzę zakładam pasek z numerem i kubusiami. Zakładam jednak spodnie termo, czapkę, buff, rękawiczki i oczywiście buciki Jazzy 17 Sacuore po raz 4 to są rakiety. Czuję, że te 1:30 w nich pęknie. Do tego worek foliowy na siebie i do strefy startu. Rozgrzałem się bardzo dobrze bo czuje jak paruję i folia trzyma ciepło. Temperatura około 3-4 stopni. Szukam kogoś z kim mógłbym zacząć. Odnalazłem Irka z Szach i za nim ruszam.
3,2,1.. szybko ruszamy. Początek chaotyczny i sporo zawalidróg osób które, źle stanęły na starcie i zaczynają wolno.  Trochę się przedzieram ale nie marnuje zbyt sił, jakoś to się unormuje i odbiję potem. Pierwszy kilometr 4:38 uj aj wolno z tym, że to początek. Dalej próbuje wbić się na tempo 4:16 i na 2 km 4:18 to już blisko. wybiegam z Wiązownej. 

Dalej jest lepiej i 4:12 nawet. Przegapiłem pierwszy punkt z piciem, może jakoś dam radę. Powiewa lekki wiaterek. Na trasie sporo straży pożarnej i kibicie zagrzewają do walki małymi grupkami. Jest ich więcej przy punktach z piciem. stoja mimo chłodu i kibicują, dzieci, dorośli starsi.
Na 4 km zgaduje się z biegaczem Marcinem i ciśniemy razem.



Momentami wyczuwam,że trochę za szybko bo 5 km 4:09. Teraz szybkie liczenie i wynik wg mojego zegarka 21:40 jest dobry. Trasa wiedzie po miejscowościach koło Wiązownej cały czas asfalt.
Pojawił się punkt z wodą i herbatą która szybko w locie łapie. Szybko robię dziubek i popijam oczywiście trochę wylałem na siebie. Nie tracę czasu na zwalnianie. Biegnie mi się dobrze i już w tempie 4:12 kolejne km . Na 9 km poczułem, że zostało 13 a więc trzeba ruszyć nie co do przodu. Wpłynęli na to zawodnicy biegnący z czołówki których widzieliśmy wracających. Dycha wyszła w 42:35 czyli planowo rewelacja. Robię samolocik na nawrocie i i  postanawiam przyspieszyć. Po 10,5 km 44,52 co daje mi jak to utrzymam  1:29:44. Co tam utrzymam ja mam zamiar jeszcze podkręcić tempo. Wrzucić kolejny bieg. Powoli mijam kilku zawodników i zostawiam Marcina z którym biegłem 6 km. Trzymam już tempo 4:07 i zbliżam się na 12 km do podbiegu. grzeję konkretnie jak po tankowaniu paliwa. Na każdym punkcie które rozlokowane są mniej więcej co 2-3 km popijam te herbatę nawet ciepłą. Podbieg nawet nie myślę, że to pod górkę. Pochylam się lekko, krótki krok i dzida. Łyknąłem go jak pelikan.Wbiegam na górę to jest 12 km i wyciągam mus Kubusia którego kilka razy zasysam. jednak do końca go nie zjadłem wyrzuciłem nie ładnie na bok. Już na nic nie zwracam uwagi. Pełna koncentracja i trzymam tempo 13, 14 km i godzina za mną. Jak najmniej kalkulować, tylko biec. Biegnę sam nie zawracam już uwagi czy z kimś biec równo czy nie.  Co kilometr zerkam na zegarek i jest dobrze a nawet bardzo dobrze bo na 15 km wyszło 1:03:12 to nowa życiówka na 15tkę.  Nie kalkuluje chłopie zasuwaj. W tym tempie 6 km w 26 minut i mam swój wynik. Jednak to mało. Ulica sucha a więc można dobrze pędzić. Lekko zachmurzone niebo mi sprzyja. Po plecach smuga delikatny wiaterek tak jest on moim przyjacielem schładza mnie nie za mocno ale pomaga. Buciki leciutko mnie niosą i dobrze się śmiga. Nie mam kiedy spoglądać wokoło. Dostrzegam,że nieco inaczej biegniemy od 16 km niż w poprzednich latach.  Co tam ważne aby swoje wyrwać.

Od 16 zaczynam już walkę o zrobienie poniżej 1:29. Ostatnia piątka a więc kontra. Cała naprzód, wszszyskie siły na pokład a rezerwa czeka. Na 17km widzę 4:04 ależ mi idzie. Cisnę cały czas porządnie do przodu. Nie czuję zmęczenie, ba nawet o nim nie myślę. Na 18 km jak widzę 4:02 ostatni to jeszcze urwę może 1:28 bo końcówkę mam mocną.  Dam radę. Tam czeka na mecie Asia i marznie a ja tutaj się guzdram. 19 i 20 km poniżej 4 minut Zasuwam konkretnie do przodu. Czuję, już tę życiówkę nawet jak 5 minut zrobię ostatni km. Odrzucam te myśli i jeszcze eis mobilizuję gdy mijam flagę 20 km. Wyprzedzam 2-3 zawodników i to daj mi kopa. Wybiegam na ostatnia prosta około 700 metrów, słychać głos spikera. Ile jestem w stanie wyciągnąć jeszcze?To końcówka cel zrealizowany ale jeszcze zawalcz o te parę sekund. Wyciągaj chłopie rezerwę, mimo, że ona się nie pali. Jak na maratonie krad te sekundy, łamię je ja deski w tartaku, kibice mijają mi po boku jak tyczki u narciarza alpinisty zjeżdżającego z górki. Spokojnie 1:28 złamane jak nic. Biegnę po swoje. Patrze na ulice, 600,500, 400 metrów już blisko. Słysze doping i wydzierający się z nich głos Asi. Pali się 1:27 z początku już przed meta skacze i drę się, mam to wyrwałem 1:27:44 o blisko 4 minuty nowy rekord życiowy w półmaratonie. Średnia 4:09\km. Ostatnie 5 km poniżej 20 minut. Wielka radość. 


Nie odczuwam wielkiego zmęczenia,. skaczę jeszcze odbieram medal. Spiker mnie upomina abym nie wariował. Wychodzę ze strefy. 

Ponownie przekroczyłem swoja granicę. Bariera 1:30 w połówce została przeze mnie złamana. Nie za wiele się rozciągałem bo miałem szybko transport powrotny. Zająłem 139 miejsce na 1244 zawodników którzy ukończyli. Oto wyniki: tutaj
Rozegrałem to kapitalnie. Dobry jestem w te klocki.

 Na początek sezonu dużo znajomych zrobiło życiówki. Jeszcze kilka pamiątkowych zdjęć i powrót. Warto dodać,że nowe buciki spisały się na medal. Nie bolą mnie ścięgna ani wcale stopy.Odczuję zapewne to jutro.  Co dalej to nie wiem bo cele mi sie skończyły po tych kilku latach biegania.

2 komentarze:

  1. Super. Wynik marzenie. Oszczędzaj się trochę na lubelski. Cztery Zeeeero!

    OdpowiedzUsuń
  2. Spokojnie do lubelskiego jeszcze inny maraton obskoczę. Cztery zero!!

    OdpowiedzUsuń