niedziela, 29 maja 2016

Kilometrówki

Koniec spokojnego i wolnego biegania.  Przyszedł czas na szlifowanie formy. w czwartek warunki pogodowe nie były ku temu najlepsze. Jednak swoje zrobić trzeba. 
Po rozciąganiu i kilku przebieżkach oraz skipach ruszyłem na trasę. W planie kilometrówki poniżej 4 minut każda. Pierwszy kilometr zachowawczo. Drugi już ten właściwy ruszam mocniej. Upał o godz. 19 jeszcze daje się we znaki. Staram się trzymać tempo i 3:50 wyszło. Kolejny kilometr w truchcie wolniej uzupełniam płyn i po 5 minutach z kawałkiem kolejny szybki km. Tym razem po całej prostej. Biegnie mi się nie co lepiej niż pierwszy. Wykręcam 3:46 to jest dużo lepiej. Jednak taki czas robi swoje i zmęczenie pojawia się. Truchtam i piję przez kilometr już dłużej niż 5 minut. Trzeci staram się biec także jak poprzedni jednak piach spowalnia mnie i nie daję rady już tak dynamicznie zasuwać jak drugi. W końcówce przyspieszam ratuję się jakoś 3:56.
Jest jednak odstępstwo 8 sekund. Teraz czuję się jeszcze bardziej wyeksploatowany. Włóczę nogami z myślą,że jeszcze ze dwa powinienem zrobić takie szybki. Zasycha mi w gardle bo nie nawadniam się ostatnio należycie. W taką pogodę należy pić pić i jeszcze raz pic małymi łykami a bardzo często. 

Czwarty kilometr biegnę starając się trzymać jednostajne tempo. w końcówce widzę na zegarku,że czas mi ucieka przyduszam i ledwo ledwo 3:59.
Potem już tylko ponad 2 km schłodzenia. Za wysoko narzuciłem sobie  pierwsze km. trzeba było po 3:55 zrobić to by wyszła może i nawet lepiej. Generalna zasada jest taka aby ostatni kilometr był najszybszy. W tym wypadku to nie wyszło.
Zrobiłem o koło 10 km w 47 minut razem z truchtem i schłodzeniem.

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz