niedziela, 2 marca 2014

Co się dzieje czyli XXXIV Półmaraton Wiązowski
02.03.2014r.

„Bieganie daje mi niepowtarzalną okazję definiowania siebie poprzez docieranie do granic psychofizycznych możliwości” (Jakub Bochenek)



               Półmaraton w Wiązownej koło Warszawy to bieg w trakcie przygotowań do wiosennych startów.  Tak po prostu zamiast wybiegania to start. Pojechałem z rana na miejsce autobusem zkm. Tylko usiadłem to już poczułem atmosferę biegu. jechało sporo biegaczy którzy rozmawiali o zawodach. Dzielili się doświadczeniami i obserwacją. Nawadniałem się popijając izotonik. Wiadomo dyskusja głośna to echo idzie mimo wszystko słychać. Wysiadłem za nimi aby nie znając terenu za nimi dotrzeć do szkoły gdzie mieściło się biuro zawodów. Z daleka widać miejsce startu i strefy startu dla biegaczy.
Akurat odbywały się biegi dla najmłodszych. Odebrałem pakiet. W nim rewelacji nie było.


Obok kilka straganów oraz scena.
              Pozwiedzałem trochę. poszukałem gdzie mogę się dogrzać, gdzie zrobić rozgrzewkę i jak bezpiecznie ulokować depozyt. Ludzi z każda minutą przybywało lawinowo. Jako, że przyjechałem w stroju biegowym na miejsce to tylko zdjąłem jedną warstwę i rozgrzewka. Trochę truchtu trochę gimnastyki. Spotkałem sporo znajomych m.in. z Białej Podlaskiej, czy Adamowa. Potem rozciąganie, poznanie końcowego kilometra trasy. Słuchawki na uszy, oddaję depozyt i wędruje w strefę startu.
               Na starcie podeszła do mnie Pani o tatarskiej urodzie zapytała czy ja to ja. Byłem trochę zmieszany. Okazało się ze to Gizela Grabińska i juz pisała do mnie emaila odnośnie biegu w Studziance. Wymieniliśmy kilka zdań i oceniliśmy szanse na trasę. Ona debiutowała w połówce. Stanąłem przy strefie 1:45. Zakładałem taki rozmiar 1:45-1:50. Trudno tez było ocenić bo nie znałem trasy ani tak na dobre do końca na co mnie stać. Wolałem tonować zapędy i z głową podchodzić do startu. 
Tłum poruszał się powoli nagle strzał i huk armaty.  Ruszam powoli przy linii startu już trzydzieści kilka sekund. Jak to na początku wszyscy z reguły do przodu. Biegnę bardzo zachowawczo i wolno. Wydaje mi się, że może za wolno. Jednak jest pewna różnica jak biegnie się samemu 5:00 a w tłumie. Pierwszy kilometr 5:00 równo i takie tempo mnie interesuje. Nadal biegnę w tłumie. Szybko wybiegamy z Wiązownej i kierujemy się na wioski. Drugi, trzeci kilometr troszeczkę się rozluźnia. Na zegarku 4:55 za szybko. Zwalniam trochę. Na 3 km dobiegam do spotkanej na starcie znajomej. Biegniemy równo, w tempie. Pierwszy punkt z wodą i ciepłą herbatą. Kilka łyków na początek. Teraz już każdy ustawia się i łapie tempo. 4km widzę 4:50. wydaje mi się wolno. nawet się nie spociłem a tętno nie zmienia się mocno. Pomiar piąty kilometr 24:42 kilkanaście sekund poniżej 25minut. Dalej tempo to samo. Towarzyszka biegu trzyma się i dzielnie biegnie. Dalej kolejne punkty z nawadnianiem, kibice i straż pożarna z syreną. Z drugiej strony wracają już Ci co wystartowali wcześniej. Około 7km biegnie mocno czołówka. Gdzieś na 9 km sympatyczni widok. Pan stoi przed domem, samochód otwarty z niego muzyka dudni -wszystkie drzwi i bagażnik on sam zagrzewa do walki i klaszcze. Świetny widok. Pan już senior widać z laską u boku. Fantastyczny obrazek. Już na horyzoncie 10 km a ja nadal nie odczuwam, że biegnę. Co jest??
              W głowie dziwne myśli nudno jakoś brzmi to dziwnie ale zaczyna ten bieg z tempem 4:50 nudzić mi się.  Widzę w biegaczy już po nawrocie. Pani Ewa Fabian  spor przede mną z dobry kilometr .Biegnie kelner którego widziałem na maratonie warszawskim, dalej Pan z wózkiem. Mijam 10 km patrzę na zegarek 49 minut. Teraz zbieg w dół. Rozluźniam ręce i trochę wolniej. Już widać napis półmetek. Ludzi sporo więc dopingują i wspierają. Nie wiem jak to się stało ale to mnie uniosło i przyspieszyłem trochę. Gizela została z tyłu. Przemknęła przez mnie myśl, skoro nie czuję się zmęczony a biegnę jak narazie rekreacyjnie to 10km biegnę jak 10 km na zawodach. Dam radę a na mecie już napewno czeka  ukochana Asia. Szybciej będą niż zapowiadałem. Zerkam jeszcze na 11km 4:45/km teraz podbieg spokojnie mijam na nim Pana który prowadzi wózek. Myślę sobie jeden cel łyknięty teraz gdzie jest kelner?Wypatruję i nie widzę. Biegnę sam wskakuję na 4:40 i mijam po kolei zawodników. Od podbiegu nikt mnie nie wyprzedza. Systematycznie wyprzedzam i wyprzedzam. 12,13,14 kim po 4:40 jak łeb w łeb. Ależ mnie niesie. Na punkcie wodopojnym 3-4 łyki herbatki bardzo dobra słodka z cytryną to pomaga jeszcze bardziej. I w oddali widzę kolejny obiekt kelnera, jest zatrzymał się i z tacy podaje picie zawodnikom. Mam Cię hehe. Patrzę i wyprzedza mnie jeden zawodnik w siwej bluzie. Spokojnie pokora biegnij biegnij ja się rozkręcam. Biegnę za dwoma biegaczami których wspierał kelner. Jest 15 km mijam kelnera i będę próbował dopaść tych dwóch. Za mną 15km pochmurne niebo zdaje się być bardzo łaskawe dla biegaczy. To dobra aura. W końcu przyczepiłem się za nimi i widzę, że tempo dobre mają. Cisnę z nimi 16, 17km oczywiście mijając innych. Tego w siwej bluzie też łykamy, facet jakby stanął. Goście dają dobrze już 4 km po 4:15 a ja trzymam się nich kurczowo. Już nie przyspieszę teraz to mogło by mnie dużo kosztować. 18 km już są zawodnicy którzy biegną sami, są i grupki, idę samotni którzy za mocno wyrwali. Biegnie mi się świetnie, teraz w uszach jakiś mocny metalowy kawałem brzmi. Nie mam kryzysu, dwaj Panowie równo 4:15 robią 19km i 20km. Już teraz czaję się na finisz. Za nimi jestem tuż tuż. Spokój, opanowanie i nie ma zmęczenia jako takiego. 
           Ależ bieg, jakie czary. Jest ostatni kilometr. Wybiegam zrównuję się z dwoma kompanami od 16km. Uśmiechamy się, kilka słów wymiany i odpalam. Odchodzę od nich. W oddali sylwetka Pani Ewy Fabian. Do mety 900metrów przyspieszam, przyspieszam grzeję. Wbiegam na ostatnią prostą. Torpeda, nabieram prędkości. Już jestem obok Pani Ewy klaszczę jej i do przodu. Słychać spikera i metę, widzę już linię mety. Zawodnicy jakby zwolnili. Nikt nie chce się ścigać. Jakieś 200 metrów do mery już sprint. Zasuwam jak samochodzik z silnikiem odrzutowym. Widzę barierki i Asię. Klaszczę
                       oglądam się jest jeden co mnie goni numer 715 oj wywołałem wilka z lasu.

