Wielka wycieczka biegowa czyli generalka przed II Maratonem Lubelskim
30.04.2014r.
30.04.2014r.
Bieganie jest
wyzwaniem, które motywuje i daje wiele satysfakcji
Przed
wybieganiem jak zawsze większe nawodnienie i makaron dzień przed i z
rana. W ciągu dnia parzyło a gdy przyszła pora treningu było 24 stopnie.
Tak będzie wg prognozy na maratonie z tym ze bieg jest z rana, jestem
zły na siebie ze nie wyszło mi wcześniejsze wybieganie w porze maraton.
Teraz też nie dało rady. Do poprzednich startów biegałem próbę generalna
właśnie w porze startu. Cóż rozgrzewka trochę spokojniejsza niż zawsze.
Pas, bidon, zegarek, koszulka startowa a i buty startowe i w drogę.
Początek to wejście na właściwe obroty a mianowicie takie przygotowanie
psychiczne do dystansu. Poprzez pola, polne drogi i lasy wiedzie
dzisiejsza trasa. Następnie będzie asfalt, dużo asfaltu. Do 8 km wg
założeń po polnych piaszczystych drogach. Od 5km zaczynam popijać
izotonik bo już mi się chce pić a to nie dobry znak. Najpóźniej 10 dni
przed maratonem robię próbę a i bywało 2 tygodnie przed jak biegałem po
38 km przed warszawskim. Wtedy wyszło na dobre. Jak będzie teraz? Czy
podołam lubelskiej trasie???to się okaże. Po asfalcie jakoś lekko
przyspieszam. Przebiegam przez wieś Koszoły gdzie jak tam jestem i
pomykam ludzie dziwnie się spoglądają a pod sklepem to komentarze w
stylu to ten ze Studzianki co nie ma co robić i biega. Robić to mam co i
to bardzo dużo roboty jednak i czas na bieganie tez mam bardziej niż na
stanie pod sklepem odkrzykuje. .Dalej w kierunku Huszczy się kierują
prze z las pełen zapachu wiosny, śpiewu ptaków i kwitnącej roślinność. W
Huszczy mam 15 km i teraz będzie po samym asfalcie przez las około 7
km. Niestety jedzenie w dzień dało znać o sobie i musiałem na pauzę 2
minutowa wskoczyć do boru leśnego. Wpływ na to miał też uścisk brzucha
przez pas od bidonu. Trzyma się stabilnie ale ciąży. Gdy lekko zapnę to
cały lata i przesuwa się. Tak źle i tak nie dobrze. Po zrzuceniu balastu
i uzupełnieniu płynów ruszam dalej, w kierunku Szmanowa. Tutaj ruch
większy i sporo aut przejeżdża a nawet trąbi. Im bliżej Lubenki i Łomaz
to znajomi mnie mijają pozdrawiają i machają W Łomazach osiągam 24 cały
czas w zakładanym tempie.
Co jakieś 3 km uzupełniam płyn. Niestety
izotonik jest dobry do czasu gdy się nie kleją usta. Po 25 km już mi
przeszkadza lepsza byłaby woda lub cos innego. Bardzo sodko w ustach i
klejąco. Wybiegam z Łomaz i kieruję się do Studzianki. Po drodze sporo
kierowców macha i trąbi pozdrawiając. Bardzo fajne uczucie ze ludzie tak
reagują. Najgorsze jest jak ktoś zatrzymuje się i pyta czy podwieźć.
Wtedy mnie to złości. Jakbym chciał aby ktoś mnie podwoził
łapałbym stopa a tak po to biegnę aby biec nie jechać. To bardzo pomaga
na trasie tak jak kibicie na zawodach.
Niestety popijanie 2-3 łuków
izotonika bo nic innego nie mam powoduje ze zamulam się jakoś. Jeszcze
przez Studzianke biegnę równo ale na 29 km czuję w nogach zmęczenie. To
oznaka tzw. ściany maratońskiej ale nie walczę tylko zwalniam krok i
kolejne 3 km do końca już w spokoju totalnym dobiega, Jeszcze przed
końcem pomyślałem aby dorzucić 2-3 km ale nie plan był taki aby pobiec
32 km lub pełne trzy godziny jak nie dam rady. Otóż po 32 km stwierdzam
że brak nadal mam wybiegania w tempie maratońskim. Zresztą zawsze jest tak że brakuje choćby jednego treningu jeszcze. Izotonik z kolei jak pisałem wyżej mi
przeszkadza w miarę zmęczenia. Zatem po 30 km juz tylko woda i walka z samym sobą. Będzie ciężko bo Lublin, to Lublin gdzie prawie rok temu dostałem srogą lekcję pokoty. Do tego te podbiegi których u siebie zbytnio nie mam takiej długości nie biegałem ich dużo.
Cóż
jeszcze 2 lekkie treningi i jeden z przebieżkami oraz tempami i będzie
regeneracja do najważniejszego startu w tym półroczu a może nawet roku.
Na koniec jeszcze chwila oddechu i rozciągam się chociaż jest to trudne bo mięśnie nóg bolą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz