środa, 16 maja 2018

VI Maraton Lubelski na różowo
Po raz kolejny zającowałem na maratonie w Lublinie. Po raz drugi na czas 4:00. Zabawa była przednia. Biegło mi się super. Przybiegłem 3:59:58 brutto. Potraktowałem bieg jako długie wybieganie. Tak na spokojnie bez dramaturgii i walki w pełnym luzie i z humorem. Tym razem relacja w formie fotograficznej bo fotek mam mnóstwo.
Przed startem oczywiście wzbudzałem szerokie zainteresowanie. Krótka rozgrzewka i w drogę.
Na początku za zawsze ścisk i tłok. Tłum nakręca tempo.
Po 8 km nad Zalewem było juz luźniej. nadal brakowało mi 300 metrów.

Grupa do 30km trzymała się dzielnie a potem była już walka. Niektórzy tracili siły a inni nawet przyspieszyli.

To już ostatnie kilometry które wspominam najfajniej. Przyspieszyliśmy nawet parę sekund.

Jeden z rowerzystów jechał z nami z dobra muzyką i wspierał konających.
Kolega Michał na 30 km miął już dość ale zebrał się do fotki. Było bardzo ciepło ponad 24 stopnie i miejscami duszno ale co tam zająca to nie ruszało.
Luz, swoboda i opanowanie.
Rowerzysta Radek umilał nam bieg mocna muzyką róznej maści gatunków


 
40km 
                                                                 Tak się biega maraton.
Sama radość biegu
Na mecie konsumpcja marchewki-:)

I po wszystkim z kolegą Michałem, który towarzyszył mi na trasie jako drugi zając

poniedziałek, 14 maja 2018

Lekko między maratonami
Po maratonie w Hamburgu był Dzień Dziecka i podjadłem trochę więcej. W końcu kiełbasa i zimne piwko oraz trochę słodyczy. Nie planowałem póki co dalszych planów biegowych i startów. W tym roku 2 pokaźne życiówki mi wystarczają.Zresztą poprzeczkę zawiesiłem sobie już wyskoko.
 Gdy wróciłem do Polski to wybrałem się na kajaki popływać. Na początek 10 km. Rozruch biegowy zrobiłem w czwartek 6,5km z ran a w południe popłynąłem19 km kajakiem.
Dopiero w  niedzielę zrobiłem dyszkę bardzo spokojnie po 5 minut.
Teraz regenerowałem się i starałem się odpoczywać od biegania.  Ponownie wskoczyłem w kajak we wtorek i piątek. 
Przed startem w Maratonie Lubelskim w piątek przebiegłem małe kółeczko 6,5km z rana bardzo spokojnie powyżej 5 min/km.
Po tak mocnym panie treningowymi dobrych wiosennych startach byłem w biegowej euforii. Start jako zając na 4 godziny w Lublinie zapowiadał się zatem mega zabawą. Tempo 5:40/km to bardzo wolne dla mnie. w tym roku jeszcze tak wolno nawet rozruchu nie robiłem. Pogoda zapowiadała się bardzo dobra ponad 20 stopni a więc czekała mnie kolejne fajna przygoda.

wtorek, 8 maja 2018

3:13 w maratonie w Hamburgu
Na pierwszy zagraniczny maraton jechałem bardzo pewnie z nadzieję, że 3:14 złamię. Byłem przygotowany dość dobrze. Każdy wynik poniżej 3:14 będzie sukcesem a co urwę to się miało okazać. Pod numer ładnie byłoby 3:11. Po przetrenowanej zimie jednak byłem zmęczony. Plan i treningi uzupełniające dały w kość. Za wcześnie zacząłem plan a pól roku przygotowań to spore wyzwanie.
Na jednym z portali znalazłem taki oto opis maratonu:

W Hamburgu rozegrany został jeden z najmocniej obsadzonych maratonów tej wiosny na Starym Kontynencie. W stawce elity 33-ciej edycji tego słynnego biegu dostrzec mogliśmy aż 5 biegaczy z rekordami życiowymi poniżej 2:06 w tym Kenijczyków: Emanuela Mutai, Sammy Kitwarę, Stephena Cheboguta, Etiopczyków Ayele Abshero i Solomona Deksisę czy mistrza olimpijskiego z Londynu Stephena Kiproticha z Ugandy

Stawka była zatem imponująca.

