piątek, 13 listopada 2015

XXIII Łukowskie Uliczne Biegi Niepodległości

Chcąc upamiętnić Dzień Niepodległości pojechałem z tatą na bieg do Łukowa. Warszawy od razu nie brałem pod uwagę, ze względu na dużą liczbę zawodników i komercyjny charakter tej imprezy. Nie startowałem nigdy w Łukowie więc tam chciałem spróbować. Dystans 6, 70 jak było zapisane w regulaminie. Na miejscu okazało się że to kółka nie 2 czy 3 ale aż 6. Psychicznie już mnie to przed startem zdołowało. Nie nawidzę biegać kołek. Robi mi się po prostu nie dobrze. Trochę popadało ale było 14 stopni. Trasa po asfalcie z zakrętami więc łatwo nie będzie. Dodatkowo trudno było mi się zdecydować jak biec. Czy tak jak zawsze rozpędzać się czy ruszyć ostro z kopyta. Oczywiście przeważyła druga opcja. Zrobiłem porządna rozgrzewkę ze skipami, przebieżkami i rozciąganiem. Pobiegłem an krótko w spodenkach i koszulce bezrękawniku. Na starcie stanęło około 60 zawodników. Start wprawdzie przeciągnął się ale sprawnie wszystko poszło.  Ruszyliśmy mocno ja wystartowałem jak z katapulty ostro. Nie wiem dlaczego ale nie panowałem zbytnio nad emocjami i tak wyszło. Przyznam,że tak chciałem. Trasa wiodła ulicami łukowa z zakrętami i kałużami. Trochę to miało wpływ na bieg. Pierwsze kółko 3:58 a był to dystans około 1100 metrów. Bardzo dobrze, a nawet super. Czołówka podarła ostro. Ja skupiłem się na trzymaniu własnego tempa. O dziwo drugie kółko też 3:58 z tym,że teraz było 1060 metrów i nikt mnie nie wyprzedził a ja jednego zawodnika. co 2 kółko dopingowałem tatę który szedł z kijkami. Tutaj trochę sekund traciłem. 3 okrążenie nawet utrzymałem tempo 3:59. Na 4 zaczęło minie mdlić i podnosić. W głowie kręciołka. Zacząłem walkę z tą psychiczna barierę. Brakowało mi też łyka wody. Nie zabrałem ze sobą a an trasie nie było. Czułem, że mam kryzys na takim dystansie. W sumie kryzys to taki mały bo zwolniłem do 4:10. Wg wyliczeń byłem 10. Piąte kółko już dałem się wyprzedzić koledze Ryśkowi Królowi a tam maiłem go gonić. On mnie dopadł w połowie 5. Nie ryzykowałem biec z nim. Mogłem, jeszcze bardziej spuchnąć. To kółko 4:12. Nie tak nie mogło być ostatnie muszę się zmobilizować i nie dać wyprzedzić. Trochę pooglądałem się celowo aby dogonił mnie kolega z klubu Krzysiek Majewski. W końcu doszedł mnie i już słyszałem jego oddech oraz kroki obok nie. Wtedy przyspieszyłem i uciekłem mu dobiegając w 25 minut 3 sekundy. wyszedł mi dystans 6,55 a maiło być 6,7 km. Otarłem się o punktowane miejsce (nagradzano miejsca 1-6) bo byłem 7 a ogólnie 11. Z kolei tata załapał się na podium i zajął 3 miejsce. Gratulacje.

Mój start był bardo chaotyczny i nie przemyślałem strategii. Z drugiej strony jest punkt wyjścia do nowego sezonu jest dobry. W porównaniu do listopada roku ubiegłego jest znaczna poprawka, bo biegam poniżej 4 już nie tylko 1-2 km. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz