poniedziałek, 16 marca 2015

Biegowe zestawienie tygodnia i kic kic


Wtorek 10.03.2015r. 6,5km

Spokojny trucht na pełnym luzie. Sama radość biegania pośród pól i lasów.

Czwartek 12.03.2015r. 10,25 km

Kilometrówki z tym, że w przedziale 4:25 i 5:25 bez szarpania. Na przemian kilometry nieparzyste wolniej a parzyste szybciej były w różnicy 45 sekund do minuty.

Sobota 14.03.2015r. 32,8km długie wybieganie

Czas ostatniego porządnego długiego wybiegania. Stosuje system dwa tygodnie przed maratonem jako sprawdzenie formy na ponad 30 km z zachowaniem spokoju. Koło 30 sekund wolniej niż tempo startowe. Tydzień przed maratonem będzie jeszcze start na dychę.
Mogę pozwolić sobie też na test co jeść na trasie. Tym razem banan w połowie dystansu.
Lekka rozgrzewka, dobre sznurowanie butów i bluza bo trochę powiewa i kropi. Od początku towarzyszy mi Asia na rowerze, która wiezie dla mnie zaopatrzenie.  Cały dystans po drogach polnych, lasach i błocie. W tym roku nie trenuje tak mocno jak w 2014 po asfalcie. Ograniczam też starty po asfalcie. Żadnych półmaratonów po asfalcie tydzień po maratonie jak to było poprzednio. Wybieram te biegi gdzie jest piach, lasy i drogi gruntowe. Nie wyrzekam się asfaltów (półmaratony i maratony) ale mniej.
  Pierwszy kilometr sobotniego wybiegania bardzo senny 6:20 ale musi tak być bo rozkręcam się powoli. Treningi zwalniam do 30-60 sekund wolniej niż tempo w planowanych zawodach. Kolejne już 5:57 i 5:47. Obieram takie tempo między 5:40 a 5:50. Od 5 km co 2 km popijam po kilka łyków. Przed wybieganiem niestety nie nawodniłem się wcale.
Takie tempo trzymam z różnicą 5 sekund 5:41. 5:47. 5:44 przez 15 km. Potem gdy zostaję sam. Na 16 km zjadam całego banana. Daje mi to kopa. To, że nudzi mi się trochę i przyspieszam w stronę lasu do 5:20/km Tak ciągnę 6 km. Drogę przebiega raz stado saren a potem zając. Pogoda coraz bardziej kapryśna bo pada. Po 22 km wracam na poprzedni rytm. Powoli kończy się płyn w bidonie. Kręcę po piachu i brodzę momentami w błocie ale daję radę.
Zależało mi aby biec 3 godziny wyszło 3:05 a na stanie 32 km 800 metrów. Skutki braku nawodnienia przed wybieganiem czuję. Skurcze złapały mnie dopiero po biegu. Kolana jak zawsze po takim wysiłku do smarowania i masażu.  Oczywiście do maratonu jeszcze prawie 10 km i to jest tak na dobra sprawę maraton. Jak pobiegnę? Jeszcze nie wiem. Plany planami a rzeczywistość okaże się brutalna jak to w maratonie. Trasa będzie taka jak w Studziance piach korzenie, lasy, to co lubię.

     Zresztą zgłosiłem się do zającowania na maraton lubelski w maju na 4:15. Zobaczmy czy mnie przyjmą. Chciałby pobiec pierwszy raz jako pacemaker i przekonać się jak to jest prowadzić na czas w maratonie. Co do mniejszych dystansów to już prowadziłem znajomych. W dyszce to łatwe a w półmaratonie trochę wymaga pilnowania się a w maratonie to będzie wyzwanie.

2 komentarze:

  1. Łukasz, w Maratonie Lubelskim chyba spróbuję złamać właśnie 4:15! Super by było gdybyś był zającem. Będę trzymał kciuki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak będę zającował na 4:15. Spróbujemy powalczyć o ten czas.

    OdpowiedzUsuń