środa, 21 maja 2014

Kilometrówki
21.05.2014r.

Bieganie znacząco poprawia wydolność płuc



        Dopiero teraz odczuwam skutki maratonu i półmaratonu. Minęło już zdaje się sporo czasu ale potrzeba zadbania o dietę i właściwy odpoczynek. Jak to bywa nie zawsze tak jest. Znaczy mała wpadka ostatnio spowodowana Juwenaliami i nieprzespana noc zrobiły swoje. Jakoś nie mogłem odpuścić występu jednego z moich ulubionych wykonawców muzyki elektronicznej. 

          Wybrałem się na trening podczas, którego zakładałem 1,5godz. kilometrówek. Jeden szybciej drugi wolniej i tak wychodziło 4:30/4:40 na przemian z 5:00./5:10  Przed treningiem zjadłem lekki obiad ale chyba za szybko ruszyłem. Minęło tylko dwie godziny a ja już rozciągałem się. Mimo, że była już godz. 19 to nadal gorąco 26 stopnia i duszno. Trudno zabieram izotonik, słuchawki, mp3 i w drogę. Pierwszy kilometr rzecz jasna nieparzysty wolniej po polnej drodze. Wbiegam na asflat i szybciej. Przebiegam przez Studziankę kierując się na miejscowość Lubenkę. Tutaj z polnej drogi podłoże zmieniam na asfalt.Tę trasę biegam rzadko. Pierwsze kilometry zgodnie z planem. Co miej więcej 3km a 15 minut uzupełniam płyny.

               Maj jest piękny na podlaskiej wsi. Pod wieczór społeczność gromadzi ie przy polnych krzyżach i kapliczka na popularne majowe. Piękne zjawisko gdzie pokolenia skupiają się na modlitwie. Mieszkańcy oprócz litanii śpiewają pieśni maryjne,. Zwyczaj zakorzeniony w I poł. XIX wieku przetrwał do dzisiaj szerzej jak kogoś interesuje:http://brewiarz.pl/czytelnia/maj.php3  Ludzie maja okazję spotkać się i także porozmawiać. W stawach i większych bajorach wesoło rechoczą żaby. Ich koncerty słychać po całej okolicy. Wokoło zielono a zboża już szumią kłosami. Rzeki i rzeczki pełne koryta wody po majowych ulewach. Rowy także wezbrały i wylewają na łąki.  Niektórzy rolnicy już pokosili łąki. Inni koszą trawy koło własnych zabudowań. Zapach skoszonej trawy na wsi jest fantastyczny. oddycha się jak prze jakieś filtry.  W całym tym klimacie wesoło biegają psy która o dziwo nie gryzą. Sporadycznie jakiś fawik podbiegnie za ma ale jak krzyknę na niego i palcem pogrożę uspokaja się. Koty przebiegają przez jezdnię i nie są tak zainteresowane towarzystwem jak psiaki. Ludzie machają zza płotów do mnie lub z aut. Coraz więcej osób biega ale obecność biegacza i tak wzbudza zainteresowanie w szczególności popołudniami przy sklepach.

         Po minięciu Lubenki zaczepiam kawałek o Szymanowo i kieruję się  stronę Łomaz cały czas po asfalcie. Jest nadal gorąco. Przeszkadza mi czapka bo już się zgrzałem ta zmianą tempa. Z Łomaz kieruję się na Studziankę. Mam już za sobą 10km. Dalej zmieniam z kilometra na kilometr tempo na zakładane do 15km. Na 15 km klops. Pas który mam na sobie z bidonem i telefonem tak mnie uciska,że zaczyna boleć mnie brzuch. Próbuję jakoś go rozluźnić ale nie pomaga. Ściska mnie strasznie a do tego wierci żołądku. Niestety impreza wychodzi bokiem. Jak imprezować to po treningu a nie przed. Ważne aby uważać co jeść bo jak dla mnie dawno nie jadłem wieczorem,a spożyty fast food dopiero przetrawił się i chce się uwolnić
Nie pamiętam kiedy ostatnio jadłem coś takiego. Było to w tamtym roku i podobnie się czułem. Cóż zwalniam na 16km i walczę. Niestety 3 minuty przerwy i wracam na trasę już w truchcie zrobiłem jeszcze 2 km bardziej na schodzenie niż trzymanie tempa. Przebiegłem 18km w nieco ponad półtorej godziny. Jeszcze rozciąganie i smarowanie. Swoją drogą izotonik na trasie też nie jest dobry bo po kilkunastu km słodko w buzi i niewiele pomaga. Pomyślę, nad zabieraniem własnej roboty płynu.

2 komentarze:

  1. To nie wina fast foodu. Po prostu za słabo popiłeś go piwem ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie nie popiłem i zapewne dlatego

    OdpowiedzUsuń