środa, 15 stycznia 2014

Zima wskakuje na trening
15.01.2014r.

Trzeba być konsekwentnym, zawziętym i stanowczym w powrocie do formy. Jedni niepotrzebne przyspieszenie a może być po bieganiu.


                Dzisiaj z racji urozmaicenia i przełamania wybrałem trening po asfalcie. Pogoda niestety nie sprzyjała więc nie obyło się bez czapki i szalika. Aby uniknąć błotnych kąpieli pojechałem na asfalt autem. Wyruszyłem w sąsiedniej miejscowości zakładając około 8 km.

           Tylko zacząłem i przypałętał się śnieg z deszczem prosto w twarz. Z kilometra na kilometr był bardziej intensywny. Biegłem trochę szybciej niż ostatnimi razy ale nadal nie odczuwałem różnicy od tempa żółwia wężoszyjnego. Na każdym kolejny treningu ciągnie mnie jak jasny gwint szybciej. Jeszcze się powstrzymuję choć dzisiaj biegnę żwawiej. Nie sprawdzam czasów na poszczególnych kilometrach bo jestem na 90 % pewien,że to tempo to w okolicy 5:05 nie wiem jakbym nie robił to takie tempo czuję. Gdy wbiegam w obszar bez latarni to od razu wpadam w obiekt o znaczeniu mało strategicznym a mianowicie kałużę. Jest ich dużo i nie każdą zdołam minąć. Plum plum i już w butach mokro. Nic biegnie się dalej jeszcze ostrożniej ale to wychodzi jak bieg skaczącej gazeli hyc hyc hyc. Pada tak,że tych kałuż nie widzę dokładnie. Czołówkę już mi zasypało a ja oddalam się od miejsca startu. Na około 3km mija mnie pierwsze auto i oczywiście trąbi. Nie rozpoznaje kto to. Pomyśli sobie i jeszcze jeden świr biega zamiast siedzieć w ciepłym.

          Biegnę dalej swoim rytmem co nie wpływa na to aby odczuwał dystans. Do nawrotu jeszcze trochę zostało a więc obmyślam stary na ten rok. Zacznę od Lublina od Nocnej Dychy a dalej piątka zbiegiemnatury też w Lublinie to tak na początek lutego. Potem to nie wiem sam. Nie zapisuję się ani nie opłacam poczekam do ogłoszenia kolejnych zawodów. Tak w Lublinie pobiegnę już poniżej 5 na km. Dobiegam do nawrotu i o dziwo wiatr zmienia kierunek ponownie w twarz daje tym razem z prawej strony. Pada dalej to zwiastun idącej z impetem i opóźnieniem zimy. Znowu zaliczam kolejny obiekt i w butach już jest małe jeziorko. Zerkam na czas po raz pierwszy i widnieje poniżej 20 minutków. Biegnę tym samym tempem i nadal mam chęć na jakąś chociaż kilometrówkę. Jednak może się to źle skończyć zwłaszcza na asfalcie. Definitywnie dzisiaj rezygnuję z myśli o szybkości. Przywołuję się do porządku i skupiam się na założeniu. Na okolicznych podwórkach radośnie pozdrawiają mnie szczekaniem Azory, Szariki, Maksy i inne psiaki które w niektórych zagrodach aż rwą się ujadając na mnie. Nie spostrzegłem się kiedy a wybiegłem z miejscowości w las. Tutaj już biało i ślisko. Zanosi się dalej na ślizg a nie bieg. Jednak przetrwałem i dałem sobie radę. Przeliczając przebiegnięte km wychodzi mi około 7 a do miejsca skąd ruszyłem już blisko. Swobodnie przebieram nogami i zmieniam drogę gdzie mam opady w plecy.

           Dobiegam do końca wyszło 7,8km w czasie 39:22. Teraz kilka łyków izotoniku i rozciąganie trochę dłużej niż przed startem. Kolejne kilometry w tym roku na koncie. Poza lekkim bólem pleców na pierwszych 2 km nic mnie nie bolało i nie boli. To znak,że zbliża się czas na właściwe bieganie ale to po niedzieli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz