piątek, 20 października 2017

Dwa starty jednego dnia

W niedzielę wypadły mi nieoczekiwanie dwa starty. Do Adamowa zamierzałem jechać startując na dychę. Jednak żona nie  mogła pobiec piątki więc ja za nią i jeszcze dychę. Piątkę zamierzałem pobiec poniżej 20 minut ale nie z językiem na brodzie. Byłem ciekaw jak moja forma wygląda na tym dystansie. Po drugie nie rwałem się zbyt mocno bo jeszcze miałem obiecane koledze Sebastianowi, że go pociągnę na dyszkę min.na 41 minut. Tak więc mocna piątka mogła równać się wolniejszej dyszce.
Na wyjazd zabrałem się z Markiem Jaroszukiem z Łomaz utytułowanym biegaczem który na 5 km nie ma za bardzo z kim się ścigać u nas w okolicy. Jest dobry.

Na miejscu rozruch po pętli biegu zrobiłem 2,6km i potem rozciąganie.  Zakładałem być w pierwszej piątce i z 19 z przodu
Na starcie stanęło około 40 zawodników. 3..2..1... i ruszamy. 



Marek wyrwał do przodu, ja umiarkowanie wystartowałem za czołówką. Miałem tez zamiar biec za Wójtem Adamowa jakby był szybszy bo bym mógł schować się za nim przed wiatrem. Pierwszy kilometr po początku było nawet nawet. Na drugim już widziałem, że jestem 4 i do 3go brakowało mi z 50 metrów. Jednak średnio leciałem 3:50 i nie zamierzałem jakoś gonić do podium. Pierwsze kółko bardzo dobrze szło. Nie było picia więc musiałem tylko przełknąć ślinę. Wiatr na 3 km już dawał się we znaki. Żałowałem, że z trzecim nie zabrałem się bo on miał kolegę do pomocy który go od wiatru chronił. Sporo sił straciłem walcząc. Na 4 traciłem jakieś 100 metrów. Oczywiście przyspieszyłem trochę. Dopiero na 5-tym i zbyt późno rzuciłem się w pogoń za nim. Niestety zabrakło mi jeszcze 1 km i byłem 4 na 40 osób. 





Wynik 19:53 nawet przyzwoity zważywszy,że wyszło 5,1km. Wygrał marek 17 z kawałkiem.
Od razu picie i z Markiem ruszamy kółeczko na rozbieganie. Potem jeszcze trochę rozciągania i zmiana numeru do biegu na 10 km. 
Jakbym bieg tylko piątkę to bym zaatakował mocniej.  
Na dychę było więcej ludzi. Ustawiłem się z Sebastianem po omówieniu taktyki. wiedzieliśmy, że w tych warunkach 40 będzie pobiec trudno i od razu zrezygnowaliśmy z takiej opcji. zostało na tym,że miałem go pociągnąć na 41 a sam końcówki nie forsować.


Pierwszy kilometr razem to szło dobrze i tak nie wiało. Zmienialiśmy się co jakiś czas na trasie.Inni nie powiem sępili tylko na tym aby się schować. z kilometra na kilometr dobrze szło w granicach 4:12. Po każdym kółku była woda. Pierwsza piątka zamknęła się poniżej 21 minut co dobrze zwiastowało. Jednak potem było trudniej. Na końcu drugiego kółeczka Sebę złapał jakiś kryzys. Mnie za to ciągnęło do przodu na 6 km. Wahałem się czy przyspieszać i zrobić te 40 z kawałkiem czy nie. Postanowiłem jednak zaczekać na niego w truchcie i kompletnie wybiłem się z rytmu. Teraz było mi trudniej się rozpędzić. Seba za to odżył. Zamienialiśmy się co kilkaset metrów miejscami. Na 9km wypchałem go dopingując do przodu. Sam już leciałem na luzie pokrzykując na Sębę.
Wynik 42 z małym haczykiem nie jest zły.


Zamierzone 20 km w niedzielę zrobiłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz