poniedziałek, 3 lutego 2014

III Nocna Dycha do Maratonu, czyli pierwszy dobry start w 2014 roku
02.02.2014r.

Bieganie jest dla mnie pożytecznym ćwiczeniem, a jednocześnie pożyteczną metaforą. Biegając dzień po dniu, biorąc udział w kolejnych wyścigach, stawiam sobie poprzeczkę coraz wyżej, a żeby ją przeskoczyć, muszę nad sobą pracować, sam siebie ulepszyć (Haruki Murakami)

       Nareszcie nadszedł dzień pierwszego startu w zawodach w 2014 roku. Do Lublina wybrałem się na raty aby dotrzeć do Białej Podlaskiej i dołączyć do grupy biegaczy. Jechaliśmy wspólnie w sześciu. Na miejscu byliśmy po 19tej.  Całą drogę rzecz jasna rozmawialiśmy o ... bieganiu i zawodach. 
Szybki odbiór pakiety startowego i oczekiwanie na hali Globus na czas biegu. Na początek ocena siły wiatru, kierunku i przebranie się.  Spotkałem rzecz jasna całą masę znajomych biegaczy z Kluba Biala Biega na czele. 


                  foto Grzegorz Siciński

              Jednym z kibiców był Łukasz ze Studzianki który coś zima nie biega ale liczę ze te zawody go zmobilizują do treningów.Do tego jeszcze wpisy w akcje charytatywne dla Igora oraz Fundacji Koocham

Rozgrzewka na hali w postaci rozciągania i przed 22 worek foliowy na siebie. Cały czas popijałem powoli izotonik i oczekuję wyjścia. Gdy wyszliśmy na powietrze truchtaliśmy do miejsca startu. Po raz pierwszy na start zakładam ubranie termoaktywne. Będzie to test. Pierwszy raz zakładam też pulsometr, który rozkmniłem dopiero przed startem.  

          Plan mój był taki aby na początek roku nie wypaść zbyt blado i 44/45 minut będzie mnie satysfakcjonowało. Rok temu było 45:45 i ostatni 1km był w bólach więc na to muszę uważać i zachować siły aby na ostatnim podbiegu nie stanąć. Bieg da mi odpowiedź w jakim jestem stanie biegowym i jak w ogóle moja forma po treningach styczniowych.

               Na starcie już tłum ludzi zagrzewa się do biegu. Kilka uwag technicznych od organizatorów i minuta ciszy. Cyt. za Paweł Pakuła http://maratony.blogspot.com  "Zanim organizator dał sygnał do startu zaliczyliśmy jeszcze minutę ciszy. Jakiś czas temu, niedaleko miejsca startu śmierć poniosła młoda dziewczyna. Została potrącona na przejściu dla pieszych. Biegała i była znana miejscowemu środowisku biegaczy. Zginęła, gdy wyszła ze sklepu niosąc świeżo zakupione buty do biegania. Brak słów." Akurat załapałem się na fotkę jeszcze przed zdjęciem worka.
 

             foto Dariusz Budzyński

Zdejmuję foliowy worek. Rozglądam się gdzie jest Marcy z Kodnia. On biega w granicy moich czasów i trzeba byłoby go się trzymać. Znalazł się. Ja przesuwam się maksymalnie do przodu aby nie utknąć. Plan jest taki aby zacząć w granicach 4:40 na pierwszy kilometr-plis minus kilka sekund ale nie za mocno.
3,2,1 START około 750 biegaczy ruszyło na trasę po głownych lubelskich ulicach. Ruszam cała masa zawodników wyrwała. Biegnijcie póki dacie radę i tak większość z Was wyprzedzę oprócz tych poza czołówką. Ulice dobrze odśnieżone, momentami tylko lód. Spokojnie nie szarżuję,chociaż i tak myślę ciutkę za szybko ruszyłem. Czekam kiedy dojdzie mnie Marcy. Pierwszy kilometr 4:34 i puls 168 jednak kilka sekund za szybko. Trudno od tego czasu zaczynam już biec tempem. Obok mnie widzę biegnie kobieta już od kilkuset metrów równo ze mną. Więc trzymam z nią tempo. Przy trasie jest miejscami trochę ludzi i dopingujących biegaczy. Kolejny kilometr 4:30. Biegnie się dobrze i już powoli grupa się wydłużyła. Można delikatnie mijać. Pani za mną zapamiętuję numer 358 jest cały czas na 3km. Potem przechodzi do przodu. Wymieniliśmy kilka słów i suniemy dalej. Na 4km czuję,że Pani przyspiesza zerkam na zegarek 4:25 i tak samo 5km. Na półmetku trasy na Placu Litewskim 22:23 jest dobrze.
Zbiegamy z ulicy Narutowicza w kolejną prostą. Pani z 358 tnie mocno ponownie kilka sekund szybciej na tym kilometrze.

