wtorek, 8 maja 2018

3:13 w maratonie w Hamburgu
Na pierwszy zagraniczny maraton jechałem bardzo pewnie z nadzieję, że 3:14 złamię. Byłem przygotowany dość dobrze. Każdy wynik poniżej 3:14 będzie sukcesem a co urwę to się miało okazać. Pod numer ładnie byłoby 3:11. Po przetrenowanej zimie jednak byłem zmęczony. Plan i treningi uzupełniające dały w kość. Za wcześnie zacząłem plan a pól roku przygotowań to spore wyzwanie.
Na jednym z portali znalazłem taki oto opis maratonu:

W Hamburgu rozegrany został jeden z najmocniej obsadzonych maratonów tej wiosny na Starym Kontynencie. W stawce elity 33-ciej edycji tego słynnego biegu dostrzec mogliśmy aż 5 biegaczy z rekordami życiowymi poniżej 2:06 w tym Kenijczyków: Emanuela Mutai, Sammy Kitwarę, Stephena Cheboguta, Etiopczyków Ayele Abshero i Solomona Deksisę czy mistrza olimpijskiego z Londynu Stephena Kiproticha z Ugandy

Stawka była zatem imponująca.

Jadłem makaron i buraki kilka dni przed biegiem jak szalony. Do Hamburga poleciałem z tatą w piątek. Tam była aklimatyzacja. Zmiana otoczenia i lot zrobiły swoje. Do tego obawy jak to będzie w obcym kraju się biegło.
Na starcie stanąłem przy zającach na 3:15. Ponad 14 tyś. maratończyków.
O 9:32 wyruszyło na trasę. Piękne okolice dużo zieleni i masa kibiców. Mega atmosfera coś niesamowitego. Już po 600 metrach musiałem się zatrzymać aby odda mocz. Pierwszy raz tak mocno się opiłem przed maratonem. Kilometr za kilometrem leciało się świetnie. Pierwsza piątka rzecz jasna na spokojnie średnio 4:43 i piątka ponad 23 minutyi dalej zacząłem się rozkręcać.  Dycha wyszła w 46:15 i euforia nie schodziła co dało się odczuć na kolejnych 5 km gdzie doping niósł konkretnie. Tutaj po 4:25 i to było za szybko jednak. Na 20 km zdyscyplinowałem się i wróciłem do tempa 4:30/km. Pierwsza połówka w
01:35:48 to całkiem całkiem.
Dalsza cześć biegu przebiegała bardzo płynnie i równo. Na każdym kilometrze piłem i żele od 8km wcinałem.
30 km przeleciałem bardzo dobrze w 2:15. Starałem się trzymać cały czas swoje zakładane tempo. Po 35 km byłem tak zadowolony z biegu już wstrzymywałem się tylko z przyspieszeniem które miało być pd 37km na ostatniej piątce.
Na 36 km niepotrzebnie już się jarałem osiąganym wynikiem. Wyciągając bidon przybijałem piątki dzieciakom i zaczepiłem o rower wywróciłem się łamiąc stolik na punkcie żywieniowym. Aj w tempie 4:30 to nie to samo co na zającowaniu przy 5:40. Rutyna zgubiła.Wybiłem się z rytmu i nogi już strajkowały, choć głowa chciała mocniej biec. Ostatnie kilometry po 4:45 i 4:50 niestety plan był na 3:11 ale dobrze jest. Do końca walczyłem jednak o urwanie jeszcze kilku sekund.ale cel osiągnąłem 3:13:33 czyli o 31 sekund szybciej niż ok temu. Uplasowałem się na 682 pozycji i 7. z Polaków. Małymi kroczkami zbijam czas i sprawia mi to frajdę.
Warunki biegowe były dobre choć słońce przygrzewało.Organizacja mega fantastyczna. Jestem zachwycony. Tłumy na trasie i ten niesamowity doping. Mieszkańcy po prostu są dumni z tego, że przyjeżdżają biegacze z całego świata. Wszędzie doskonale zabezpieczone ulice. Żadnych aut i autobusów na trasie nie było podczas biegu. Punkty ożywienie perfekcyjnie funkcjonowały. Bardzo, bardzo dużo seniorów i dzieci na trasie dopingowało. 
Podsumowując zmęczenie jest spore po zimie i mogłem jednak zaplanować wcześniej maraton.Teraz czas na dobre jedzenie i kilka dni odpoczynku a potem... kolejny maraton ten Lubelski-:) Ważne, że kolejne postanowienie noworoczne zrealizowane.
Dziękuję serdecznie Asi za cierpliwość zwłaszcza za wczesne poranne i późno-wieczorne oraz długie weekendowe znoszone treningi. Słowa podziękowania należą się za pomoc w przygotowaniach Darkowi Trębickiemu Rafałowi Pajdoszowi za cenne uwagi, Łukaszowi Wróblowi i Katarzynie Jendruchniewicz za ratunek kolan na kilka dni przed startem. Super ciotce Żanecie Chylewskiej i wujowi Franciszkowi Chylewskiemu za doping, fotki, wsparcie logistyczne i żywieniowe (makaronu szybko nie zjem-;) tacie Wiesławowi Węda i kuzynowi Mateusz Chylewski za obecność i wszystkim dopingującym w sieci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz