czwartek, 26 września 2013

Zapowiedź startu-czyli 35 Maraton Warszawski


"Wysiłek jest jak pasta do zębów zawsze można wycisną trochę więcej"




Przygotowania do drugiego mojego startu w maratonie przebiegały nieco inaczej niż do debiutu. Postanowiłem wybiegać nie co więcej kilometrów.  Moje długie wybiegania to między 24km a 38,5km. Tych wybieganych kilometrów brakowało mi na debiucie. Zobaczymy jak wyjdzie to klepanie kilometrów. Mój organizm musiał przyzwyczaić się do takiego wysiłku. To kwestia psychologiczna. Jak go pobiec? Będę niezmiernie zadowolony jak złamię 4 godziny.  Zamierzam wystartować wolno i dopiero rozkręcać się w miarę czasu. Będzie to ciężkie ale nie ma co szaleć. Cały tydzień nie biegałem i odpoczywam. Jedynie rozciągam się i lekkie ćwiczenia oraz ładuję węglowodany
            Zobaczymy jak wyjdzie w praktyce.  Jak na trasie będzie ciężko to mam taką motywację:
Dam radę, wierzę, że dokonam czegoś wielkiego. Poprawię Lublin i złamię magiczne 4 godziny. To będzie bieg jakiego nie doświadczyłem. Czuję to. Będzie dużo kibiców i tych najwierniejszych oraz najważniejszych też.  WALKA!!!! WALKA!!!WALKA!!!! AMBICJA!!!! AMBICJA!!!! WALKA!!!!



Wyniki będą tutaj http://www.35mw.sts-timing.pl/ na bieżąco

wtorek, 24 września 2013

Dycha w Adamowie przed maratonem

"W biegach długodystansowych jedynym przeciwnikiem, jakiego ma się do pokonania, jesteśmy my sami i to, jacy byliśmy wczoraj" (Haruki Murakami)

Adamów malownicza gmina znana jako biegania kraina w powiecie łukowskim w województwie lubelskim gościła 22.09.2013 roku biegaczy na 10 km. Wprawdzie tego dnia była Pierwsza Dycha w Lublinie gdzie startowało ponad 700 osób to i w Adamowie i tak padł rekord frekwencji. Zastanawiałem się nawet czy nie odpuścić tego startu. Długie wybiegania i treningi już mnie zmęczyły. Czuję,że dopadło mnie przetrenowanie. Trzeba będzie walczyć z samym sobą. Z uwagi na naukę w Warszawie i unieruchomieniem na dalszą trasę samochodu wybrałem komunikację busową do Adamowa. W niedzielę jest ciężko z połączeniami. Dwie godziny spędziłem w Łukowie na ławce czekając na przesiadkę. Dało mi to też to obmyślenia taktyki na ten bieg. Założenia były w granicach 4:15/km to będzie dobrze. Do Adamowa dotarłem razem z innym biegaczem z Łukowa Wiesiem Wysińskim. Biuro Zawodów było jeszcze nie oblężone. W pakiecie oprócz numeru startowego, agrafek była woda mineralna i koszulka bez rękawów z której najbardziej się ucieszyłem. W niedługim czasie dojechała reszta drużyny z Białej Podlaskiej z którą miałem wracać

                                 Spotkałem dużo znajomych biegaczy
Wraz z Mirkiem potruchtawszy jedno kółeczko bo bieg na 10km miał 4 pętle po 2,5km. Oczywiście trochę skipów i rozciągania. Rok temu pobiegłem najlepiej w 2012 roku 42:42 ale wtedy w październiku  był bieg i złapałem szczyt formy. Teraz trenowałem więcej i nie czas na szaleństwa. Na starcie zameldowało się około 150 osób.




Zebranych przywitał Wójt Gminy Adamów, biegacz Sławomir Skwarek. Zarzekał się, że łamie 40 minut. Pomyślałem, aby ruszyć za nim pierwszy km i sprawdzić z ciekawości jaki będzie czas na jedynce. Zamontowałem słuchawki na uczy z ulubionymi kawałkami tak na 45 minut. Najgorzej jak się skończą to znak ze 45 minęło. Start był szybki i kilka osób wyrwało do przodu. Oczywiście Wójt Adamowa też pomknął i to mocno. Odważyłem się pobiec za nim. na 1 km okazało się 3:55 oj za szybko zdecydowanie. Niepotrzebnie tak ostro ale jeszcze pomyślałem jeszcze jeden kilometr. Na drugim było poniżej 8 minut i zdyscyplinowałem się. Nie moglem przecież tak szybko biec i wyeksploatować się tydzień przed najważniejszym dla mnie startem w roku. Zmobilizowałem się mocno i zwolniłem. Dziwnie to może brzmi ale dawno nie miałem szybkiego startu i pozostały dawne ciągoty hehe. Mogłem sobie spokojnie pozwolić w takim starcie. Dalej biegło mi się luźno. Jeszcze przed ukończeniem pierwszego okrążenia dobiegł do mnie Rysiek Król (Wojownik Światła). Pierwsze okrążenie miałem za sobą.

Na drugim Rysiek dawał tempo ale ja nie chciałem w sumie go się trzymać bo przez słuchawki słyszałem jego oddech który mi przeszkadzał. Jeszcze z kilometr i on pobiegł do przodu. Ja natomiast od tego zwalniania zauważyłem 4 km w 4:30 oj przedobrzyłem. Uspokoiłem tempo i lekko przyspieszyłem. Teraz juz biegłem spokojnie. Po drugim okrążeniu złapałem kubek z wodą aby kilka łyków wypić.

Na 3 okrążeniu mijało mnie dużo osób. Nie podejmowałem ochoty do trzymania się kogoś. nawet wyprzedził mnie Mirek. Wtedy pomyślałem, że trzymam go w zasięgu wzroku a na ostatnim km zaatakuję. W tempo dobiegł do mnie Arek Osypiuk i tak wbiegliśmy na 4 kółko.
Poganiałem go trochę aby biegł szybciej skoro da radę. On odskoczył na 8 km. Mirka miałem na widoku i czekałem czy zmęczy się czy przyspieszy. Minąłem 9 km to był znak do ataku. Zerknąłem na stoper 39:21. Spokojnie stopniowo przyspieszałem coraz bardziej. Maiłem dwie proste do mety. Minąłem kilku zawodników i Mirka. Dalej widziałem przed grupka jeszcze dwóch to ich dopadnę,. Pierwszego z nich na zakręcie na ostatnią prostą a drugiego dosłownie w pełnym pędzie przed samą metą. Jeszcze tylko zatrzymuję czas i 43:07 dobrze a nawet za mocno niż zakładałem.


Ten ostatni kilometr poczułem mocno- 3:46 tak jak w Kobylanach. Dostałem medal i przybiłem piątkę ze znajomymi z Lublina którzy mi kibicowali (Arek i Marcin z LOSu). Za mną wpadła na metę Ewa Fabian i Mirek.

Skosztowałem ciepłej herbaty bez prądu i trochę truchtu oraz lekkie rozciąganie.  Jakież było moje zaskoczenie gdy smsem dostałem wynik biegu 43:54. Coś czas był pomieszany i nie tylko u mnie. Po przejściu na salę gimnastyczną z niedowierzaniem spoglądałem na wyniki na rzutniku a tam 44:46 oj ostatnio taki czas to miałem w lutym. Oficjalne wyniki po korekcie http://www.protimer.pl/bio/export/results_online/26/209
Wyniki wprowadziły wiele osób w osłupienie i zdziwienie.
Potem odpuściłem bo swoje wiedziałem. Czas zacząłem mierzyć jak starter wymierzył pistolet do góry i wtedy nacisnąłem swój a wyłączyłem po przebiegnięciu mety. Następnie odbyła się dekoracja i można było skosztować ciepłej strawy.
Większość biegaczy z niecierpliwością oczekiwała losowania nagród spośród numerów które ukończyły bieg.
W losowaniu nagród ponownie miałem szczęście i tym razem wylosowałem plecak 4F bardzo fajny nota bene. Rozmawiając z organizatorami brali odpowiedzialność za mierzony czas i zobowiązywali się do szybkiej korekty wyników na właściwe. Cóż zdarza się.

         Wieczorem wyniki były w sieci i mój był identyczny z tym jaki mierzyłem.
Bieg był niezły. Dla mnie kółka to nie za bardzo się biega. Po prostu nie lubię. Pobiegłem tę dychę bardzo dziwnie ale chciałem raz tak spróbować na opak. Walczyłem z samym sobą. Zmęczył mnie trochę ostatni kilometr, ale czuję się dobrze.  Teraz posłucham rady jednej z biegaczek Ewy Fabian i tydzień przed maratonem regeneruję się i odpoczywam. Tylko same rozciągania.

foto Arkadiusz Biały, Mirosław Węda

środa, 18 września 2013

Rozbieganie po wybieganiu

"Ogromnie wierzę w szczęście w życiu. I odkryłem, że im ciężej pracuję tym więcej mam tego szczęścia!" (Thomas Jefferson)


Po wielkim wybieganiu, którego skutki czułem kilka dni przyszedł czas na rozbieganie. Niestety dopadło mnie przeziębienie. Cały czas katar i osłabienie. Nie wróży to dobrze. Wizyta u lekarza skończyła się otrzymaniem recepty na antybiotyk. Jednak wybrałem domowy sposób leczenia coby nie osłabić organizmu. Po dwóch dniach jest lepiej i zdecydowałem się na kilka km treningu. Pogoda nie zachęcała do aktywności. Ciągle padający deszcz i przenikliwe zimno sprawiło, że na trening wyruszyłem w dresie. Rozciąganie i ćwiczenia na kręgosłup robiłem dzień wcześniej. Dzisiaj rozciąganie lekko i trochę gimnastyki. Wyruszyłem w kropiącym deszczu po błotnistej drodze. Po 3 dniach od ostatniego treningu już chciało się biegać. Pierwszy kilometr trochę niespokojnie 4:30 i czuję słabość. Kolejny wolniej po asfalcie między kałużami. Na następnych kilometrach skakałem jak pantera przez kałuże i błoto. Wiejący wiatr nie sprzyjał bieganiu. Wszędzie pełno błota i wody. na 4 km czułem, że tempo 4:30 jest za mocne. Ojej nie  dobrze. Organizm jest osłabiony. Po 5 km ciężko dalej się biegnie więc zwalniam do truchtu i tak dobiegam to kółko w sumie 7,5km. Czas okrążenia 37 minut. Gdzie treningowo biegałem je nawet 33 minuty. Cóż do startu w Adamowie nie zrobię już treningu biegowego. Będę się regenerował i odpoczywał. W niedzielę raczej pobiegnę na 3/4 możliwości czyli 45 minut na Dychę i to będę zadowolony jak zrobię taki wyniki. Na koniec miła niespodzianka z prasy lokalnej w której umieszczono mnie na podium półmaratonu chmielakowego w Krasnymstawie z opisem.



 

niedziela, 15 września 2013

 Za długa wycieczka biegowa

Sobota, 14.09.2013r.

"Wszyscy mamy marzenia. Aby się spełniły potrzeba dużo determinacji, zaangażowania, samodyscypliny i wysiłku" (Jesse Owens)

Maraton Warszawski zbliża się bardzo szybko, więc przyszedł czas na sprawdzenie formy w sprawdzianie generalnym. Wyciągając wnioski z maratonu lubelskiego postanowiłem przed kolejnym maratonem więcej kilometrów wybiegać. Wybiegania robiłem większe kilka razy 24km, 27km, 33,5km. Na 15 dni przed MW postanowiłem zaryzykować i sprawdzić się na 35km w rozsądnym ale zbliżonym do planowanego tempie. Po dobrych a nawet bardzo dobrych biegach w sierpniu i początku września, regularnie obranych treningach i rozsądnej diecie w sobotę założyłem wycieczkę biegową. Nie udało mi się z rana w porze maratonu a zatem wyszło po południu. Rozgrzewkę i rozciągania zrobiłem krócej niż zwykle a to z racji też faktu,że będzie to wolniejszy bieg. Własny izotonik do pasa, mp3, stoper i telefon w razie awarii.Niestety tym razem bez żadnej asekuracji.  Telefon też potrzebny mi był do robienia zdjęć na trasie. Niestety w porę nie wyschły skarpetki biegowe i zmuszony byłem założyć inne które tak na dobrą sprawę już nie służyły do biegania. Zawsze podczas biegania w nich roiły mi się bąble na palcach. Cóż ryzykuję. Koszulka techniczna jak zawsze leżała dobrze. Po raz pierwszy zaryzykowałem także na tak długą trasę bokserki. Wyruszam lekko przed godz. 15tą. Temperatura 15 stopni, czyli idealnie do biegania. Lekkie zachmurzenie a spoglądając na horyzont czuję, że będzie później słońce.

       Tradycyjnie z domu polna drogą wśród młodego lasu.  Po deszczach droga jest zbita i twarda.

                        Wybiegam ze Studzianki do miejscowości Dokudów

                 Przede mną lekki podbieg na moście na rzece Zielawa.

Pierwszy kilometr spokojnie 5:42 i tak powinienem to trzymać i w przeliczeniu teoretycznie daje to 3:59. Wbiegam na asfalt przy dźwiękach muzyki i biegnie się lekko. Przed Dokudów wbiegam do Ortela Książęcego.



