czwartek, 29 marca 2018

Nowa życiówka na połówce, czyli 1:25 w 13.PZU Półmaratonie Warszawskim
Zrobiłem to chociaż nie za wszelką cenę  z pewną rezerwą i  satysfakcją, że jestem w  gazie.To był perfekcyjnie przebiegnięty przeze mnie półmaraton

Odpuściłem po cross maratonie harmonogram treningów. Tylko rozbieganie i trochę żwawiej z setkami biegałem.
Do Warszawy pojechaliśmy z Asią dzień wcześniej z racji zmiany czasu oraz obawy, że trzeba skoro świt jechać.. Oczywiście odbiór pakietu, spotkania ze znajomymi, kuzynem i wędrówki po stolicy. Spałek niezbyt długo przez pogaduchy, które trwały do późna. 
Z rana zrywka o 7 nowego czasu. 4 kanapeczki, nawodnienie i kierunek start. Na miejscu jeszcze kilka pakietów miałem dla znajomych. Lekki rozruch potem rozciąganie. Pogoda zapowiadała się słoneczna i planowałem biec na krótko.
          Po raz pierwszy na połówkę założyłem buciki adidasa bootsy. Na stopu cieniutkie skarpetki do szybkiego begu to podstawa. Wiedziałem,że nie będzie to raczej spacerek. Celowałem w 1:28 do poniżej 1:30. Myślałem, że na luzie skoro treningowo zrobiłem 1:33 na wybieganiu. Cóż po 10 km będę wiedział na czym stoję czy atakuję czy spokojnie. do tego tydzień po maratonie zawsze jak dotąd robiłem dobre wyniki. Prawie-::
Zakładam czapkę, rękawiczki, rękawki, buff, zegarek, koszulkę na ramiączkach. Do tego pas z telefonem i bidon z piciem bo na 1 punkcie nie będę się przebijał. Do tego 2 żele które testowałem. Porobiłem skipy, przebieżki i byłem gotowy do walki. Przed startem jeszcze wizyta w TOI TOI..
Staję w okolicy strefy  i zająców na 1:30. Przesuwamy się do przody. Na środku stoi spory podest więc usuwam się trochę na bok aby z tłumem nie zostać. Nagle zobaczyłem tę tabliczkę i pomyślałem to byłby mega wyczyn przybiec 1:25. Cóż był to proroczy widok.
3..2...1.. START pierwszy kilometr bardzo spokojnie i bojaźliwie. Jest ścisk a więc uważnie biegnę. Zacząłem od 4:18/km. Na drugim już 4:08 i lepszy komfort. Dalej szło tylko lepiej. Rozkręcałem się do 4:03 nawet. 


Starałem się biec spokojnie bez szarpania. O dziwo po 5km zając na 1:25 nadal był tylko tylko przede mną. Trochę mnie to speszyło. Na pierwszym punkcie nie brałem nic. Przed drugim na 8 km wciągnąłem pierwszy żel i oczywiście zwolniłem po wodę aby zapić. Żel szybko wchłonął i torpeda. Po drodze jeszcze w jednym punkcie dopingowała mnie Asia.
10 km poszło piorunem pod 41 minut. Od tej pory wybiegłem lekko przed zająca aby tempa nie stracić.  Kilometr za kilometrem zasuwałem nie czując zmęczenia. Co jakiś czas łyk picia i dzida dalej. Na kolejnym punkcie czyli 13km wiedziałem, że pobiją życiówkę na pewno na 15km tylko o ile. 14 i 15km szybko zleciał. Grupka z zającem trochę się rozciągnęła. Puszczam ich do przodu. Jednak wolałem być z animi. 15 km zrobiłem o 2 minuty szybciej niż życiówka 1 godzina 1 minuta. do mety pozostało ponad 6 km.Przeszła mi myśl,że mogę nie wytrzymać.  Trochę to wpłynęło  na chaos jaki mi się wkradł w tempo stad 16 km 4:13 bo szarpałem się z żelem. tak go zawiązałem gumkami,że nie mogłem rozplątać. W końcu wyrwałem i wchłonąłem. Trochę za szybko bo woda było dopiero za około pół km.
 Żel strzelił mnie mocno i już biegłem 17ty poniżej 4 minut. Lekkość kroków i świadomość dobrego samopoczucia zapędziła mnie,że kolejny  3:47/km to już szał. Chcąc nie chcąc złamię 1:27 na pewno ale o ile.  Kibice swoim dopingiem bardzo na wielu punktach dodawali sił.
Na 20 km był tunel w który wbiegało się ze słońca w półmrok i wybiegało w słońce pod górkę. Tutaj zasięg gubiły zegarki ale z ręczne 3:59.
Nastal ostatni 21 km który zrobiłem najszybciej ze wszystkich 3:42 W strefie przed meta kątem oka zobaczyłem Rafała z Klubu który dopingował mnie a ja sprintem wbiegałem na metę
Oczywiście szaleję z radości 1:25:40 zrobiłem o ponad 2 minuty bijąc przed 2 lat i tak wyśrubowany wynik z Wiązownej. Następnie celebrowałem swój sukces.
Ramka okazała się fajnym rozwiązaniem na upamiętnienie sukcesu.
Bieg mi wyszedł nie ma co bardzo dobrze. Dziękuję Asi za wsparcie i trenerowi Darkowi za plan który mimo,że jest ciężki to daje dużo radości.
W sumie go skończyłem przed cross maratonem ale w bonusie trener zaaplikował powtórzenie ostatnich 5 tygodni przed startem roku miejmy nadzieję.
Na koniec jeszcze fajny pomysł na depozyty na ciężarówkach i wspólne zdjęcie z kuzynem oraz znajomymi z Białej Podlaskiej.

piątek, 23 marca 2018

Zimowy VI Cross Maraton Jana Kulbaczyńskiego
To był ekstremalny maraton. Przed biegiem zrobiłem 3 dni przerwy od treningów aby odpocząć. Plan zmierza do 80% a więc teraz sprawdziany i pozostanie ostatnie 5 tygodni BPS.
Po raz kolejny organizowałem ten bieg i pobiegłem nim. Trochę kosztowało mnie to sił. Całą noc przed padał śnieg i wiało. założyłem buty na twarda nawierzchnię. W ostatniej chwili po rozgrzewce przypominałem sobie o nakładkach antypoślizgowych. Zakładałem je w pospiechu w karetce. Nie do końca je dobrze ułożyłem. Planu specjalnego nie miałem. Nie zamęczyć się. Zależało mi aby zrobić chociaż 3:30 lub być w punktowanej szóstce. Trasa szybko weryfikowała plany.
O zbytniej dramaturgi biegu nie było mowy bo od początku biegłem spokojnie. Ponad 5 minut pierwszy kilometr i tam gdzie był zaspy lub bardzo ślisko zwalniałem. Na starcie stanęło ponad 60 zawodników. Sporo nie dojechało.
Od początku do przodu podarło dwóch zawodników. Paweł Pakuła i ubiegłoroczny zwycięzca artur Motyl. Ja z koeli w grupie pociągowej 6 zawodników biegliśmy razem. O ile początek po szocie w Połoskach to dalej przez pola już trudniej się biegło. W Trojanowie na szocie złapałem rytm 4:45/km Następnie wbiegliśmy w las i tutaj gęsiego. Na 5 km zerkam na zegarek 27 minut oj słabiutko ale warunki tylko na taki bieg pozwalały. Za lasem wpadłem w rów po pas. Na pierwszym punkcie nie brałem nic. Chciałem spróbować się oderwać od grupy ale jeden z zawodników przypilnował się i ocięliśmy sobie pogawędka. Dalej przez Zahorów śniegu sporo. Trzeba było biec polami i miedzami. Co chwila nogi zapadały się po kolana. Próbowałem robić wieloskoki ale po kilkuset metrach takiego kicania czułem zmęczenie. W pewnym momencie bach i nakładka jedna ześlizgnęła i się zdjąłem ją do ręki. Na punkcie odczepiłem też drugą. Po 10 km walki zegarek pokazywał 53 minuty. 4 km były ponad 6 minut na km. Teraz musiałem złapać rytm. Biegliśmy nadal grupą do Kodnia. W drodze wiało w twarz porządnie i zamiatało. Miejscami przecieraliśmy drogę. Nadawałem tempo i pierwszeństwo grupie w tempie około 4:55/km
W Kodniu po 16 km droga była odśnieżona i komfort biegu okazał się nieporównywany. Pierwsze 15 km kosztowało sporo sił.
Po 20 km czekałem już na moment aby zgubić kilku zawodników skoro chcę powalczyć o punktowaną lokatę. wiedziałem, ze przed polówkę nie ma co przyspieszać. Zresztą do 4:30/km mogłem sobie pozwolić  więcej nie zamierzałem się szarpać zważywszy,że ostatnie 10 km będzie walką z zaspami i pod wiatr.
Nawrót mieliśmy w Elżbiecinie Tutaj już śnieg topił się i na polnej drodze tworzyło się błoto. Teraz zrozumiałem jaki błąd zrobiłem przy doborze butów. Ślizgałam się. Niepotrzebnie zostawiłem nakładki. Połówkę zrobiłem w 1:53 to bardzo spokojnie jak na mnie. Teraz postanowiłem szarpnąć grupa i ją rozerwać. Trochę mi się nudziło. Nikt bardzo nie chciał prowadzić tylko chowali się za mną. Cóż wziąłem to na siebie. 23km 4:40/km pod wiatr poszło dobrze dalej zaryzykowałem po 4:35 a nawet 1 km 4:30. Faktycznie rozerwałem grupę. Jednak jeden z zawodników odszedł mnie. Pomyślałem jest mocny więc puszczam go do przodu. Nie będę dalej przyspieszał. Doszło jeszcze dwóch. Teraz we 4 biegliśmy wałcząc o 3 plac. Dalej robiła się już przewaga. Przed wbiegnięciem na asfalt w Kodniu oblepiłem się błotem i trochę poślizgałem.28 i 29km trzymałem się tempa 4:32. Po 30 dwa przyspieszyli i odeszli. Nie ruszyłem za nimi dochodząc do wniosku,że w takich warunkach poniżej 4:30 może mnie wykończyć. Wszak nie muszę tak gonić. Szybko przeliczyłem, ze jestem w okolicy 5-6 miejsca. Skupiłem się na tempie 4:32 i zawodniku przed mną. Biegliśmy tak do 34km razem. ja prowadziłem on za mną. Wiedziałem, że nie wiem co to 6 miejsca nie  oddam łatwo. Po 32 km czułem się dobrze. Miałem z czego przyspieszyć jeszcze. Wolałem zachować siły. Na 35 km brodziliśmy w zaspach po kolana. w pewnym momencie wybiegliśmy na pole i trach. wpadłem w jakąś jamę i uderzyłem kolanem w zamarzniętą ziemię. Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Lezę kilak sekund. Zawodnik zawrócił podniósł mnie i pomógł ruszyć dalej. Za ten gest otrzymał ode mnie na dekoracji nagrodę fair play.
Po upadku straciłem trochę sił i nie atakowałem. Pod wiatr w zawiej walczyłem aby nie stracić kontaktu. Z tyłu kolejny zawodnik był stosunkowo daleko. Na ostatnim punkcie ciepła herbata i wbiegam w las. Nie gonię już spokojnie po 5 minut biegnę. Kolano boli to wziąłem dwie garść  śniegu włożyłem na nie pod spodnie. W Trojanowie asfalt i twardo ale nie dawałem się. Z tyłu odrobił do mnie kilkaset metrów. Z przodu jakieś 300metrów biegnie zawodnik ale chyba puchnie bo często się ogląda. Za jego pomoc nie będę go gonił. Chociaż w pewnym momencie żyłka walki włączyła mi się. 40 km przyspieszam do 4:50. Na 41km ponownie polna droga i śniegu kupa oraz twarde wyjeżdżone przez traktory bruzdy. Zerwałem się aby przyspieszyć. Pozbawiłem chyba zawodnika za mną zlodzeń, że mnie dogoni. Do mety pozostał ponad kilometr. Już swobodniej biegłem i luźniej. Ostatni 5 minut 2 sekundy. wbiegłem na metę stanąłem i bach dachowanie. Nogi mi zesztywniały. Szybko chłopaki z Klubu Biegacza Biała Biega przenieśli mnie do ambulansu. Serdecznie im dziękuję za reakcję. Tam odtajałem.  Póki biegłem było dobrze jak stanąłem to bach. Uzyskałem czas 3 godziny 40 minut 1 sekunda zajmując 6 miejsce na 60 zawodników. Jak się potem okazało także 2 miejsce w kategorii mieszkańców powiatu bialskiego. Dziękuję wszystkim za pomoc w szczególności mieszkańcom za przygotowaniu punktów żywienia i oczekiwanie nas przy -8 w wietrze i chłodzie.
 
Zawody wygrał Paweł Pakuła z czasem 3 godziny 15 minut. 
Bieg był sam w sobie dobry  nie skatował mnie jakoś szczególnie. Dałem radę jeszcze porozciagac się trochę.

środa, 14 marca 2018

Start na piątkę
W sobotę postanowiłem sprawdzić swoją formę w zawodach na dystansie 5km. Zamierzałem polecieć mocniej ale nie na maxa. Zakładałem aby zaczepić się za któregoś z mocniejszych chłopaków i trzymać się jak najdłużej. Zawody i odbyły się w Białej Podlaskiej. Na starcie nie było zbyt wielu zawodników.  Zabrakło ścisłej regionalnej czołówki.
Przed starem zrobiłem 2 km rozbiegania, rozciąganie i skipy z przyspieszeniami.
Na linii startowej dojrzałem Pawła Pakułę autora bloga http://maratony.blogspot.com za którym zamierzałem biec. Paweł biega piątkę szybciej ode mnie o około 1,5 minuty a dychę o blisko 2 minuty. Patrząc po zawodnikach to on powinien wygrać lekko. 
Ruszyliśmy i na starcie nikt nie rwał się aby prowadzić grupę.  
W końcu Paweł wysunął się a ja za nim. z tyłu było jeszcze 2 chłopaków. Prowadzący zagadywał aby go wyprzedzić. Po 1 km patrzę na zegarek 3:30 to stanowczo za szybko aby się rwać. Biegło mi się dobrze i komfortowo. Drugi kilometr 3:35 i szło dobrze. W głowie przemykała mi myśl ile tak wytrzymam. Na nawrotce byłem 2. Trener który stał blisko pokrzykiwał abym przyspieszył. Nie zamierzałem bo to nie ten czas. Owszem jeżeli tak będziemy trzymać się do 500 metrów przed metą to wtedy wszystkie rezerwy odpalę. Patrząc rozsądnie to któryś z nich zapewne o tym pomyśli wcześniej.
Po 3 km nadal byłem drugi i biegłem tuz tuz za prowadzącym. za mną dwa pozostali biegli na praktycznie plecach. Czaili się. Po 4 km miałem i 3:35 nadal było. teraz chłopaki przyspieszyli.  Jeden i drugi wyszli przede mnie. Nie zamierzałem się szarpać z nimi. Nawet osłabłem trochę i spokojniej już biegłem za nimi jakieś 50-70 metrów.

Cóż może nie była to dobra decyzja ale nie wynik na 5 km jest dla mnie najważniejszy. Ostatecznie byłem 4 z czasem 17:50 ale zabrakło około 250 metrów do piątki. W sumie takim tempem był połamał 19 minut tego dnia.  Po prostu nie zaryzykowałem obawiając się urazu a do tego zwolniłem na ostatnim do 4:05.  Było to dla mnie za wysokie tempo i ostatniego nie wytrzymałem
Wytłumaczenie może dość prozaiczne ale dla mnie racjonalne. Nie dałem z siebie wszystkiego i odpuściłem. Finiszu też nie zrobiłem.
Wszak do podium kilkanaście sekund mi zabrakło. Przyjdzie jeszcze czas na trofea.  Wygrał Paweł Pakuła z czasem 17:30. wyniki wyniki
Punkt wyjścia mam dobry do kontynuacji planu treningowego. Za tydzień bardziej ważniejszy test który zweryfikuje przygotowania zimowe. Po biegu jeszcze zrobiłem rozbieganie 6,7km.

wtorek, 13 marca 2018

Mocny początek marca

W początkach nowego miesiąca pierwszy weekend zrobiłem ponad 50km. Zagrzałem się mocno w ubraniu termicznym. W piątek zrobiłem w drugim zakresie 14km drogach polnych.  Głównym założeniem treningu było utrzymanie tempa średnio 4:25/km/ łatwo nie było bo ślisko i nie założyłem nakładek antypoślizgowych. Suma sumarum dycha wyszła nieco ponad 43 minuty i udało się delikatnie po niej przyspieszyć. Ostatni km to wyczułem równe 4:25.  Był to mocny początek marca.

W sobotę zrobiłem swobodne rozbieganie 12km+siła biegowa naprzemian 8x100wieloskoki w przerwie 50m truchtu+skipy 8x100m na przerwie 50m. To odczułem.
W niedzielę wyruszyłem na wybieganie z zabawą biegową ponad 25km po lasach co jakiś czas z przyspieszeniem i spokojniej tak dla urozmaicenia. Nie było już tak szybko jak w poprzednią niedzielę ale 4:55 średnia nie była taka zła.
Teraz trochę zwolniłem dla regeneracji i uzyskania trochę spokoju. Poprzedni tydzień na luzie i jeden trening zastąpiłem jazdą na rowerze. 

poniedziałek, 5 marca 2018

Bardzo mocny luty - podsumowanie miesiąca

 

To był bardzo ciężki miesiąc. Mimo kilku dni kaszlu i mrozu na dworze nie dałem się. Biegałem jak szalony dokładając do tego basen, siłownię, łyżwy i rower stacjonarny. Pierwszy raz przebiegłem grubo ponad 300 km. Tygodniowo bywało nawet 80 i 90 km podczas 5 i 6 treningów. Zobaczymy na ile to zaprocentuje w przyszłości. Udało mi się zrobić w terenie dwie 30-tki i dwa razy ponad 25km jako wybieganie. Dniem regeneracji był poniedziałek i raz jeden piątek. wystartowałem też w zwodach an dychę i poszło dobrze robiąc wynik lekko ponad 40 minut w Lublinie.

Liczba założonych treningów: 26
Liczna wykonanych treningów: 26
Liczba treningów tygodniowo: 5-6
Liczba startów w zawodach: 1
Życiówki: brak
Ogólna liczba kilometrów biegu w lutym 2018:  340,56 km
Łącznie bieganie w 2018: 598,56 km  
Ponadto: rower stacjonarny, łyżwy, siłownia, basen  

Średnia liczba km na treningu: 14,33 km
Średnia na kilometr: 4:45
Liczba godzin spędzonych na bieganiu: 26:58
Średnia prędkość 12,63 km/h

niedziela, 4 marca 2018

Morsowanie i wybieganie

Zrobiłem to. Zostałem morsem. Trener i znajomi biegacze podpowiadali abym spróbował zimnej wody bo pomaga na regenerację. Bez oporów pierwszy raz przy -12 przez minute wysiedziałem w zimnej wodzie. spodobało mi się i kilka dni później powtórzyłem to przy blasku księżyca. Fantastyczne uczucie.
Co do biegania to regularnie 5 razy w tygodniu biegam i realizuję plan treningowy. Po zimnej kąpieli zrobiłem 30km mocnego wybiegania. Szło bardzo dobrze. Było to bardziej cross wybieganie po drogach polnych, leśnych i 1,5km asfaltu w końcówce. Był to bardzo wartościowy trening w którym poza długością liczyło się utrzymanie tempa w niełatwym terenie. Momentami wiało i było- 12. Woda w bidonie zamarzła a w drugim izo z kawałkami lodu piłem. Musy owocowe po 10 km sztywne się zrobiły. Biegłem pierwsze kilometry na dogrzanie potem półmaraton i jeszcze 4km mocno. Pękło mi w 25 dni 300km w lutym i 90 w tygodniu😃To była druga trzydziestka w lutym.