Jednak nie daję się i mijam linię mety 1:36:52 widniej na tablicy. Patrze na zegarek 1:36:13 wg mojego czasu. Daje mi to 247 miejsce na 758 zawodnikówhttp://www.maratonypolskie.pl/wyniki/2014/wiaz4op.pdf  Wygrał zawodnik z Ukrainy Roman Romanenko z Dnietropietrowska (UKR Sk Kovel - Lkb Rudnik) z czasem 01:04:42. Kilka skłonów, odbieram medal och końcówka mocna. Dychę w 43 minuty z kawałkiem. Jeszcze rzozciaąanie, skłony, posiłek regeneracyjny i powrót.
                 Zastanawiam się co się dzieje? Nie czuję zmęczenia bardzo, owszem przyspieszyłem ale czuję się  bardzo dobrze. Dopiero początek marca a mi biega się rewelacyjnie. Co będzie dalej. Czy to efekt przebieganej zimy? czy dyspozycja dnia? Nie biegłem na życiówkę ale 3 minuty tylko do niej miałem straty. Czy metoda negative split bieg z narastającą prędkością to jest metoda która psychicznie pomaga. Dużo dało mi wyprzedzanie zawodników w drugiej części półmaratonu. uff zastanawiam się dalej co jest????

2 komentarze:

  1. Gratuluję wyniku :) Jak na bieganie 3x w tygodniu to naprawdę całkiem niezłe czasy wykręcasz. Chyba, że to po prostu efekt super-kompensacji po wcześniejszych ciężej przepracowanych okresach treningowych, a teraz tylko "wstrzykujesz" sobie minimalne dawki, tak by utrzymać formę? Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję to był spokojny bieg bez szaleństwa. Przez zimę swoje wybiegałem i solidnie wydaje mi się przetrenowałem. Formę stale łapię i jeszcze trochę trzeba potrenować. W tym półmaratonie czas wyszedł sam na luzie. Dopiero po połowie dystansu zacząłem biec, jak pisałem znudziło mi się dreptać hehhee

    OdpowiedzUsuń