niedziela, 30 czerwca 2013

Sobotnie ranne bieganie

"Pamiętaj - to, co czujesz po dobrym biegu jest o niebo lepsze od tego, co czujesz siedząc i myśląc, że chciałabyć biegać" (Sarah Condor)

Sobota 5:30 dzwoni budzik. Wstaję szybko. Szklanka wody i wychodzenia poranną rosę. Chodzę trochę po trawie i wracam wskakuję w biegowe ubranie. Przede mną bardzo długi o zapowiadający się ciężko dzień. Najlepiej zacząć go treningiem biegowym. Termometr pokazuje 19 stopni nie jest źle. Rozgrzewka, rozciągania i jestem gotowy do biegu. Jak dzisiaj? założenia? plan to 10 góra 12km z tym, że 3 po asfacie a reszta o piachu i drogach gruntowych. Zabieram swojego przewodnika i wyruszam. Początkowa trasa wiedzie mnie przez las potem polną drogę i wbiegam 1,5 km na asfalt. Biegnę równo i zakładam utrzymanie tempa 5:15 spokojnie. Z każdym kilometrem jest lepiej. Przyroda jest moim sojusznikiem jak zawsze. Ptaki przygrywają rytmicznie do moich kroków. Zmieniają się tylko głosy. Oczywiście sarenki które z rana się pasa wyglądają ze zbóż już nawet się nie płosząc. Czyżby mnie już znały. Zające także się pojawiają i drogę przebiegają. Nie ma chyba treningu kiedy nie byłoby zająców i sarenek. Bujne zboża lekko falują gdy biegnę wśród zbóż. Po 5km zaczynam czuć tę lekkość i zadowolenie z tego, że biegnę. Tempo cały czas trzymam jakie założyłem. Biegnę kawałek trasą II Tatarskiej Piątki gdzie są niewielkie doły i piach. To tutaj 14 lipca będą mierzyć się biegacze z rożnych części kraju. Tak z rożnych bo zapisy trwają a na liście przybywa miejscowości spoza naszego województwa. Wbiegam w coraz większy piach i nogi trochę zapadają się w nim. Szwadron jak zawsze jest stanowczy i nie da się wyprzedzić. Czuje się przewodnikiem i ma z tego radość co widać po uniesionym ogonie. Nagle dostrzegam w odległości około 50-60 metrów małego lisa. Szwadron zatrzymał się i znieruchomiał. Dobiegłem do niego ale lisek chytrusek szybko uciekł tak, że Szwadron nie zdążył ocenić sytuacji i za nim ruszyć. Trwało to zaledwie kilka sekund. Więcej leśnych przyjaciół już nie zobaczyłem. Za to mijały mnie samochody, traktory i ciężarówka. W takiej oto scenerii mijam 8 i 9 kilometr. W całkowitym rozluźnieniu oraz z różnymi przemyśleniami tak przebiegłem 10 km i 300 metrów. Jeszcze tylko rozciąganie, schłodzenie i czas na śniadanie. Teraz trzeba brać się za plany dnia.

1 komentarz:

  1. A ja wstaję o 7.30 i czuję się jakbym miała 146 lat. Już od kilku dni planuję pojechać do pracy rowerem (10 km) ...i wsiadam do samochodu. Beata

    OdpowiedzUsuń