czwartek, 5 czerwca 2014

Poranne bieganie z wschodem słońca, endomondo i psami.
05.06.2014r.

W biegach długodystansowych jedynym przeciwnikiem jakiego ma się do pokonania jesteśmy my sami i to jacy byliśmy wczoraj (Haruki Murakami)


              Budzę się jest 4 rano. Dla normalnego człowieka to pora najlepszego snu  a dla imprezowiczów powrót z baletów. Dla mnie tego dnia rozpoczynał się nowy dzień, dzień pełen pracy, aktywności i planó.w To nowy dzień pełen możliwości. Dużo do zrobienia i wieczorem nie wyrobię z treningiem, dlatego ruszam skoro świt. Rozgrzewka i rozciąganie.  Mam dylemat czy biec w spodenkach czy dresie. Jest nawet chłodno. Jednak zrzucam bluzę. 
            Po raz pierwszy chcę skorzystać z endomondo. To zasługa Asi która pomogła mi je zainstalować. Fakt pas z piciem mi będzie przeszkadzał gdzie telefon hm...w rękę. Gdy pierwsze oznaki słońca zaczynają się pojawiać ruszam polną drogą w kierunku miejscowości Dokudów. Wyznacznik na trening to przyspieszać 5-10 sekund na każdym kilometrze. Rozpocząłem od 5:38. Endomomdo dopiero załapało po 6 minutach pierwszy kilometr. Wbiegam na drogę asflatową i przyspieszam nieznacznie aby kolejny kilometr był delikatnie szybciej.  Wokoło słychać wielki koncert ptaków, które wyśpiewują wszelkie melodyje. Jest coraz cieplej. Z każdym kilometrem o te 5-7 sekund przyspieszam i potwierdza to endomondo. Na 6km już poprawnie odznaczył kilometr. Dalej było już tylko lepiej. Rozpędzam się coraz bardziej. Wyciągam bidon a telefon chowam do niego. Butelkę biorę w rękę. Słońce już wstało. Zboża lekko falują, a i ruchu nie ma. Któż z takiego rana jeździ. 

         Przebiegam przez Ortel Książęcy do Ortela Królewskiego i zaczyna się. Otóż okoliczne azory zebrały się i gonią mnie. Straszę je butelką i odpuszczają. Dalej kolejny samotny fawik już prawie mnie gryzł. Chyba czuł moja nogę ale nie zdążył butelka spała obok niego i nawiał. Biegnę dalej podkręcając tempo już do 5:06. Pojawiają się kolejne pieski, które tylko podbiegają i na odruch ręki odpuszczają. Dalej już nie ma psiego wsparcia. Przebiegam następny kilometr 4:59 i już jestem z powrotem w Studziance. Poranek jest śliczny. Zapachy pól, lasów i łąk mieszają się wzajemnie. Oddycha się jak w uzdrowisku jakimś. Kilometry mijają jeden za drugim bardzo szybko. Nie wiedziałem kiedy zleciała godzina biegu. Jedynym głosem w jaki się wsłuchuję to głos endomondo co km a tak to upajam się sielskością wsi. Ostatnie 2 km to już wolniej na schłodzenie. Zgrzałem się w nogi zwłaszcza. Wyszło 14km jeszcze rozciąganie i można dzień zaczynać. Swoją drogą endomondo głośno mówiło i ie trzeba tracić cennych sekund zerkając na zegarek.  Jak narazie kolejny gadżet do biegania.Ach my biegacze ciągle się doskonalimy.

p.s. Przed wieczorem jeszcze udałem się na mały instruktaż. Jeden z chłopaków Daniel zapisał się na III Tatarską Piątkę i chciał trochę pobiegać. Lekko na początek jedno kółeczko 2,6km truchtem aby nie zraził się do biegania. Wyszło ponad 6 minut ale ważny jest pierwszy krok.  Ma chłopak parę bo za piłką lata jak szalony. Przez miesiąc przygotuje go trochę do tego biegu. Dla niego ważnego bo po raz pierwszy na 5km i to w Studziance. Spodobało mu się i w następnym tygodniu myślę, że zachęci kolejniych do wspólnego treningu. Zrobi się iście obóz przygotowawczy do biegu w Studziance.

2 komentarze:

  1. Zawsze podawałeś bardzo szczegółowe tempa swoich treningów, więc byłem przekonany że korzystasz z endomondo, lub podobnej aplikacji. Czasem musi minąć kilka minut aby telefon złapał kontakt z satelitami, ja poświęcam ten czas na rozgrzewkę.
    Ja dziś pomagałem w treningu koleżance, która przygotowuje się do lubartowskiego biegu. 6 km ze średnim tempem 7:30 - zapomniałem już, że tak wolno da się biegać :)
    Prawie cały czas oddychałem przez nos

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podawałem bo pamiętam czasy i mam wyczucie
      Endomondo pierwszy raz odpaliłem

      Usuń