czwartek, 15 sierpnia 2013

 Wycieczka biegowa Studzianka-Kodeń
Środa 14.08.2013

"Dobre rzeczy przychodzą z czasem, szczególnie w bieganiu długodystansowym" (Bill Dellinger)

Nadszedł 14 sierpnia czas pielgrzymek do różnych miejsc. Ja w tym roku z racji pracy 14 musiałem sobie odpuścić pielgrzymowanie ale nie bieganie. Cóż skoro jest mało czasu aby iść to można pobiec. Kilka dni wcześniej puściłem informację, że pobiegnę do Kodnia dystans ponad 33 km. Z kilku osób które deklarowały się także rowerem mi towarzyszyć suma sumarum stawił się tylko jeden YO ZUE vel WIENIO z Międzyrzec Podlaskiego. Przyjechał z rowerem, bo zakładał przejażdżkę jednośladem. Okazało się, że on jednak pobiegnie. Wpakowaliśmy rzeczy do auta którym miał jechać mój brat i Nas asekurować. Po rozgrzewce i rozciąganiu, którego zbyt dużo nie było, ponieważ zakładałem pierwsze kilometry na  pobudzenie biegowe. Wienio zachęcał mnie abym biegł swoim tempem, bo on ma swoje. Uparłem się chociaż rozpocząć z nim. Plan był taki aby rozpocząć wolno a potem biec minimum 21 km z kawałkiem tempem w granicach 5:10. Ruszyliśmy wesoło rozmawiając o różnych ziemskich sprawach Pierwszy kilometr 5:44 to jak dla mnie trochę wolno. Tak jak się spodziewałem ruch był spory. Samochód za samochodem jechały na całej trasie do Kodnia.



                                             Drugi prawie 6 minut



Za Studzianką ruszyłem w swoje tempo aby się wkręcić. Droga cały czas asfaltowa a słońce mimo popołudnia jeszcze grzało. Co jakiś czas oglądałem się jeszcze za Wieniem do pierwszego zakrętu. W Ortelu Królewskim na 5 km w granicach 25 minut już czułem, że się rozgrzałem na dobre więc ruszyłem  w stabilne tempo które zamierzałem trzymać





 To był pierwszy odcinek gdzie poczułem pragnienie i uzupełniłem płyny.
Po drodze mijałem zdziwionych mieszkańców pobliskich miejscowości. Samochody zwalniały, trąbiły i zatrzymywały się  ponieważ trochę utrudniałem im przejazdy
  


 Na popularnych "krzyżowkach" jeszcze zerknąłem za siebie gdzie niestrudzony YO ZUE

Teraz czekała mnie cięższa przeprawa na otwartym terenie i w samotności. Jeszcze trochę wody i dalej w drogę w kierunku Piszczac. Czułem spokój i lekko się biegło.



 Na kolejnym punkcie pomiarowym w okolicach drogi na Kościeniewicze to był 10km czas poniżej 50 minut więc wszystko szlo zgodnie z zakładanym planem. Polałem się trochę wodą dla ochłody kark, twarz oraz ręce.













Na trasie pojawił się bardzo kuszący samochód dostawczy z jednym z lubelskich wyrobów. Nietety takie rarytasy  musiały poczekać.
Wbiegałem na prostą do Piszczaca  i nagle odezwał się żołądek. Jedzenie zmieszane z wodą dało elekt rewolucji w brzuchu. Wprawdzie spaghetti jadłem 4 godziny przed biegiem ale po raz kolejny sama woda mi nie służy. Próbowałem walczyć ale na 13 km niestety musiałem minutową przerwę zrobić w pobliskim zakrzaczonym rowie. Niby minuta to nie wiele ale po tej wymuszonej pauzie biegło się jeszcze lżej hehhe Zastanawiałem się jak radzi sobie Wienio i gdzie jest? Wienio był tu:







                                 Godzina biegu była już za mną. Przed mną był Piszczac















Ruch samochodowy był większy więc trzeba być czujnym. Przed Piszczacem kolejne uzupełnienie wody a tempo dalej takie same w granicach 4:50. Przez Piszczac śmignąłem szybko oraz dotarłem do 15km. Czas 1:13:45 to dobry rezultat. Nie odczuwałem zmęczenia ani zniechęcenia. Lekki wiatr powiewał po plecach. Pogoda jakby chciała mnie wspierać i pomagać. Zbliżałem się do półmetka moje biegowej pielgrzymki. Z moich wyliczeń WIENIO był zapewne przed Piszczacem




Dla mnie kończyła się Kolonia Piszczac i kolejna miejscowość Połoski w której miałem ocenić swoja dalszą trasę i tempo. Gdzieś w okolicach 20 km poczułem trochę w nogach i lewym kolanie. Na 21km 200 metrów wbiegłem w tempie które trzymałem mianowicie 4:55. Teraz dojechał też i Wienio z Mirkiem. On zakończył przed Połoskami na 17 km. Dobry wynik i mniej więcej połowę dystansu pokonał. BRAWO WIENIU.
Ja z kolei zdecydowanie zwolniłem tempo do 5:25. Początkowo chciałem pomaszerować trochę ale jeszcze nie odczuwałem tak dużego zmęczenia. Trasa która pokonywałem była teraz głównie przez lasy. Było chłodno. Warunki dobre dla biegaczy. Około 2 godziny biegu zmęczenie już się pojawiało. Trochę się zdenerwowałem bo nie było przez 7 km samochodu z wodą. Starałem się pić co 2,5km. Na 27 km przemaszerowałem się 3 minuty rozluźniając ręce. Dotarłem wreszcie do chłopaków i wody. Okazało się, że źle rozpisałem im kilometraż punktów od 21km do 28km popełniłem błąd.
Dalej było już coraz więcej aut które mnie mijały a i tez wracały inne z Kodnia. Miałem do pokonania jeszcze około 6 km. Oznaki zmęczenia pojawiły się już na 30km. Taki mały kryzys. Z naprzeciwka wzmocniła mnie psychicznie grupa koniarzy, którzy wracali z Kodnia









                  Słońce już chyliło się ku zachodowi i pojawił się księżyc




Kolejne uzupełnienie wody i już walka ze sobą. Nie ma co się katować a zatem 3 minuty spokojnego marszu. Ponownie ruszami na horyzoncie pojawia się Kodeń. Pozostało około 2,5km. Teraz już biegłnę radośniej. Dołączył Wienio i minąłem wjazd do Kodnia








Samochodów pełne parkingi. Ludzi jak co roki tłum. Przyspieszam między ludźmi. Mijamy z WIENIEM jak Alberto Tomba tyczki na zjeździe. Grzejemy ile tylko wystarczy sił. Słońca już nie widać. Nie czekało na Nas, schowało się za horyzontem. Blask sierpniowego wieczora pada nam na twarze. Jesteśmy już bardzo blisko. Przed Bazyliką tyle ludzi, że już nie da się biec zwalniamy i stajemy u celu. 33km 600 metrów za mną. Czas 2 godziny 51 minut. Pierwszy sprawdzian przed maratonem warszawskim zakończony pomyślnie.  Do końca września jeszcze ze 2-3 takie wycieczki zrobię. Jeszcze lekkie rozciągania i ćwiczenia. Rozmowy o bieganiu i nie tylko naprzeciwko sanktuarium. Jeszcze trucht na parking. Zmiana ubrań i na kolana wokół ołtarza. Obowiązkowo idziemy na kalwarię. 
Warto było biec. Dziękuję WIENIOWI i MIRKOWI za zaplecze logistyczne.








3 komentarze:

  1. Brawo!,
    Spotkamy się na Maratonie Warszawskim, ja już nie mam siły na takie wycieczki,góra to 25 km. Świetny czas. Anka z Międzyrzeca:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. W takim czasie chłopie maratonik lecisz 3:40 z palcem w....Tylko nie przetrenuj się. Do zobaczenia w Krasnymstawie.
    Arek

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratulacje od Atoma :-)

    OdpowiedzUsuń