Oddycha się bardzo dobre a otaczający las jeszcze mnie wspiera swym szumem

Radość z bieganie jest duża. Czuję siłę i entuzjazm.
Dobiegam do 5 km


           Na 5 km pomiar czasu i wskazuje 26:10 trochę za szybko. Od 4 gdzieś kilometra  lekko przyspieszyłem na 5:30 i tak biegnę przez Ortel Książęcy. Popijam kilka    łyków  izotonika i obserwuję otoczenie. Wokół rolnicy orzą ziemię i kopią  ziemniaki.  Dobiegam do końca miejscowości

                  Mijam kościół i przez kolejny most na Zielawie wbiegam do Ortela Królewskiego





Tutaj mam 7,5km za sobą. Na czas nie zerkam, ale czuję, że tempo trzymam. Biegnę nadal po asfalcie. Zza chmur przebijają się promienie słońce, które ode teraz mi towarzyszą. Przebiegam Ortel Królewski I. Po drodze warto odnotować zabytkowy kościół z 1706 roku.

W Ortelu Królewskim II wpadam na 10km powyżej 50 minut. Uzupełniam płyn i biegnę dalej. Na 12km jestem już w Studziance. Pierwsza godzina biegu już za mną


         W Studziance zbiegam na polnąa drogę w kierunku miejscowości Koszoły


W lesie mijam liczne grupy grzybiarzy, którzy targają wiadra i koszyki pełne podgrzybków. Polna droga którą biegnę prowadzi przez las i wzdłuż zagajników. Przez liście młodników przebija się słońce. Promienie tworzą z liśćmi piekna paletę kolorów



      W Koszołach zmienia się podłoże biegu na asflat i jest to już 18 km mojej wędrówki

Samopoczucie dobrze, oddech regularny a tempo jakbym przyspieszył. Przebiegając przez Koszoły wzbudzam zainteresowanie ludzi, którzy jakoś dziwnie na mnie spoglądają. Wprawdzie pierwszy raz ta trasą biegłem. Przemierzyłem Koszoły i ponownie las a na stanie 21 km

Uzupełniam płyn i spoglądam na czas 1:49. Jak na trening to za szybko. Odbije mi się to za jakieś kilkanaście km. Przez las po asfalcie odczuwam powiew wiatru i jakbym płynął przez te spokojne tereny. Tuż za lasem ukazuje się miejscowość Huszcza


      


 Po lewej stronie skręt do miejscowości a ja gonię prosto w kierunku Łomaz. Mam już 24km za sobą. teraz najtrudniejsza część trasy blisko 7 km przez las bez zabudowań. Mijają mnie samochody i wędrujący grzybiarze.




Już nie czuję tej lekkości biegu. Na 26km pojawiają się pierwsze oznaki zmęczenia. Sporo kilometrów za mną. Teraz wiedzę jak dużo energii zabrało mi robienie zdjęć.
 
                                  Do Łomaz jeszcze 7 km celu mojej wędrówki

 Na 29 km kończy mi się izotonik i odczuwam lekki ból w prawej nodze. Od razu przechodzę do marszu. 3 minuty spokojnego marszu wystarczają na lekki oddech i kontynuację wędrówki.
         Docieram do miejscowości Szymanowo i następnie mijam po prawe stronie Lubenkę





Na 31 km postanawiam biec nie do miejsca przeznaczenia Łomaz a do domu około 5 km dalej. Dlatego zwalniam tempo biegu. Już w nogach jest zmęczenie i palce co najmniej dwa w lewej stopie mam obtarte od skarpet. Powoli dobiegam do Łomaz



Przez Łomazy kieruję się na Studziankę. Tutaj na 35 km ponownie dopada mnie ból tym razem lewego kolana które miałem kontuzjowane. Przechodzę do marszu, wysysam resztki izotonik a raczej kropel i maszeruję. Po kilku minutach przechodzę do truchtu.

Przemierzam Studziankę jeszcze 3 km i dotruchtuję do domu. Cała trasa zajęła mi 3:37 minut tutaj link do trasyhttp://www.runningmap.com/?id=611253

Ogółem wyszło 38km 500 metrów. Trochę za dużo jak na wybieganie. Nie dam rady nawet się rozciągać. Przesadziłem hehhe. Ogólnie przeholowałem z kilometrami. Nie czuję się az tak bardzo padnięty, tylko zmęczony. Teraz muszę się zregenerować i odpocząć. Dwa palce u lewej nogi w bąblach. Kilka dni zanim się zagoją. Nogi w ścięgnach najbardziej bolą.  Dwa-trzy dni na smarowanie nóg i lekkie rozciąganie. Do tego witaminy, białko i węglowodany aby wszystko odbudować. Potem jeszcze rozbieganie i Dycha w Adamowie.  Tempo jakie miałem do 25km było od 5:42 poprzez 5:30 momentami 5:25. Potem po 5:40 do 5:55. Optymalnie maraton zacznę od 5:45 a dalej zobaczymy.