środa, 1 czerwca 2016

Inne wybieganie po lesie z akcentami

W lesie bielańskim biegam mi się zawsze dobrze. Tym razem w sobotnie południe w słońcu ruszyłem na trening trochę inny. Dla urozmaicenia takie małe wybieganie w terenie pofałdowanym. 

Nie zabrałem zegarka ani telefonu więc orientacyjnie liczyłem. Kilometry wiedziałem gdzie mniej więcej mam odmierzone.
Rozgrzewka i rozciąganie na początek zrobiłem solidne. Potem od truchtu do tempa. W lesie chroniły mnie liście od słońca ale już na chodniku asfaltowym nie było tak fajnie.
Z każdym kilometrem rozpędzałem się ale nie szybciej niż gdzieś do 5:00/km. Po 5 km musiałem stanąć przy źródełko z którego powoli sączyła się zimna woda.  Obmyłem twarz i kilka łyków.
Taki pic stop dal mi więcej chęci i siły do biegu. Po schłodzeniu poszedł bardzo dobrze a wyprzedziłem  rowerzystów wspinających się na te górkę i ponownie w las.
Po około 3 km znowu poczułem pragnienie. To już zły znak. Słabo nawadniam się ostatnio. Pognałem do źródełka celem ochlapania się i picia zimniutkiej wody. Dalsza część treningu to pofałdowany las i cień lasu. Kilometr za kilometrem czułem,że biegnę. Było coraz cieplej bo to godzina południowa.
Dalej szło tylko lepiej. Pobiegłem kółeczko ponad 2 km.  teren cały czas z sporymi podbiegami. Na koniec 5 przebieżek po 20 sekund czyli takie setki w odstępach 30 sekundowych. 
Suma sumarum jeszcze truchtu z km i rozciąganie. Razem 12 km w ponad godzinkę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz