09.03.2014r.
Bieganie wciąga a zarazem uspokaja
Po raz
pierwszy pobiegłem od dawien dawna dzień po dniu. Wczoraj piątka, której w
zasadzie nie powinien odczuć a jednak. Z rana nawodnienie, lekkie śniadanie i
przygotowania do biegu. Trasę upatrzyłem sobie taką na około 30km. Myślę sobie
tak niecałe 3 tygodnie przed pierwszym w tym roku maratonem. Wcześniej biegałem
przed debiutem ostatnie długie wybieganie 2 tygodnie i pod warszawski 10 dni przed królewskim
dystansem. Poza ubraniami biorę pulsometr, pas i 0,7 picia. Wgrywam muzykę i
słuchawki na uszy. Słońce pięknie z rana świeci.
Ruszam na początek w stronę
Dokudowa. Po drodze gruntowej pierwszy kilometr wydaje mi się wolno jednak 5:20
zwalniam na kolejnym już na asfalcie i wychodzi 5:43. Po asfalcie będzie
ciężko. Kolejne kilometry mijają na oglądaniu pooranych już pól i radości z
ciepła słonecznego. Nie obejrzałem się kiedy a tu 5km i 26:42. Od teraz co
2,5km chociaż 3-4 łyki wody z syropem aby nie paść. Przebiegam Ortel Książęcy
i wbiegam do Ortela Królewskiego. Jak co niedziele ludzie z rana do kościoła i
spory ruch. Biegnie mi się lekko muzyczka gra tyle że nie słyszę ptaszków. Nad
Zielawą są rybacy i cieszą się z pierwszej w tym roku tak ładnej niedzieli.
Chce się żyć chciałoby się powiedzieć. Kolejne kilometry staram się biec
pobocze aby nie narazić się kierowcom i nie czuć asfaltu. Kolejny kościół mijam
w Ortelu Królewskim gdzie też msza będzie nie długo bo sporo ludzi tam się
kieruje, Na 10 km 54:12 jak na wybieganie to wg mnie jest dobrze zakładałem
góra 55.
Jeszcze 2 km i wbiegam na piaski do Studzianki. Tutaj po znajomej
trasie celowo walczę z piachem i sunę naprzeciw, a z daleka widzę
rowerzystę Gdy przybliżam się on jakby na mnie czekał. To Pan Witold tata
tez biegaczy Tomka i Krzyśka. Wymienialiśmy kilka zdań. Nawet dobrze się
biegnie jak obok jedzie rowerzysta. Po koło kilometrze ja w prawo a Pan Witold prosto.
dalej 15 km 1:22 oj przyspieszyłem nie potrzebnie w rozmowie z rowerzystą mimo
chodem tak wyszło. Coś mnie z tyłu warczy dobiega jakiś burek i za nim co sił
pedałuje Pan Mietek z Muzeum Zadowolony że po 2 kilometrach dogonił mnie.
Wymiana zdań i ja w prawo a on w lewo. Dalej chyba najpiękniejszy widok tego
dnia 9 sarenek przepięknych się pasło. Zobaczy mnie i dyla. Prze rów skakały z
gracją hyc i w górze ależ mają odbicie i pomknęły w kierunku brzozowego lasku.
daje już sam mknę po piachu i dobiegam do żużlowej drogi dalej w Studziane
kolejna prosta uzupełniam płyny i cisnę. Nie odczuwam zmęczenia. Nieuchronnie
zbliżam się do 20km. Jak na razie jest dobrze .
Na 21km mam czas 1:54 i przez
mostek na rzece Grabarka wbiegam do Lubenki. Koniec piachów i polnych dróg
teraz asfalt. Na wiosce jedni grają w piłkę, inni spacerują a jeszcze inni gaworzą
przy płotach. Oczywiście jak przebiegam wzrok jest na mnie. Po poleć. Nie myślę o niej tylko zerkam przed siebie a tam już wieża kościoła w Łomazach.
Jestem na punkcie 25km jeszcze ponad 5 jak widzę do domu. Skręcam w prawo i już
mam prosta do Studzianki. Czuję zmęczenie nie jest łatwo teraz to te 26, 27, 28
km zawsze są ciężkie. Walczę ze sobą. Niestety 6;01 na 27 i 28km oj kryzys przezwyciężam
nie miałem myśli o przejściu do marszu ale trudno było. Na moście na Zielawie już w Studziance widzę rybaków. jestem u siebie więc teraz jest lżej jakoś psychicznie.
29 km już wracam do ładu 5:44. na 30 km kolejny Mieczysław mnie mobilizuje koło
szkoły i też jakby ponownie siły wróciły. Lecę ten 30km w 5:10. Tak na oko
jeszcze ponad km do domu. Wbiegam na polną drogę koło kapliczki jeszcze 1km.
Już zaczynałem myśleć jeszcze ile został więc nie jest łatwo. Ostatni
kilometr trochę przyspieszam w 5:00 i dotarłem. Piję izotonik maszeruję i robię
skłony.
Warto było pobiec taką wycieczkę a wyniosła ona 31,5km w czasie 2 godziny 51 minut.
Już nie pobiegnę po starcie nawet wydawałoby się prostym na 5km aby kolejnego
dnia tyle km robić. Cóż na przyszłość jestem bogatszy o to doświadczenie. Teraz
2-3 di regeneracji.
Ja po tej piątce wróciłem do domu zmieniłem bluzę i w trasę miałem zrobić 20km ale zaczęło mnie boleć kolano i wyszło 17km a w niedzielę w pracy chodziłem "tyłem" bo miałem zakwasy /a myślałem że to już za mną bo biegam regularnie /
OdpowiedzUsuń