wtorek, 24 września 2013

Dycha w Adamowie przed maratonem

"W biegach długodystansowych jedynym przeciwnikiem, jakiego ma się do pokonania, jesteśmy my sami i to, jacy byliśmy wczoraj" (Haruki Murakami)

Adamów malownicza gmina znana jako biegania kraina w powiecie łukowskim w województwie lubelskim gościła 22.09.2013 roku biegaczy na 10 km. Wprawdzie tego dnia była Pierwsza Dycha w Lublinie gdzie startowało ponad 700 osób to i w Adamowie i tak padł rekord frekwencji. Zastanawiałem się nawet czy nie odpuścić tego startu. Długie wybiegania i treningi już mnie zmęczyły. Czuję,że dopadło mnie przetrenowanie. Trzeba będzie walczyć z samym sobą. Z uwagi na naukę w Warszawie i unieruchomieniem na dalszą trasę samochodu wybrałem komunikację busową do Adamowa. W niedzielę jest ciężko z połączeniami. Dwie godziny spędziłem w Łukowie na ławce czekając na przesiadkę. Dało mi to też to obmyślenia taktyki na ten bieg. Założenia były w granicach 4:15/km to będzie dobrze. Do Adamowa dotarłem razem z innym biegaczem z Łukowa Wiesiem Wysińskim. Biuro Zawodów było jeszcze nie oblężone. W pakiecie oprócz numeru startowego, agrafek była woda mineralna i koszulka bez rękawów z której najbardziej się ucieszyłem. W niedługim czasie dojechała reszta drużyny z Białej Podlaskiej z którą miałem wracać

                                 Spotkałem dużo znajomych biegaczy
Wraz z Mirkiem potruchtawszy jedno kółeczko bo bieg na 10km miał 4 pętle po 2,5km. Oczywiście trochę skipów i rozciągania. Rok temu pobiegłem najlepiej w 2012 roku 42:42 ale wtedy w październiku  był bieg i złapałem szczyt formy. Teraz trenowałem więcej i nie czas na szaleństwa. Na starcie zameldowało się około 150 osób.




Zebranych przywitał Wójt Gminy Adamów, biegacz Sławomir Skwarek. Zarzekał się, że łamie 40 minut. Pomyślałem, aby ruszyć za nim pierwszy km i sprawdzić z ciekawości jaki będzie czas na jedynce. Zamontowałem słuchawki na uczy z ulubionymi kawałkami tak na 45 minut. Najgorzej jak się skończą to znak ze 45 minęło. Start był szybki i kilka osób wyrwało do przodu. Oczywiście Wójt Adamowa też pomknął i to mocno. Odważyłem się pobiec za nim. na 1 km okazało się 3:55 oj za szybko zdecydowanie. Niepotrzebnie tak ostro ale jeszcze pomyślałem jeszcze jeden kilometr. Na drugim było poniżej 8 minut i zdyscyplinowałem się. Nie moglem przecież tak szybko biec i wyeksploatować się tydzień przed najważniejszym dla mnie startem w roku. Zmobilizowałem się mocno i zwolniłem. Dziwnie to może brzmi ale dawno nie miałem szybkiego startu i pozostały dawne ciągoty hehe. Mogłem sobie spokojnie pozwolić w takim starcie. Dalej biegło mi się luźno. Jeszcze przed ukończeniem pierwszego okrążenia dobiegł do mnie Rysiek Król (Wojownik Światła). Pierwsze okrążenie miałem za sobą.

Na drugim Rysiek dawał tempo ale ja nie chciałem w sumie go się trzymać bo przez słuchawki słyszałem jego oddech który mi przeszkadzał. Jeszcze z kilometr i on pobiegł do przodu. Ja natomiast od tego zwalniania zauważyłem 4 km w 4:30 oj przedobrzyłem. Uspokoiłem tempo i lekko przyspieszyłem. Teraz juz biegłem spokojnie. Po drugim okrążeniu złapałem kubek z wodą aby kilka łyków wypić.

Na 3 okrążeniu mijało mnie dużo osób. Nie podejmowałem ochoty do trzymania się kogoś. nawet wyprzedził mnie Mirek. Wtedy pomyślałem, że trzymam go w zasięgu wzroku a na ostatnim km zaatakuję. W tempo dobiegł do mnie Arek Osypiuk i tak wbiegliśmy na 4 kółko.
Poganiałem go trochę aby biegł szybciej skoro da radę. On odskoczył na 8 km. Mirka miałem na widoku i czekałem czy zmęczy się czy przyspieszy. Minąłem 9 km to był znak do ataku. Zerknąłem na stoper 39:21. Spokojnie stopniowo przyspieszałem coraz bardziej. Maiłem dwie proste do mety. Minąłem kilku zawodników i Mirka. Dalej widziałem przed grupka jeszcze dwóch to ich dopadnę,. Pierwszego z nich na zakręcie na ostatnią prostą a drugiego dosłownie w pełnym pędzie przed samą metą. Jeszcze tylko zatrzymuję czas i 43:07 dobrze a nawet za mocno niż zakładałem.


Ten ostatni kilometr poczułem mocno- 3:46 tak jak w Kobylanach. Dostałem medal i przybiłem piątkę ze znajomymi z Lublina którzy mi kibicowali (Arek i Marcin z LOSu). Za mną wpadła na metę Ewa Fabian i Mirek.

Skosztowałem ciepłej herbaty bez prądu i trochę truchtu oraz lekkie rozciąganie.  Jakież było moje zaskoczenie gdy smsem dostałem wynik biegu 43:54. Coś czas był pomieszany i nie tylko u mnie. Po przejściu na salę gimnastyczną z niedowierzaniem spoglądałem na wyniki na rzutniku a tam 44:46 oj ostatnio taki czas to miałem w lutym. Oficjalne wyniki po korekcie http://www.protimer.pl/bio/export/results_online/26/209
Wyniki wprowadziły wiele osób w osłupienie i zdziwienie.
Potem odpuściłem bo swoje wiedziałem. Czas zacząłem mierzyć jak starter wymierzył pistolet do góry i wtedy nacisnąłem swój a wyłączyłem po przebiegnięciu mety. Następnie odbyła się dekoracja i można było skosztować ciepłej strawy.
Większość biegaczy z niecierpliwością oczekiwała losowania nagród spośród numerów które ukończyły bieg.
W losowaniu nagród ponownie miałem szczęście i tym razem wylosowałem plecak 4F bardzo fajny nota bene. Rozmawiając z organizatorami brali odpowiedzialność za mierzony czas i zobowiązywali się do szybkiej korekty wyników na właściwe. Cóż zdarza się.

         Wieczorem wyniki były w sieci i mój był identyczny z tym jaki mierzyłem.
Bieg był niezły. Dla mnie kółka to nie za bardzo się biega. Po prostu nie lubię. Pobiegłem tę dychę bardzo dziwnie ale chciałem raz tak spróbować na opak. Walczyłem z samym sobą. Zmęczył mnie trochę ostatni kilometr, ale czuję się dobrze.  Teraz posłucham rady jednej z biegaczek Ewy Fabian i tydzień przed maratonem regeneruję się i odpoczywam. Tylko same rozciągania.

foto Arkadiusz Biały, Mirosław Węda

1 komentarz:

  1. No nieźle. Taki czas na tydzień przed maratonem. Tylko pozazdrościć. Ja dziś planuję wykonać ostatni trening biegowy. Od jutra rozpoczynam trening remontowy. W sumie machanie wałkiem po suficie to też takie prawie rozciąganie...
    Pozdrawiam i powodzenia

    OdpowiedzUsuń