Jadłem makaron i buraki kilka dni przed biegiem jak szalony. Do Hamburga poleciałem z tatą w piątek. Tam była aklimatyzacja. Zmiana otoczenia i lot zrobiły swoje. Do tego obawy jak to będzie w obcym kraju się biegło.
Na starcie stanąłem przy zającach na 3:15. Ponad 14 tyś. maratończyków.
O 9:32 wyruszyło na trasę. Piękne okolice dużo zieleni i masa kibiców. Mega atmosfera coś niesamowitego. Już po 600 metrach musiałem się zatrzymać aby odda mocz. Pierwszy raz tak mocno się opiłem przed maratonem. Kilometr za kilometrem leciało się świetnie. Pierwsza piątka rzecz jasna na spokojnie średnio 4:43 i piątka ponad 23 minutyi dalej zacząłem się rozkręcać.  Dycha wyszła w 46:15 i euforia nie schodziła co dało się odczuć na kolejnych 5 km gdzie doping niósł konkretnie. Tutaj po 4:25 i to było za szybko jednak. Na 20 km zdyscyplinowałem się i wróciłem do tempa 4:30/km. Pierwsza połówka w
01:35:48 to całkiem całkiem.
Dalsza cześć biegu przebiegała bardzo płynnie i równo. Na każdym kilometrze piłem i żele od 8km wcinałem.
30 km przeleciałem bardzo dobrze w 2:15. Starałem się trzymać cały czas swoje zakładane tempo. Po 35 km byłem tak zadowolony z biegu już wstrzymywałem się tylko z przyspieszeniem które miało być pd 37km na ostatniej piątce.
Na 36 km niepotrzebnie już się jarałem osiąganym wynikiem. Wyciągając bidon przybijałem piątki dzieciakom i zaczepiłem o rower wywróciłem się łamiąc stolik na punkcie żywieniowym. Aj w tempie 4:30 to nie to samo co na zającowaniu przy 5:40. Rutyna zgubiła.Wybiłem się z rytmu i nogi już strajkowały, choć głowa chciała mocniej biec. Ostatnie kilometry po 4:45 i 4:50 niestety plan był na 3:11 ale dobrze jest. Do końca walczyłem jednak o urwanie jeszcze kilku sekund.ale cel osiągnąłem 3:13:33 czyli o 31 sekund szybciej niż ok temu. Uplasowałem się na 682 pozycji i 7. z Polaków. Małymi kroczkami zbijam czas i sprawia mi to frajdę.
Warunki biegowe były dobre choć słońce przygrzewało.Organizacja mega fantastyczna. Jestem zachwycony. Tłumy na trasie i ten niesamowity doping. Mieszkańcy po prostu są dumni z tego, że przyjeżdżają biegacze z całego świata. Wszędzie doskonale zabezpieczone ulice. Żadnych aut i autobusów na trasie nie było podczas biegu. Punkty ożywienie perfekcyjnie funkcjonowały. Bardzo, bardzo dużo seniorów i dzieci na trasie dopingowało. 
Podsumowując zmęczenie jest spore po zimie i mogłem jednak zaplanować wcześniej maraton.Teraz czas na dobre jedzenie i kilka dni odpoczynku a potem... kolejny maraton ten Lubelski-:) Ważne, że kolejne postanowienie noworoczne zrealizowane.
Dziękuję serdecznie Asi za cierpliwość zwłaszcza za wczesne poranne i późno-wieczorne oraz długie weekendowe znoszone treningi. Słowa podziękowania należą się za pomoc w przygotowaniach Darkowi Trębickiemu Rafałowi Pajdoszowi za cenne uwagi, Łukaszowi Wróblowi i Katarzynie Jendruchniewicz za ratunek kolan na kilka dni przed startem. Super ciotce Żanecie Chylewskiej i wujowi Franciszkowi Chylewskiemu za doping, fotki, wsparcie logistyczne i żywieniowe (makaronu szybko nie zjem-;) tacie Wiesławowi Węda i kuzynowi Mateusz Chylewski za obecność i wszystkim dopingującym w sieci.