                Na 6km zerkam 4:20 zbliżamy się do punktu nawodnienia. Jestem w kilkuosobowej grupce a kolejna hen daleko jakieś 150 metrów wolnej przestrzeni. Trzeb ich dopaść. Nie pobieram wody ale decyduję się na dogonienie grupki z horyzontu. Przyspieszam już zdecydowanie. Pani nr 358 została. Biegniemy koło miasteczka akademickiego przed zbiegiem ich dopadam. Wbijam się w grupkę aby unikać powiewów wiatru. Na 7 km 4:10 to już rozkręciłem się. Zbiegam z górki czuję, że mnie mocno nie jednak staram się nie wariować bo mogę upaść. Kolejna prosta i mijam następnych kilku zawodników wyrażnie zmęczonych. Ja dalej swoje a nawet lekko jeszcze dodaję gazu. Wbiegam w Nad bystrzycką gdzie ubawiłem się z stojących delikatnie podchmielonych młodych chłopaków których doping  rozbawiał. Pan wydawało się, że to maraton. Kolejna grupka młodych stała z kieliszkami i tylko wymieniali numery zawodników i łykali. 
                Wracając do biegu to był już 8 km. Zbliżałem się do dłuższego podbiegu. Teraz będą chwile prawdy. Jednak kolejny kilometr 4:07 i jeszcze został 9km i 10km z podbiegiem, który ciągle mam w świadomości. W między czasie udało mi się jeszcze kilku zawodników minąć. To mnie nakręca jeszcze bardziej i gonię.  Przedostatni już 4:00 Jest ostatni kilometr i podbieg. Biorę go z trasy w pędzie. Szło dobrze jednak dwóch biegaczy mnie minęło. Na górę wbiegam tempem z biegu i  łapie ich, a pozostał jeszcze finisz. Teraz to wrzucam wyższy bieg i rura. Ślizgam się momentami ale jakoś nie padam. Szukam punktu złapania. Wiedzę Panią więc atak. Gonię ją wpadam na hale mijam te zawodniczkę wyciągam jeszcze kartkę Dla Igora i widzę pierwsze cyferki 42 tak tak lamię 43. Opieram się o barierkę, łapie oddech i odbieram izotonik oraz medal. Jestem zadowolony dobrze rozegrałem ten bieg taktycznie i przebiegłem dotychczas najszybciej dychę w Lublinie a była to moja piąta lubelska dycha do maratonu. Uf finisz mocny poniżej 4 minut. 42:54 świetnie. Dało mi to 74 miejsce na 744 zawodników. Oficjalne wyniki http://maraton.lublin.eu/images/strony/cztery_dychy_2/wyniki_trzecia_dycha.pdf Dobiega Marcy był sporo za mną
                 foto Łukasz Lewczuk
 Dalej kolejny znajomy Piotrek Choroś .
                  foto Łukasz Lewczuk

Wygrał Artur Kern (Unia Hrubieszów) z czasem 31:35.Jeszcze gorąca zupa, herbata i ciepły prysznic. Potem dekoracje oraz wspólne fotki i czekał nas powrót grubo po północy.
                       foto Katarzyna Pajdosz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz