czwartek, 25 lipca 2013

Generalka przed Biegiem Sapiehów

Biegnij, aż już nie będziesz mógł. A potem pobiegnij jeszcze trochę. Znajdź nowe źródło energii i woli. I biegnij jeszcze szybciej (Jurek Scott)

 Trening zaplanowany na środę niestety nie wyszedł z różnych względów. W czwartek po lekkim treningu łuczniczym odpuściłem gierkę w piłkę nożną a wybrałem sprawdzian biegowy. Do Biegu Sapiehów (strona zawodów: http://biegsapiehow.nadbugiem.pl/) jeszcze 9 dni ale z formą nie jest tak jakbym chciał. Dlatego po dwóch dniach przerwy spróbuje także mocno jak na mnie pobiec około 15 km. Do samego biegu planuje jeszcze dwa - trzy treningi.  Zobaczymy jak wyjdzie ten bieg bo planuje zwiększyć liczbę treningów w tygodni z trzech do czterech. Zrobię jeszcze interwały, szybkościówki i może jeden lekki na trzy dni przed. Wracając do czwartkowego biegania rozciągam się i gimnastykuję. Wody też nie zabieram, może nie będzie tak bardzo potrzebna. Jest chłodno, temperatura 18 stopni to dobra aura do biegania. W Kodniu od lat można pomarzyć o takiej pogodzie. Wyruszam pierwszy kilometr po drodze gruntowej wyznaczam tempo na 4:35 i tak byłoby rewelacyjnie do końca. Następne 1,5km po asfalcie i wbiegam w piaszczysta drogę z lekkim podbiegiem. Czuję wspaniały zapach skoszonego zboża i lekki powiew wiatru. Nie skoszone jeszcze zboże szumi zachęcając do przemierzania kolejnych kilometrów. Na 4 km już nie mam piachu i trzymam założone tempo. Na 5 km jest dobrze. Teraz trudniejsza trasa dalej po piachu. Na 7 km mijają mnie rowerzyści bracia Lewczukowie powracający z gry w piłkę. Wymiana uprzejmości i biegnę dalej. Na 8 km piach jest większy trzeba trochę przycisnąć. Po niedługim odcinku jestem na drodze żużlowej. Kątem oka widzę słońce chylące się ku zachodowi. Docieram do 10 km i uśmiecham się zerkając na czas bo jestem poniżej 48 minut. Przed mną długa blisko kilometrowa prosta i wbiegam na asfalt. Tutaj 2 km staram się mimo odczuwanego zmęczenia trzymać tempo 4:30. Ostatni kilometr ponownie po drodze gruntowej czuję, że jest ciężko, ale zrywam się jak zawsze na ostatnie  400 metrów ile fabryka da. Uf... w takim szaleńczym tempie przy upalnym słońcu (prognoza 30 stopni burzowo) myślę, że będzie dobrze. Mierzę w złamanie 1 godzina 13 minut. Dzisiaj  14 km 800 m i jest blisko życiówki. Następny trening w weekend.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz