wtorek, 16 grudnia 2014



Poranny trening
13.12.2014 r..

      Na sobotni trening ruszyłem lekko przeziębiony. Obym się nie dorobił. Ciężko wstaje się z ciepłego łóżeczka ale charakter trzeba kształtowa. Wiało z rana a zatem rozgrzałem się i porozciągałem w domu. Zaplanowałem trasę do Łomaz i z powrotem. Początek jak zawsze pierwszy kilometr po drodze z nierównościami. Z rana w lesie miejscami jeszcze podłoże oblodzone i w sportowych butach ślizgawka. Miejscami slalom między kałużami. Wybiegłem na asfalt i pognałem pod wiatr. Ubrać nie ubrałem się z a ciepło. Jaka zawsze liczyłem na hart ducha i ciepło biegowe.

      Po 3 km wiatr był uciążliwy i dawał w twarz. Biegłem równo ponad 5  minut na km. Z każdym kolejnym było trudniej. Po pierwsze sam fakt przebierania nogami po asfalcie źle na mnie wpływa. Jeżeli biegnie kilka osób lub na zawodach to owszem jest fajnie. Indywidualnie to nie koniecznie. Jakoś trudno było mi zebrać myśli do rozważań. Skupiałem się bardziej na kilometrach. Muszę sobie wybić z głowy dystans bo to zaczyna mi przeszkadzać. Lepiej będzie biegać w określonym czasie  od 40 minut do 2 godzin na wybieganie. 

      Koło cmentarza w Łomazach zrobiłem nawrót i połowa dystansu za mną. Teraz z wiatrem miało być lepiej i tylko miało. Ciężko mi się biegło. Może dlatego, że przemarzłem na początku i zaczęło mnie w biegu telepać. Dawno nie chorowałem. Zerwałem się trochę i przyspieszyłem. Zdało się to tylko na jakiś kilometr ponieważ od 8 km już człapałem. Męczył mnie katar. Jakoś te dwa kilometry dobiegłem i wyszła dycha w 53:30 słaba dycha ale zawsze dycha. Nie miałem nawet siły na rozciąganie. Złapały mnie bóle brzucha. Z rana też nie piłem nic a ni nie jadłem tutaj też była przyczyna. Cóż odchoruję ten trening zapewne miało być inaczej. Ponowne zatraciłem rytm treningowy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz